DRUGA JESIEŃ
|
DRUGA JESEN
|
Wśród wielu prac naukowych, podejmowanych przez mego ojca
w rzadkich chwilach spokoju i uciszenia wewnętrznego, pomiędzy ciosami klęsk
i katastrof, w jakie obfitowało to życie awanturnicze i burzliwe – najbliższe
jego sercu były studia nad meteorologią porównawczą, a zwłaszcza nad
specyficznym klimatem naszej prowincji, pełnym jedynych w swoim rodzaju
osobliwości. On to właśnie, mój ojciec, położył podstawy pod umiejętną
analizę formacyj klimatycznych. Jego „Zarys ogólnej systematyki jesieni” wyjaśnił
raz na zawsze istotę tej pory roku, która w naszym klimacie prowincjonalnym
przybiera tę przewlekłą, rozgałęzioną, pasośytniczo rozrosłą formę, która pod
nazwą „chińskiego lata” przeciąga się daleko w głąb naszych zim kolorowych.
Cóż powiedzieć? On pierwszy wyjażnił wtórny, pochodny charakter tej później
formacji, nie będącej niczym innym, jak pewnego rodzaju zatruciem klimatu
miazmatami przejrzałej i wyradzającej się sztuki barokowej, stłoczonej w
naszych muzeach. Ta rozkładająca się w nudzie i zapomnieniu sztuka muzealna
przecukrza się, zamknięta bez odpływu, jak stare konfitury, przesładza nasz
klimat i jest przyczyną tej pięknej, malarycznej febry, tych kolorowych
deliriów, którymi agonizuje ta przewlekła jesień. Piękno jest bowiem chorobą,
uczył mój ojciec, jest pewnego rodzaju dreszczem tajemniczej infekcji, ciemną
zapowiedzią rozkładu, wstającą z głębi doskonałości i witaną przez
doskonałość westchnieniem najgłębszego szczęścia. |
Među mnogim znanstvenim radovima kojih se poduzimao moj
otac u rijetkim trenucima unutrašnjeg mira i spokoja, sred poraza i katastrofa
kojima njegov burni život nije oskudijevao – srcu mu je najviše priraslo
proučavanje usporedne meteorologije, osobito pak specifične klime naše
pokrajine, pune u svojoj vrsti jedinstvenih osobitosti. Upravo je on, moj
otac, utemeljio znalačku analizu klimatskih formacija, njegove su »Osnove
opće sistematike jeseni« jednom zauvijek protumačile bit tog godišnjeg doba,
koje se u klimi naše pokrajine odlikuje onim razvučenim, razgranatim,
nametnički razbujali oblikom koji se pod nazivom »kineskog ljeta« vuče do
dubine naših živopisnih zima. Što da se kaže? On je prvi protumačio drugotno,
izvedeno obilježje te kasne formacije, koja je naprosto svojevrsno otrovanje
klime isparinama prezrele i degenerirane barokne umjetnosti, nagomilane u
našim muzejima. Ta muzejska umjetnost što se raspada u dosadi i zaboravu,
onako zatvorena i bez mijena, šećeri se poput starog slatka, preslađuje našu klimu i uzrok je one lijepe,
malarične groznice, onih živopisnih delirija u kojima ta preduga jesen
doživljava svoju agoniju. Naime, ljepota je bolest, propovijedao je moj otac,
svojevrsni je srh tajanstvene infekcije, tamna nagovijest raspada koja izvire
iz dubine savršenstva i koju savršenstvo dočekuje uzdahom najdublje sreće. |
Kilka rzeczowych uwag o naszym muzeum prowincjonalnym
niechaj w tym miejscu posłuży do lepszego zrozumienia sprawy... Początek jego
sięga XVIII wieku i wiąże się z godnym podziwu zapałem kolekcjonerskim
oo.bazylianów, którzy obdarzyli miasto tą pasożytniczą naroślą, obciążającą
budżet miejski nadmiernym i nieproduktywnym wydatkiem. Przez szereg lat skarb
Republiki, odkupiwszy za bezcen te zbiory od zubożałego zakonu, rujnował się
wielkodusznie na to mecenasostwo, godne jakiejś królewskiej rezydencji. Ale
następna już generacja ojców miasta, bardziej praktycznie zorientowana i nie
zamykająca oczu na konieczności gospodarcze, po bezskutecznych pertraktacjach
z kuratorią arcyksiążęncych zbiorów, której usiłowała to muzeum sprzedać -
zamknęła je, zlikwidowała zarząd, wyznaczywszy dla ostatniego kustosza dożywotnią
emeryturę. W czasie tych pertraktacyj stwierdzone zostało ponad wszelką
wątpliwość, że wartość tych zbiorów była grubo przeceniana przez patriotów
lokalnych. Poczciwi ojcowie nabyli w chwalebnym zapale niejeden falsyfikat. Muzeum
to nie zawierało ani jednego obrazu pierwszorzędnego mistrza, ale za to całe
kolekcje trzecio- i czwartorzędnych, całe szkoły prowincjonalne, tylko
fachowcom znane, zapomniane, ślepe uliczki historii sztuki. |
Pregršt konkretnih napomena o našem pokrajinskom muzeju
neka ovdje pripomogne boljem razumijevanju predmeta. Počeci mu sežu u 18.
