Leonid Golberg
Cynamonowy Listopad w Półtora Miasta
II Międzynarodowy Festiwal Brunona Schulza
....Był cichym,
wstydliwym, skromnym nauczycielem prac ręcznych i rysunku w Gimnazjum im. Władysława
Jagiełły w międzywojennym galicyjskim Drohobyczu. Praktycznie całe życie
spędził w rodzinnym mieście. Tam, gdzie owo życie zostało tragicznie przerwane.
Brunona Schulza - piszącego po polsku Żyda - 19 listopada 1942 roku zabiła kula
gestapowskiego kata.
Przez
dziesiątki lat imię pisarza i artysty, znanego dziś na całym świecie, prawie
nie było wymieniane w jego ojczyźnie. "Proustowie nie są nam
potrzebni" - zdecydowanie głosili czepliwi krytycy - specjaliści od
socrealizmu. Dopiero w 1989 roku na domu pisarza zawisła pamiątkowa tablica. W
roku następnym jego imieniem nazwano jedną z drohobyckich ulic. A już w 1992
r., w setną rocznicę urodzin pisarza, odbyła się międzynarodowa konferencja,
dedykowana twórcy "Wiosny", która zgromadziła wybitnych prelegentów.
Odtąd
rodzinne miasto coraz bardziej zbliżało się do tego, który je rozsławił.
Dwa
lata temu, z inicjatywy twórcy i pierwszego dyrektora Polonistycznego Centrum
Naukowo-Informacyjnego - Igora Menioka (1973-2005) przy Uniwersytecie
Pedagogicznym w Drohobyczu, zorganizowano I Międzynarodowy Festiwal Schulzowski
i postanowiono, że będzie się odbywał co dwa lata.
Tegoroczny
Festiwal rozpoczął się 13 listopada. Jego organizatorami byli: Polonistyczne
Centrum Naukowo-Informacyjne im. Igora Menioka przy Uniwersytecie Pedagogicznym
im. Iwana Franki (kierownik: docent Wira Meniok), Instytut Książki w Krakowie,
Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie, Instytut Polski w Kijowie, Uniwersytet
im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Honorowym patronatem imprezę objęli:
Konsul Generalny RP we Lwowie, prezydent Lublina i burmistrz Drohobycza.
Podczas
oficjalnego otwarcia wystąpili: Konsul Generalny RP Wiesław Osuchowski, rektor
Uniwersytetu Pedagogicznego im. Iwana Franki - Wałerij Skotnyj, honorowy gość Festiwalu
Elżbieta Ficowska - żona odkrywcy Schulza, jego "archeologa" Jerzego
Ficowskiego, przedstawicielka Instytutu Adama Mickiewicza - Barbara Wiechno i
inni goście. W Pałacu Sztuk miejscowego Muzeum Krajoznawczego otwarta została
wystawa najbardziej znanych artystów Drohobycza i Lublina, poświęconych
głównemu "winowajcy" festiwalu i jego niezwykłemu miastu. Tego dnia
goście i uczestnicy imprezy rozmawiali z żywiołowym wielbicielem Brunona,
znanym kijowskim pisarzem Jurkiem Pokalczukiem.
Program
Festiwalu Schulzowskiego był bardzo różnorodny, wielowarstwowy i
wielogatunkowy. Przez cały tydzień miasto, które wydało na świat: Iwana Frankę,
Brunona Schulza, Jurija Kotermaka-Drohobycza, Feliksa Lachowicza, Kazimierza
Wierzyńskiego, Maurycego i Leopolda Gottliebów, żyło bogatym życiem duchowym.
13-19
listopada po raz kolejny przypomniały drohobyczanom, w jak uroczym mieście żyją
i jak Schulzowiada wabi zewsząd gości: od Sztokholmu aż po Sidney, od Chicago
aż po Tokio. Każdy dzień festiwalu był szczególny. Nie sposób nawet wyliczyć
wszystkiego, co odbywało się podczas ciepłych, cynamonowo-listopadowych dni w
pradawnym Drugim Byczu. Tak więc ograniczymy się tylko do podstawowych
wydarzeń.
