|
|
SAMOTNOŚĆ |
SOLEDAD [1]
|
Od kiedy mogę wychodzić na
miasto, jest to dla mnie znaczną ulgą. Ale jakże długo nie opuszczałem mego
pokoju! Były to gorzkie miesiące i lata. |
Desde que puedo salir a la
calle siento un gran alivio. !Mas, durante cuánto tiempo no he abandonado mi
habitación! Fueron amargos meses y anos. |
Nie potrafię wytłumaczyć
faktu, że jest to dawny mój pokój z dzieciństwa, ostatnia izba od ganku już
za owych czasów rzadko odwiedzana, wciąż zapominana, jakby nie należąca do
mieszkania. Nie pamiętam już, jak tam zaszedłem. Zdaje mi się, że była noc
jasna, wodnistobiała noc bezksiężycowa. Widziałem każdy szczegół w szarej
poświacie. Łóżko było rozesłane, jakby dopiero co kto je opuścił,
nasłuchiwałem w ciszy, czy nie dosłyszę oddechu śpiących. Któż mógł tu
oddychać? Odtąd mieszkam tu. Siedzę tu od lat i nudzę się. Gdybym był
zawczasu myślał o robieniu zapasów! Ach wy, którzy jeszcze możecie, którym
dany jest jeszcze własny czas na to, zbierajcie zapasy, ciułajcie ziarno,
dobre i pożywne, słodkie ziarno, bo przyjdzie wielka zima, przyjdą lata chude
i głodne i nie obrodzi ziemia w egipskim kraju. Niestety nie byłem jak
skrzętny chomik, byłem jak lekkomyślna mysz polna, żyłem z dnia na dzień bez
troski o jutro, dufny w swój talent głodomora. Jak mysz myślałem sobie: cóż
mi głód zrobi? W ostateczności mogę gryźć i drzewo, albo drobić pyszczkiem
papier na drobne listeczki. Najuboższe zwierzę, szara mysz kościelna – na
szarym końcu w księdze stworzenia – potrafię żyć z niczego. I tak oto żyję z
niczego w tym umarłym pokoju. Muchy dawno w nim powyzdychały. Przykładam ucho
do drzewa, czy tam w głębi robak nie chrobocze. Grobowa cisza. Tylko ja,
nieśmiertelna mysz, samotny pogrobowiec szeleszczę w tym martwym pokoju,
przebiegam bez końca stół, etażerkę, krzesła. Sunę podobna do ciotki Tekli, w
długiej szarej sukni do ziemi, zwinna, prędka i mała, wlokąc za sobą
szeleszczący ogonek. Siedzę teraz w biały dzień na stole nieruchoma, jak
wypchana, oczy moje, jak dwa paciorki, wyszły na wierzch i błyszczą. Tylko
koniec pyszczka pulsuje ledwo dostrzegalnie, żując drobniutko z
przyzwyczajenia. |
No sé explicar el hecho de
que ésta sea mi habitación de la infancia, el último cuarto desde el porche,
visitada ya en aquellos tiempos con poca frecuencia y siempre olvidada, como
si no perteneciera a la casa. No recuerdo cómo llegué hasta ella. Me parece
que fue una noche clara, una noche sin luna, una noche blanca y diluida. En
el resplandor gris distinguía cada detalle. La cama estaba deshecha como si
alguien acabara de dejarla; escuchaba en el silencio la respiración de los
durmientes. ?Quién podía respirar? Desde entonces vivo en este lugar. Estoy
aquí desde hace anos y me aburro. !Si hubiera pensado a tiempo en hacer
provisiones! Vosotros que aún podéis, que tenéis tiempo para ello:
abasteceos, ahorrad la semilla buena y nutritiva, el dulce trigo, porque
llegará el gran invierno, vendrán anos flacos y famélicos y la tierra de
Egipto no dará sus frutos. Desgraciadamente no fui un roedor previsor;