stoljeće i plod je divljenja dostojnog kolekcionarskog žara otaca
bazilijanaca, koji su obdarili grad tom nametničkom biljkom, koja je
opterećivala gradski budžet prekomjernim i neproduktivnim izdatkom. Duge se
godine trezor Republike, otkupivši u bescjenje tu kolekciju od osiromašenog
reda, velikodušno upropaštavao tim mecenstvom, doličnim neke kraljevske
rezidencije. Ali naredna generacija gradskih otaca, praktičnije usmjerena i
otvorenijih očiju spram gospodarskih nužda, nakon što je bezuspješno
pregovarala s kuratelom velikokneževske zbirke, kojoj je nastojala prodati
taj muzej – zatvorila ga je, dokinula je njegovu upravu, a posljednjem je
kustosu odredila doživotnu mirovinu. U vrijeme tih pregovora vještaci su
sasvim nedvojbeno utvrdili da su vrijednost te zbirke lokalpatrioti debelo
precjenjivali. Čestiti su fratri, obuzeti hvale vrijednim žarom, kupili
podosta falsifikata. U tome muzeju nije bilo nijedne slike prvorazrednog
majstora, ali su to bile čitave zbirke trećerazrednih i četvrtorazrednih,
čitave provincijalne škole, znane samo stručnjacima, zaboravljene, slijepe
uličice povijesti umjetnosti. |
Rzecz dziwna: poczciwi mnisi mieli upodobania
militarne, większa część obrazów była treści batalistycznej. Spalony złoty
mrok ciemniał na tych zetlałych od starości płótnach, na których floty galer
i karaweli, stare zapomniane armady butwiały w zatokach bez odpływu, kołysząc
na wzdętych żaglach majestat dawno zaginionych republik. Spod zadymionych i
pociemniałych werniksów majaczyły ledwo widoczne zarysy konnych potyczek. Przez
pustkę spalonych Kampanij, pod niebem ciemnym i tragicznym przeciągały w
groźnej ciszy skłębione kawalkady, ujęte z obu stron w spiętrzenia i wykwity
artyleryjskiego ognia. |
Čudnovato: čestiti su opati imali militaran ukus,
većina je slika bila bojovnog sadržaja. Žeženo zlatni sumrak tamnio je na tim
od starosti buđavim platnima, na kojima su flote galija i korablji; stare
zaboravljene armade pljesnivile su zarobljene u zaljevima i na napetim su
jedrima ljuljale majestet davno nestalih republika. Ispod zadimljenih i
potamnjelih glazura lelujali su jedva vidljivi obrisi konjičkih čarki. Kroz
pustoš sprženih polja, pod tamnim i tragičnim nebom promicale su u prijetećoj
šutnji kavalkade, s obje strane uokvirene gejzirima i grozdovima
artiljerijske paljbe. |
Na obrazach neapolitańskiej szkoły starzeje się bez
końca popołudnie smagłe i wędzone, jakby widziane przez ciemną butelkę. Pociemniałe
słońce zdaje się więdnąć w oczach w tych straconych krajobrazach, jak w
przeddzień kosmicznej katastrofy. I dlatego tak błahe są uśmiechy i gesty
złotych rybaczek, sprzedających z manierycznym wdziękiem wiązki ryb wędrownym
komediantom. Cały ten świat jest dawno osądzony i dawno zamierzchły. Stąd ta
słodycz bezgraniczna ostatniego gestu, który sam jeden jeszcze trwa – sobie
samemu daleki i zgubiony, wciąż na nowo powtarzany już niezmienny. |
Na slikama napolitanske škole ne prestaje starjeti
pocrnjeo i osmuđeno, kao kroz tamnu bocu viđeno poslijepodne. Potamnjelo
sunce čini se kao da naočigled vene na tim izgubljenim slikama, kao uoči
kozmične katastrofe. I zato su blijedi osmijesi i kretanje zlatnih ribarica