Bardzo
interesująca i pouczająca okazała się prezentacja pod tytułem "Polifonia
Kultur" Ośrodka "Brama Grodzka - Teatr NN" z Lublina. Owo
centrum artystyczne opowiadało gościom o kulturalno-artystycznej
spuściźnie tamtejszego Pogranicza i
badało głównie wszystko to, co jest powiązane z utraconym żydowskim Lublinem. W
dorobku "NN" jest też wiele sztuk, spotkań, imprez, które
przedstawiają kulturę najbliższych sąsiadów - Ukrainy i Białorusi.
Wieczorem
we wtorek, 14 listopada, w kawiarni "U Frosi" (nie tylko uniwersytet
był "sceną" podczas festiwalowych dni) Witek Dąbrowski ze wspomnianego
"Teatru NN" przedstawił fantastyczną, pełną subtelnego humoru
"Przypowieść chasydzką" w reżyserii Tomka Pietrasiewicza. Może
wydawać się paradoksalne, że jednak nie w Polsce, gdzie szanuje się
wielokulturowe dziedzictwo, udało się w twórczy sposób - w czysto polskim
teatrze odtworzyć ducha i atmosferę panującą wśród lubelskich Żydów.
Podczas
festiwalowych dni goście i uczestnicy-drohobyczanie mieli okazję zapoznać się z
wieloma filmami dokumentalnymi, które pozwoliły spojrzeć innymi oczyma na nasze
wspólne Pogranicze, zrozumieć, iż jego wielonarodowość jest szczególnym
fenomenem, podstawą duchowości międzywojennej Europy. Przede wszystkim warto
wspomnieć retrospektywę lubelskiego festiwalu dokumentalistyki "Rozdroża
Europy". Autor zaprezentowanych filmów - Grzegorz Linkowski jest w
Drohobyczu dobrze znany, przecież stworzył scenariusze już dwóch filmów
poświęconych naszemu miastu i obecnym w nim śladom Schulza. Swoje obrazy:
"Wspomnienie z Będzina", "Zew codzienności" oraz "Impresja
z Drohobycza" pokazał także Wojtek Grabowski.
Spośród
propozycji teatralnych przedstawionych na Festiwalu, godne uwagi okazały się
przede wszystkim spektakle młodzieżowej grupy Teatru im. Łesia Kurbasa ze Lwowa
- "Owidiusz. Metamorfozy" i "Demiurgos plus" na podstawie
prozy Brunona Schulza w wykonaniu studenckiego teatru "Alter" z
drohobyckiego Uniwersytetu. Jednak największym zachwytem napełnił audytorium
monodram Ołeksandra Owerczuka "Pałac Świętej Trójcy" i głęboko
filozoficzny spektakl Teatru "Scena
Plastyczna" Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (reżyser Leszek Mądzik),
który odbywał się w pomieszczeniach Kościoła Świętego Bartłomieja.
Równolegle
z akcjami artystycznymi miała miejsce konferencja naukowa "Bruno Schulz i
Kultura Pogranicza", w której udział wzięli najważniejsi literaturoznawcy
i historycy sztuki z Krakowa, Lublina, Warszawy, Drohobycza, Sum, a wśród nich:
prof. Jerzy Jarzębski, Leonid Tymoszenko, Jerzy Święcich, docent Jewhen
Pszenycznyj i inni.
Cynamonowe
dni w Drohobyczu wyróżniały się również tym, że zorganizowano szereg spotkań i
szczerych rozmów ze znanymi literatami z Polski i Ukrainy. Z gośćmi Festiwalu
rozmawiał poeta Waldemar Michalski -
redaktor lubelskiego kwartalnika "Akcent" oraz żywy klasyk polskiej
poezji i przekładu Bohdan Zadura - redaktor czasopisma "Twórczość",
znany jako popularyzator współczesnej literatury ukraińskiej, twórca znanej
antologii tłumaczeń najlepszych ukraińskich wierszy współczesnych poetów.