vivía al día como un ratón despreocupado sin pensar en el futuro, confiando
en mi instinto de hambriento. Como él, me decía: ?qué puede hacerme el
hambre? En el peor de los casos roerla la madera o desmenuzaría el papel en
diminutas hojitas. El animal más pobre, el ratón gris de la iglesia -al final
del libro de la creación- vive de la nada. Aquí estoy viviendo de la nada en esta
habitación muerta. Pego las orejas a la madera: quizá oiga el ronroneo de un
gusano. Un silencio de tumba. Sólo yo, ratón inmortal, superviviente
solitario, susurro en la habitación sin vida y recorro infinitas veces la
mesa, el estante, las sillas. Me deslizo, parecido a la tía Tecla, en su largo
vestido gris, ágil, rápido y pequeno, arrastrando por detrás mi rabo,
frotando el suelo. Ahora, en pleno día, estoy sentado sobre la
mesa, inmóvil, casi disecado; mis ojos, como dos botones, salen fuera de sus
órbitas y brillan. Sólo el hocico se mueve, apenas perceptible, cuando
mastico por costumbre diminutos pedazos. |
To należy naturalnie rozumieć
metaforycznie. Jestem emerytem, a nie żadną myszą. Należy to do właściwości
mojej egzystencji, że pasożytuję na metaforach, daję się tak łatwo ponosić
pierwszej lepszej metaforze. Zapędziwszy się tak, muszę dopiero z trudem
odwoływać się z powrotem, wracając powoli do opamiętania. |
Todo ello, por supuesto, hay
que interpretarlo metafóricamente. Soy un jubilado y no un ratón. Una de las
características de mi existencia es que se nutre de metáforas y se deja
arrastrar por la primera que surge. Al introducirme demasiado en ellas, me
cuesta volver a controlar mi espíritu. |
Jak wyglądam? Czasem widzę
się w lustrze. Rzecz dziwna, śmieszna i bolesna! Wstyd wyznać. Nie widzę się
nigdy en face, twarzą w twarz. Ale trochę głębiej, trochę dalej stoję
tam w głębi lustra nieco z boku, nieco profilem, stoję zamyślony i patrzę w
bok. Stoję tam nieruchomo patrząc w bok, nieco w tył za siebie. Nasze
spojrzenia przestały się spotykać. Gdy się poruszę, i on się porusza, ale na
wpół w tył odwrócony, jakby o mnie nie wiedział, jakby zaszedł poza wiele
luster i nie mógł już powrócić. Żal ściska serce, gdy go widzę tak obcego i
obojętnego. Przecież to ty, chciałbym zawołać, byłeś moim wiernym odbiciem,
towarzyszyłeś mi tyle lat, a teraz nie poznajesz mnie! Boże! Obcy i gdzieś w
bok patrzący stoisz tam i zdajesz się nasłuchiwać gdzieś w głąb, czekać na
jakieś słowo, ale stamtąd, ze szklanej głębi, komuś innemu posłuszny,
skądinąd czekający rozkazów. |
?Qué aspecto tengo? A veces
me contemplo en el espejo. !Espectáculo extrano, ridículo y doloroso! Nunca
me veo de frente, cara a cara. Un poco más al fondo, más lejos, me detengo
allí, en el reflejo, de lado, de perfil; permanezco así, sumido en mis
pensamientos, y miro de reojo detrás mío. Nuestras miradas dejaron de
encontrarse. Cuando me muevo él se mueve también dándome la espalda como si
ignorase mi presencia, como si hubiese franqueado muchos espejos y no pudiera
ya volver. La pena aprieta mi corazón cuando lo veo, tan ajeno e indiferente.