što s manirističkom ljupkošću prodaju vijence riba putujućim glumcima. Čitavom
je tom svijetu davno odzvonilo posmrtno zvono. Otkud ta beskrajna slatkoća
posljednje geste, koja je još jedina preostala – sama sebi daleka i
izgubljena, uvijek iznova ponavljana i zauvijek važna. |
A dalej jeszcze w głębi tego kraju, zamieszkałego przez
beztroski lud wesołków, arlekinów i ptaszników z klatkami, w tym kraju bez
powagi i bez rzeczywistości wyplaskują małe Turczynki pulchnymi rękami
miodowe placki ułożone na deskach, dwaj chłopcy w neapolitańskich kapeluszach
noszą kosz pełen gwarnych gołębi na kiju, który ugina się lekko pod tym
gruchającym skrzydlatym ciężarem. A jeszcze głębiej, na samej krawędzi
wieczoru, na ostatnim skrawku ziemi, gdzie na granicy mętnozłotej nicości
chwieje się więdnący pęk akantu – toczy się jeszcze wciąż partia kart,
ostatnia stawka ludzka przed wielką nocą, która nadciąga. |
A još dalje u dubini te zemlje nastanjene bezbrižnim
pukom veseljaka, harlekina i ptičara s krletkama, u toj zemlji bez
dostojanstva i bez realnosti, male Turkinjice tustim rukama pljeskaju medene
pogačice poredane na daskama, dva dječaka s napolitanskim šeširima nose koš
pun brbljivih golubova na štapu koji se blago uvija pod tim uzgukanim
teretom. A još dublje, na samom rubu večeri, na poslednjem krajičku zemlje
gdje se na granici mutnozelenog ništavila njiše uveli šbun akantusa – još
uvijek ne prestaje partija karata, posljednji čovjekov ulog prije velike noći
koja nailazi. |
Całą tę rupieciarnię starego piękna poddano bolesnej
destylacji pod ciśnieniem lat całych nudy. |
Čitava je ta staretinarnica ljepote bila izložena
bolnoj destilaciji pod pritiskom dugih godina dosade. |
– Czy potraficie zrozumieć – pytał mój ojciec – co
oznacza rozpacz tego skazanego piękna, jego dni i noce. Ciągle na nowo porywa
się ono do złudnych licytacyj, inscenizuje udane wyprzedaże, hałaśliwe i
tłumne aukcje, pasjonuje się dzikim hazardem, gra na baissę, rozrzuca gestem
utracjusza, marnotrawi swe bogactwo, ażeby trzeźwiejąc, spostrzec, że
wszystko to jest daremne, że nie wyprowadza poza zamknięty krąg skazanej na
siebie doskonałości i nie może ulżyć bolesnemu nadmiarowi. Nic dziwnego, że
ta niecierpliwość, ta bezradność piękna musiała się w końcu wzwierciedlić w
nasze niebo, rozgorzeć łuną nad naszym horyzontem, wyrodzić się w te
kuglarstwa atmosferyczne, w te arrangementy obłoczne, ogromne i fantastyczne,
które nazywam naszą drugą, naszą pseudojesienią. Ta druga jesień naszej
prowincji nie jest niczym innym, jak chorą fatamorganą, wypromieniowaną w
wyolbrzymionej projekcji na nasze niebo przez umierające zamknięte piękno
naszych muzeów. Jesień ta jest wielkim, wędrownym teatrem kłamiącym poezją,
ogromną kolorową cebulą łuszczącą się płatek po płatku coraz nową panoramą. Nigdy
nie dotrzeć do żadnego sedna. Za każdą kulisą, gdy zwiędnie i zwinie się z
szelestem, ukaże się nowy i promienny prospekt, przez chwilę żywy i
prawdziwy, zanim, gasnąc, nie zdradzi natury papieru. I wszystkie perspektywy
są malowane i wszystkie panoramy z tektury i tylko zapach jest prawdziwy,
zapach więdnących kulis, zapach wielkiej garderoby, pełen szminki i kadzidła.