Do
Drohobycza zawitali także ukraińscy literaci, którzy pracują w "Gazecie
Lwowskiej" - Andrij Pawłyszyn i Natalka Śniadanko. Natalka przeczytała
fragmenty swojej najnowszej książki "Syndrom Sterylnosti" i
podzieliła się rozmyślaniami na temat tego, czym dla niej osobiście jest
Pogranicze Kultur. Andrij opowiedział o swoich przygodach ze spuścizną twórczą
Brunona Schulza w charakterze tłumacza i uczestnika jubileuszowego projektu
2002 roku, o projektach na przyszłość. Poza tym przedstawił publiczności wydany
niedawno przez kijowskie wydawnictwo "Duch i Litera" tomik
"Myśli nieuczesanych" lwowianina współczesnego Schulzowi - Stanisława
Jerzego Leca. Natalka Śniadanko była w Drohobyczu po raz pierwszy i zachwycała
się jego unikalnym dziedzictwem kulturowym, szczególnie zaś oczarowały ją
malowidła cerkwi św. Jura. Paradoks sytuacji polegał na tym, że jej
przewodniczką była dawna znajoma - dziennikarka z Tel-Awiwu Miri Paz, która
przez kilka dni Festiwalu dosłownie "nauczyła się na pamięć"
rodzinnego miasta swojej babci i swojego dziadka.
Natomiast
nauczyciel literatury z Tomaszowa Mazowieckiego Zbigniew Milczarek
zaprezentował publiczności swoją bibliofilską serię "Telegramy
stamtąd", w której opublikował nie tylko książki o Schulzu i Drohobyczu,
ale także wspomnienia świętej pamięci Władysława Panasa - człowieka, który stał
u źródeł dzisiejszych uroczystości.
Zapewne
najważniejszym spośród festiwalowych dni stała się wieńcząca cykl spotkań niedziela 19 listopada. Ów dzień rozpoczął
się wspólną modlitwą na miejscu tragicznej śmierci Brunona Schulza. Kadysz
został przeczytany przez przewodniczącego tutejszej wspólnoty żydowskiej Josyfa
Karina. Następnie przemawiali ksiądz miejscowej katedry Trójcy Świętej
Ukraińskiej Cerkwi Grekokatolickiej o. Myrosław Soboljat i o. Bruno z kościoła
Świętego Bartłomieja. Na koniec dyrektor wykonawczy Festiwalu Wira Meniok z
Drohobyckiego Centrum Polonistycznego zaprosiła Włodka Kaufamana, aby odsłonił
pamiątkową tablicę w miejscu, gdzie 19 listopada 1942 roku genialny artysta
padł pod strzałami gestapowców. Fundatorem tablicy pamiątkowej była Fundacja
Janusza Pawlikata (Lublin, Warszawa), a wykonał ją artysta z Lublina Andrzej
Antoni Widelski.
Swoistą
kulminacją Festiwalu okazał się występ Alfreda Szrajera, ucznia Brunona
Schulza. Z towarzyszeniem akordeonu
(Tadej Serwatka) i fortepianu (Lew Lubanow) wiekowy muzyk, którego los upłynął
wśród tragicznych doświadczeń wieku XX, śpiewał piosenki żydowskie, polskie i
ukraińskie.
A
Festiwal Schulzowski zakończył się tradycyjnym spacerem z pochodniami przez
miasto. Na 14 przystankach związanych z pamięcią wybitnego drohobyczanina
dźwięczały fragmenty jego prozy w tłumaczeniu polskim i ukraińskim. A przed
nami nowe spotkania z Brunonem.
Komentarze
Miri Paz, dziennikarka, Tel-Awiw
„Festiwal okazał się
fantastyczny, wszystko było dla mnie bardzo wzruszające. Bardzo chcę po swoim
powrocie napisać o Schulzu i jego pięknym mieście. Tym bardziej, że tu są moje
korzenie, tu mieszkała rodzina mojego ojca”.
Teresa Panas, doktor psychologii, honorowy
gość Festiwalu, Lublin
„Bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w
uroczystościach w mieście, które zademonstrowało brak jakichkolwiek językowych,
religijnych, czy jeszcze innych barier. Cieszę się również, że byłam na
odsłonięciu tablicy, o której tak marzył mój świętej pamięci mąż. Razem z córką
chciałybyśmy, aby atmosfera współodczuwania i współrozumienia w Drohobyczu
trwała do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej”.
Ariko Kato, doktorantka Uniwersytetu
Jagiellońskiego, Tokio
„Jestem
po raz pierwszy w mieście Schulza, któremu jest poświęcona moja praca naukowa.
Bardzo podobał mi się i sam Drohobycz, i festiwalowe imprezy, i drohobyczanie.