!Eres tú, quisiera gritar, tú fuiste mi reflejo fiel, me acompanaste durante
anos y ahora no me reconoces! !Por Dios! Extrano, con la mirada desvaída, permaneces y
pareces escuchar algo, esperar una palabra más de allí, del abismo vítreo,
obedeces a otros, esperas sus órdenes. |
Siedzę tak przy stole i
wertuję w starych pożółkłych skryptach uniwersyteckich – jedyna moja lektura. |
Sentado, en la mesa hojeo los
viejos, amarillentos apuntes universitarios, mi única lectura. |
Patrzę na spełzłą, zetlałą
firankę, widzę, jak lekko wzdyma się od zimnego tchu z okna. Na tym karniszu
mógłbym się gimnastykować. Doskonały rek. Jak lekko koziołkuje się na nim w
jałowym, tylekroć już spożytym powietrzu. Od niechcenia niemal wykonuje się
elastyczne salto mortale – chłodno, bez udziału wewnętrznego, czysto
spekulatywnie niejako. Gdy się tak stoi ekswilibrystycznie na tym reku, na
końcach palców, dotykając głową sufitu, ma się uczucie, że w tej wysokości
jest nieco cieplej, ma się ledwo wyczuwalne złudzenie łagodniejszej aury. Od
dzieciństwa lubię tak patrzyć na pokój z ptasiej perspektywy. |
Observo el visillo mortecino,
quemado por el sol, y veo cómo se infla con el frío soplo que viene de la
ventana. En esta cornisa podría hacer gimnasia. !Qué fácil resulta dar
volteretas en este aire tan aséptico y tantas veces consumido! Casi
negligentemente se efectúa un elástico salto mortal; fríamente, sin pensarlo
interiormente, como algo puramente especulativo. Y cuando estás así, haciendo
equilibrios con los dedos de los pies, tocando el techo con la cabeza, uno
tiene la impresión de que, en esta altura, hace un poco más de calor, que el
aura es más suave. Desde mi ninez, me gusta mirar la habitación con
la perspectiva de un pájaro. |
Siedzę i słucham ciszy. Pokój
jest po prostu wybielony wapnem. Czasem na białym suficie wystrzeli kurza
łapka pęknięcia, czasem płatek tynku obsuwa się z szelestem. Czy mam
zdradzić, że pokój mój jest zamurowany? Jakżeż to? Zamurowany? W jakiż sposób
mógłbym zeń wyjść? Otóż to właśnie: dla dobrej woli nie ma zapory,
intensywnej chęci nic się nie oprze. Muszę sobie tylko wyobrazić drzwi, dobre
stare drzwi, jak w kuchni mego dzieciństwa, z żelazną klamką i ryglem. Nie ma
pokoju tak zamurowanego, żeby się na takie drzwi zaufane nie otwierał, jeśli
tylko starczy sił, by mu je zainsynuować. |
Estoy sentado y agudizo el
oído en el silencio. El cuarto está simplemente blanqueado de cal. De vez en
cuando, estalla en el techo blanco una pata de gallo, una figura, a veces un
pétalo del revoque se desliza con un ligero chirriar. ?He de confesar que mi
habitación está amenazada? ?Cómo? ?Amurada? ?Cómo podría abandonarla? Eso es;
no hay obstáculos para una voluntad firme, nada puede oponerse a esa gran
ansia. Únicamente tengo que imaginarme la puerta, una buena y vieja puerta
como la de la cocina de mi ninez, con un picaporte de hierro y un pestillo. No
hay habitación amurada que no pueda ser abierta con tal puerta; sólo hace
falta la fuerza de la imaginación para insinuarlo. |
O sobie, "Studio" 1936 // Samotność, in: Sanatorium pod
Klepsydrą / Bruno Schulz, Warszawa : Towarzystwo Wydawnicze
"Rój", [1936] 1937 // Opowiadania. Wybór esejów i
listów / Bruno Schulz; opracował Jerzy Jarzębski, wydanie drugie przejrzane i
uzupełnione, Wrocław ; Kraków : Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1998, CXL,
498 s. : il., portr.; 17 cm (Biblioteka narodowa : Ser. 1; nr 264) |
Sanatorio bajo la clepsidra, 1937(Traducción de Elzbieta Bartkiewicz y Juan
Carlos Vidal, Montesinos, 1986) |
|
|