A o zmierzchu ten wielki nieporządek i gmatwanina kulis, ten zamęt
porzuconych kostiumów, wśród których brodzi się bez końca, jak wśród
szeleszczących zwiędłych liści. I jest wielkie bezhołowie, i każdy ciągnie za
sznury kurtyn, i niebo, wielkie jesienne niebo wisi w strzępach prospektów i
pełne jest skrzypienia bloków. I ta pośpieszna gorączka, ten zdyszany i późny
karnawał, ta panika nadrannych sal balowych i wieża Babel masek, które nie
mogą trafić do swych szat prawdziwych. |
»Možete li razumjeti« – pitao je moj otac – »očaj te
osuđene ljepote, njezine dane i noći? Ona stalno iznova poduzima utvarne
licitacije, inscenira opsjenarsku rasprodaju, bučne i hučne aukcije, odaje se
bjesomučnom hazardu, igra na besu, kockarski se razbacuje, rasipa svoje
bogatstvo da bi, otreznivši se, shvatila da je sve uzalud, da savršenstvo na koje je osuđena ne uspijeva izvesti
iz zatvorenog kruga i da se ne može otarasiti bolnog preobilja. Nije stoga
čudno što se ta nestrpljivost, ta bespomoćnost ljepote morala najzad
uzrcaliti u naše nebo, buknuti požarom nad našim horizontom, iščašiti se u te
atmosferske mađije, u te ogromne i fantastične oblačne aranžmane, koje zovem
našom drugom, našom pseudojeseni. Ta druga jesen naše pokrajine nije ništa
drugo do bolesna fatamorgana u divovskoj projekciji ozračena na naše nebo
umirućom, zatvorenom ljepotom naših muzeja. Ta je jesen veliko putujuće
kazalište što zavarava poezijom, ogromna šarena lukovica što ljušti lupinu po
lupinu, jednu panoramu za drugom. I nikad se ne dopire do neke srži. Iza
svake kulise, kada uvene i kada se uz šušanj svije, otkrit će se nov i
blistav prospekt, živ i istinski samo za trenutak, dok, gaseći se, ne otkrije
svoju papirnatu prirodu. I sve su perspektive oslikane, i sve su panorame od
kartona, i samo je miris zbiljski, miris kulisa koje venu, miris velike
garderobe, pun šminke i tamjana. A u sumrak – onaj veliki nered i metež
kulisa, ona strka odbačenih kostima po kojima gazi bez kraja kao po šuštavom
uvelom lišću. I vlada velika pomutnja, i svi vuku za konopce zastora, i nebo,
veliko, jesenje nebo visi u krpama prospekatta i ispunjeno je škripom
gromada. I ona rastuća groznica, onaj uzdrhtali i zakašnjeli karneval, ona
panika balskih dvorana u predjutarje i babilonska kula maski koje se ne
uspijevaju spojiti sa svojim pravim ruhom. |
– Jesień, jesień, aleksandryjska epoka roku, gromadząca
w swych ogromnych bibliotekach jałową mądrość 365 dni obiegu słonecznego. O,
te poranki starcze, żółte jak pergamin, słodkie od mądrości, jak późne
wieczory! Te przedpołudnia uśmiechnięte chytrze, jak mądre palimpsesty,
wielowarstwowe jak stare pożółkłe księgi! Ach, dzień jesienny, ten stary
filut-bibliotekarz, łażący w spełzłym szlafroku po drabinach i kosztujący z
konfitur wszystkich wieków i kultur! Każdy krajobraz jest mu jak wstęp do
starego romansu. Jakże się świetnie bawi, wypuszczając bohaterów dawnych
powieści na spacer pod to zadymione i miodne niebo, w tę mętną i smutną,
późną słodycz światła! Jakich nowych przygód dozna Don Kichot w Soplicowie?