Zachwyciła mnie również wasza niezwykła dla mnie jesień. Znalazłam nowych
przyjaciół, dzięki którym Polska i Ukraina stały się sobie jeszcze bliższe,
dzięki którym wciąż chciałoby się tu wracać”.
Ojciec Myrosław Sobołota, katedra Trójcy
Świętej, Drohobycz
„Przede wszystkim, jako ksiądz zwróciłem uwagę
na bardzo dobre stosunki międzyludzkie panujące między uczestnikami Festiwalu, poza
tym wzruszył mnie ogromny szacunek do człowieka, który mieszkał w naszym
mieście, zrozumienie znaczenia jego sztuki i fenomenalnej kultury Pogranicza.
Bardzo się cieszę, że usłyszałem cudowny śpiew pana Szrajera, że poznałem
jeszcze jedną ważną postać Drohobycza”.
Tłumaczenie Anna Łazar
[Львівська
Газета: Долаючи
час:
Завершився
фестиваль
Бруно Шульца – Леонід
Ґольберґ (22
листопада, 2006
року, № 43 (43)]
Spóźniony Powrót
Wielki Bruno w dzisiejszym Drohobyczu
Kiedy jeszcze uczyłem się w szkole i kiedy
niezbyt dobrze wychodziło mi czytanie po polsku, znalazłem w ojcowskiej
bibliotece niewielki, wydany bodajże w roku 1953 tomik prozy nieznanego wówczas
nie tylko mi, ale i wielu starszym ode mnie drohobyczanom Bruno Schulza.
Książkę poprzedzała obszerna przedmowa Artura Sandauera, o którym też
dowiedziałem się wkrótce, że łączyło go coś z Galicją Wschodnią. Nie wszystko z
owej książeczki było wówczas dla mnie zrozumiałe, ale zainteresowały mnie
zarówno losy artysty, jak i to, co pisał o mieście, w którym dorósł i mieszkał,
i w którym spotkała go tragiczna i okrutna śmierć.
Przez
pewien czas nie mogłem zrozumieć, dlaczego ów autor jest nam - jego powojennym
krajanom - nieznany. Zastanawiałem się, na czym polega "trefność"
tego, co stworzył. Ale wkrótce, studiując już filologię w Instytucie
Pedagogicznym, kiedy nawiązałem znajomość z tym, co nazywano w Związku
Radzieckim "samizdatem", przyszło oświecenie: Bruno w żaden sposób
nie wpisywał się w okrutne sowieckie ramy kulturowe, nie wpisywał się w realizm
socjalistyczny. "Prustowie nie są nam potrzebni" i to by było na
tyle. Nie jest to jednak ani jasne, ani zrozumiałe, ani logiczne (co prawda
trudno doszukiwać się logiki w działaniach i pomysłach tych, którzy formowali i
określali kierunki polityki kulturalnej Imperium Radzieckiego), przecież,
chociaż nie w całości, ale jednak udawało się wydać w Związku Radzieckim i
Kafkę, i Prusta, i Sartra, i Camusa. Co w takim razie było nie tak z
twórczością drohobyckiego samotnika? Czy to, że mieszkał w okupowanym przez
Sowietów, a potem przez Hitlerowców
Drohobyczu, czy że był Żydem, który pisał po polsku? A może to, że któryś z
żandarmów od literatury raz zanegował jego przydatność dla "radzieckiego
czytelnika" i postawił krzyżyk na znajomości w ZSRR jednego z największych
mistrzów prozy europejskiej okresu międzywojennego?
Należy
jednak powiedzieć, że Schulz nie był całkowitą tajemnicą dla drohobyczan. Przynajmniej
sam fakt, że mieszkał w mieście i miasto to opiewał coraz bardziej znany dla
zainteresowanych tym, co powstawało przed II wojną światową na
przedwojennym Pograniczu Galicyjskim. O
artyście wiele opowiadał świętej pamięci drohobycki adwokat i erudyta Lew Fris,
a także dawni uczniowie Brunona: Alfred Szrajer, Edmund Werner, Artur Kligler
(ostatni dwaj niestety już nie żyją). Na przełomie lat 70. i 80. zeszłego stulecia zaczęto mówić o
autorze "Sklepów cynamonowych" w Moskwie i w Kijowie, w ówczesnym
Leningradzie i w krajach nadbałtyckich. Stało się tak dzięki temu, że zaczęła
się tam pojawiać zachodnia literatura, w której wymieniane było nazwisko
Schulza. Drohobyczanie wiedzieli o Schulzu również dlatego, że do Drohobycza
wielokrotnie przyjeżdżał Jerzy Ficowski, który tak naprawdę odkrył wielkiego
mistrza dla powojennych czytelników....
Wkrótce
nawet w "Litieraturnoj Encyklopedii" wydawanej w Moskwie pojawiła się
informacja o pisarzu. Nie odpowiadała co prawda skali twórczości, a w ubogiej
bibliografii wymieniano nie oryginały prozy Schulza, a przedwojenne tłumaczenia
na francuski "Traktatu o Manekinach". Tom encyklopedii, o którym
mowa, był wydany w latach 80.
Pamiętam,
że w 1983 roku miałem szczęście spotkać wybitnego rosyjskiego poetę, jednego z
największych znawców i tłumaczy polskiej poezji: Dawida Samojłowicza.
Rozmawialiśmy o tysiącu spraw, a między innymi i o przedwojennym życiu Żydów w
Drohobyczu i o Brunonie Schulzu. Wydawało mi się to dziwne i niespodziewane,
nie sądziłem, że taka tematyka może interesować Dawida Samojłowicza i że jest
on tak dobrze obeznany z wielonarodowym życiem kulturalnym przed i powojennego
Drohobycza. Mniej więcej w tym samym czasie wydano w Moskwie "Stati i
portrety" Kazimierza Wyki, gdzie (jeśli nie liczyć "Litieraturnoj
Encyklopedii") prawdopodobnie po raz pierwszy napisano o Schulzu w języku
rosyjskim. Samojłowicz nie wiedział jeszcze o tomie Wyki. Z radością wysłałem
mu do Estonii ową książkę (ostatnie lata swojego życia poeta przeżył na
wewnętrznej emigracji na brzegu zatoki Pärnu).
A
potem nastąpił wielki "przełom". W drohobyckiej prasie(!) zjawiają
się pierwsze wzmianki na temat Schulza. Wkrótce w 1988 roku, początkowo w
"Radianskomu Slowi", a następnie we lwowskim czasopiśmie
"Żowteń" ukazuje się artykuł
drohobyckiego filologa Mychajła Szałaty. "Dywoswit Bruno Schulza". W
1989 r. w tym samym czasopiśmie pojawiło się pierwsze tłumaczenie "Sklepów
cynamonowych" na język ukraiński autorstwa drohobyckiego poety Iwana
Hnatiuka. Nieledwie w tym samym czasie
lwowianin Ihor Klech i Hryhorij Komyśkij w ryskim czasopiśmie
"Rodnik" publikują pierwsze rosyjskie tłumaczenia fragmentów prozy
Schulza. Wówczas jeszcze nie było wiadomo, że wielki Asar Eppel jeszcze na
początku lat 60. przetłumaczył "Sklepy" i "Sanatorium", wydał
bowiem ów tomik drohobyczanina dopiero w 1991 roku w Moskwie.
Tak oto rozpoczął
się stopniowy, nieco spóźniony powrót artysty do Drohobycza.
W
1989 roku, dzięki staraniom wspólnot polskiej i żydowskiej, na budynku przy
dawnej ulicy Floriańskiej 10, gdzie aż do wojny mieszkała rodzina Brunona,
odsłonięta została tablica pamiątkowa. Były to jednak jeszcze czasy radzieckie,
zatem napis wykonano tylko w językach ukraińskim i polskim. W roku następnym
drohobycka rada miejska na pierwszym demokratycznym zebraniu z inicjatywy
radnego, który był zarazem przewodniczącym Towarzystwa Kultury Polskiej
"Odrodzenie", uchwaliła zmianę nazwy ulicy w centrum miasta: Darwin
ustąpił miejsca Brunonowi Schulzowi. To był już milowy krok na drodze powrotu
artysty do "Półtora Miasta", które wreszcie zaczęło sobie uświadamiać
własną rolę w formowaniu fenomenu środkowoeuropejskiego Pogranicza.