Jak ułoży się życie Robinsonowi po powrocie do rodzinnego Bolechowa? |
Jesen, jesen, aleksandrijski vijek godine što su svojim
ogromnim knjižnicama gomila jalovu mudrost 365 dana sunčeva kruga. Oh, ta
staračka jutra, žuta poput pergamenta, slatka od mudrosti poput kasnih
večeri! Ona pretpodneva, lukavo osmjehnuta poput mudrih palimpsesta,
višeslojna poput starih požutjelih knjiga! Ah, jesenji dan, taj stari
mangup-bibliotekar što se u izlizanom haljetku vere po ljestvama i kuša
slatko svih stoljeća i svih kultura! Svaki mu je krajobraz kao neki uvod u
stari ljubavni roman. Kako se samo sjajno zabavlja otpravljajući junake
starih romana na šetnju pod to zadimljeno i medno nebo, u tu mutnu i tužnu, kasnu
slatkoću svjetla! Kakve nove pustolovine čekaju na Don Quijotea u Soplicowu?
Što će biti s Robinsonom nakon što se vrati u zavičajni Bolechow? |
W duszne nieruchome wieczory, złote od zórz, odczytywał
nam ojciec wyjątki ze swego manuskryptu. Porywający lot idei pozwalał mu
chwilami zapomnieć o groźnej obecności Adeli. |
Za nepomičnih zagušljivih večeri, zlatnih od nebeskog
plama, otac nam je čitao odlomke iz svoga rukopisa. Zanosni let ideja
dopuštao mu je da povremeno zaboravi na prijeteću prisutnost Adele. |
Przyszły ciepłe wiatry mołdawskie, nadciągnęła ta
ogromna żółta monotonia, to słodkie, jałowe wianie z Południa. Jesień nie
chciała się skończyć. Jak bańki mydlane, wstawały dni coraz piękniejsze i
eteryczniejsze i każdy wydawał się tak do ostatnich granic wyszlachetniony,
że każda chwila trwania była cudem przedłużonym nad miarę i niemal bolesnym. |
Naiđoše topli moldavski vjetrovi, zavlada ona ogromna
žuta jednoličnost ono slatko, jalovo popuhivanje s Juga. Jeseni se nije
htjelo otići. Poput mjehurića od sapunice svitali su sve ljepši dani, sve
eteričniji i svaki se činio oplemenjen do krajnjih granica, tako da je svaki
trenutak postojanja nalikovao beskrajno produženom i gotovo bolnom čudu. |
W ciszy tych dni głębokich i pięknych zmieniała się
niepostrzeżenie materia listowia, aż pewnego dnia stały drzewa w słomianym
ogniu całkiem zdematerializowanych liści, w krasie lekkiej, jak wykwit plewy,
jak nalot kolorowych confetti – wspaniałe pawie i feniksy, które
wstrząsnąć się tylko muszą i zatrzepotać, ażeby strącić to świetne, lżejsze
od bibułki, wylinione i niepotrzebne już pierze. |
U tišini tih dubokih i lijepih dana neopazice se
mijenjala tvar lišća, sve dok se jednog dana drveće ne ogrnu slamnatim
plamenom posve dematerijaliziranog lišća, u krasoti lakoj poput izdanaka
pljeve, kao nanos šarenih konfeta – veličanstveni paunovi i feniksi kojima će
jednoga dana biti dovoljno da se promeškolje i zalepršaju krilima pa da
stresu sa sebe to sjajno, od papirića lakše, olinjalo i nepotrebno perje. |
|
[Poljska pripovijetka 20. stoljeća, izabrao i preveo
Zdravko Malić, “Književna smotra” XI (1979), br. 34-35. 8 Antologija poljske pripovijetke XX stoljeća,
priredio i preveo Zdravko Malić, Sarajevo : Veselin Masleša, 1984] |