Już
za dwa lata, w niepodległej Ukrainie, która przeżywała swój nienajlepszy okres,
w historii Drohobycza miało miejsce wydarzenie, o którym mówi się do dziś. Z
okazji stulecia od dnia narodzin autora "Wiosny" i "Drugiej
jesieni" odbyła się pierwsza Międzynarodowa Konferencja Schulzowska
zorganizowana wspólnie przez drohobyczan,
Uniwersytet Pedagogiczny i środowiska kultury i nauki oraz centra w
Warszawie i Lublinie. Uczestnikami i gośćmi byli najpoważniejsi badacze
twórczości Brunona Schulza z Polski, Ukrainy, Niemiec, Stanów Zjednoczonych
oraz drohobyccy filologowie, którzy dopiero rozpoczynali badania nad
twórczością pisarza i jej recepcją na Ukrainie. Właśnie w te konferencyjne dni
Drohobycz po raz pierwszy zobaczył i usłyszał niezapomnianego Jerzego
Ficowskiego ("archeologa Schulza"), a także świętej pamięci
Władysława Panasa z Lublina i Jerzego Jarzębskiego z Krakowa.
Od tej pory można
nie tylko powiedzieć, że Schulz powrócił we własną przestrzeń, ale również, że
stał się niezaprzeczalnym elementem procesów kulturowych Drohobycza i całej
Galicji, mimo sprzeciwów pewnych miejscowych mało ważnych postaci.
W
1994 roku reżyser z Warszawy Mariusz Kobzdej i lubelski scenarzysta Grzegorz
Linkowski kręcą w mieście nad Tyśmenicą dwa filmy poświęcone Schulzowi i
wielokulturowości jego małej ojczyzny: "Gdzież jesteście przyjaciele
moi" i "Półtora miasta". Premiera filmów miała miejsce wiosną
1995 roku. Szkoda tylko, że tych, jak zresztą i innych filmów związanych z
Schulzem, nie pokazano na Ukrainie. Może jednak ukraiński widz kiedyś będzie
miał okazję je zobaczyć.
W
latach następnych nie poświęcano Schulzowi szczególnej uwagi. Drohobycz żył
swoimi troskami i problemami, chociaż coraz częściej przyjeżdżali
"zagraniczni goście do Schulza". Stopniowo postać pisarza stawała się
nieomal legendarna, recepcja artysty i jego twórczości zawierała więcej mitów,
niż faktycznego zrozumienia. Podobnie rzecz się miała z ze współczesnym mu
wybitnym Iwanem Franką, którego niektórzy uparcie próbują przeciwstawić
Schulzowi. Mówią - ten jest nasz, a ten nie. A przecież wielonarodowe wątki
kultury w Drohobyczu splatają się nader ciasno i nie sposób ich od siebie oddzielić.
Rok
2001. Wybucha Schulzgate[1].
Ówczesne władze Drohobycza sprzedają Instytutowi Yad Vashem freski odnalezione
w dawnym mieszkaniu szefa miejscowego gestapo Landaua. Działania ówczesnego
burmistrza, (dziś posła ukraińskiego parlamentu) Radzijewskiego, dręczą, niepokoją i oburzają społeczność. Zarazem
jednak, choć może się to zdać paradoksalnym, podsycają zainteresowanie
drohobyckim geniuszem i jego tragicznym losem. Nie obeszło się bez spekulacji.
Niektórzy wykorzystali Schulzgate jako środek do walki z Radzijewskim, co stało
się prawdopodobnie główną przyczyną jego porażki w kolejnych wyborach na
burmistrza miasta. Inni, jak na przykład redaktor gazety Stowarzyszenia
organizacji obywatelskich "Nowe Horyzonty" Ołeksandr Mahlon, który
nie uczestniczył w żadnej akcji dziennikarzy, muzealników i inteligencji
twórczej Drohobycza i Lwowa związanej z Schulzgate, który nie napisał w te dni
ani jednego wersu (wyjątkowo może wydrukował cudze materiały na temat
znalezionych i wywiezionych z miasta malowideł), wkrótce potem zaczyna
opowiadać, jaką odegrał rolę w ówczesnych wydarzeniach, przedstawiając się
nieledwie jako bohater narodowy. Udało mu się nawet odwiedzić Polskę i
przedstawić jako centralna postać walki o powrót malowideł Schulza.
Lata
2001-2002 charakteryzowały się nie tylko Schulzgate, ale przede wszystkim akcją
na wielką skalę, na którą składały się dyskusje, okrągłe stoły, wystawy,
publikacja przez organizacje pozarządowe trzech książek na temat Schulzgate:
"Edukacyjne Centrum Zasobów", "Bruno Schulz i wielokulturowa
Polityka Galicji".
W
roku 2002 na domu pisarza i artysty wymieniono tablicę pamiątkową. Napis został
teraz uzupełniony o tekst hebrajski. Na tablicy pojawił się też portret
Schulza.
Następnego
roku, kiedy świętowano 110 rocznicę narodzin Brunona Schulza, odbyła się II
Międzynarodowa Konferencja Naukowa poświęcona pisarzowi. Tym razem jej
organizatorem było nowo utworzone Naukowo-Informacyjne Centrum Polonistyczne
Drohobyckiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego im. Iwana Franki. Od tego
czasu właśnie ta instytucja, powstała z inicjatywy Igora Menioka (1973-2005),
stała się w Drohobyczu głównym promotorem twórczości Brunona Schulza i
wielokulturowości "tego jedynego miasta na świecie".
W roku 2003 na uniwersytecie tym otwarto
wstępną wersję muzeum Brunona Schulza. Pierwszym przewodniczącym rady muzealnej
został świętej pamięci profesor Władysław Panas (1948-2005).
W roku następnym pojawia się we Lwowie drugie
wydanie prozy Schulza po ukraińsku. Pierwsze zostało wydane przez lwowską "Proswitę". W książce
zamieszczono przekłady znanego lwowskiego literata Andrija Szkarbjuka, w
którego interpretacjach bardziej wyczuwa się tłumacza niż samego autora. Zaś w
tomie z roku 2004 znajdują się także tłumaczenia prozy Brunona autorstwa
jednego z pierwszych jego ukraińskich popularyzatorów Mykoły Jakowyny i Tarasa
Wozniaka, a także drugie wydanie "Sanatorium pod Klepsydrą" (pierwsze
pojawiło się w 2001 roku) w przekładzie znanego tłumacza i popularyzatora
polskiej literatury XX wieku Andrija Pawłyszyna.
W
roku obecnym zwolennicy i wielbiciele
talentu autora „Sklepów cynamonowych” oraz sympatycy Drohobycza zgromadzili się
na I Międzynarodowym Festiwalu Brunona Schulza, w ramach którego odbyła się
konferencja naukowa, szereg głośnych imprez artystycznych, a także premiera
sztuki drohobyckiego teatru studenckiego "Demiurgos plus" na
podstawie utworów Schulza. Zdecydowano, iż festiwal odbywać się będzie co dwa
lata.
Ów
czas właśnie minął. II Międzynarodowe biennale okazało się bardzo
reprezentacyjne i wieloplanowe. Goście zjechali z Polski, Ukrainy, Finlandii,
Japonii i z Serbii. To właśnie było świadectwo ostatecznego powrotu Schulza do
domu. Nieco spóźnionego, ale trwałego powrotu. Jednak przygotowanie było chyba
jeszcze dłuższe. To zrozumiałe. Wszak nawet berliński mur upadł nie za jednym
zamachem i nie sam z siebie. A teraz i w Drohobyczu, i na Ukrainie staje się
bardziej oczywiste, że prawda i kultura mają łączyć, a nie dzielić. Zarówno
Schulz, jak i Franko i bracia Gottliebowie, Kazimierz Wierzyński, Jurij
Drohobyckyj i Wasyl Stefanyk należą do pradawnego miasta ukraińskiego. Co do
Schulza, to świadczy o tym i pierwsza w języku ukraińskim książka Romana Mnycha
"Drohobyczanin Bruno Schulz", którą świat ujrzał właśnie podczas dni
II Międzynarodowego Festiwalu Schulzowskiego dzięki drohobyckiemu wydawnictwu
"Koło". Od teraz Bruno Schulz na zawsze pozostanie w mieście
rodzinnym, a przynajmniej chcemy mieć taką nadzieję.
Tłumaczenie Anna Łazar