|
|
Genialna epoka |
Genijalna epoha |
|
|
I
|
I
|
|
|
Zwykłe fakty uszeregowane są w czasie, nanizane na jego
ciąg jak na nitkę. Tam mają swoje antecedensy i swoje
konsekwencje, które tłoczą się ciasno, następują
sobie na pięty bez przerwy i bez luki. Ma to swoje znaczenie i dla
narracji, której duszą jest ciągłość i sukcesja. |
Obično su činjenice poređane u vremenu, nanizane na njegov
tok kao na konac. One tamo imaju svoje preteče i svoje konsekvence, koje
se tiskaju, uzajamno čepaju neprestano i bez prekida. To ima svoj
značaj i za pričanje, kome su duša neprekidnost i postupnost. |
Cóż jednak zrobić ze zdarzeniami, które nie mają swego
własnego miejsca w czasie, ze zdarzeniami, które przyszły za
późno, gdy już cały czas był rozdany, rozdzielony,
rozebrany, i teraz zostały niejako na łodzie, nie zaszeregowane,
zawieszone w powietrzu, bezdomne i błędne? |
Međutim, šta da se uradi sa događajima koji nemaju svog
sopstvenog mesta u vremenu, sa događajima, koji su došli prekasno, kad
već sve vreme bilo razdato, razdeljeno, razgrabljeno, i sada su ostali
nekako u neizvesnosti, van stroja, lebdeći u vazduhu, beskućnici i
lutalice? |
Czyżby czas był za ciasny dla wszystkich zdarzeń? Czy
może się zdarzyć, aby już wszystkie miejsca w czasie
były wyprzedane? Zatroskani, biegniemy wzdłuż tego całego
pociągu zdarzeń, przygotowując się już do jazdy. |
Zar je moguće da je vreme pretesno za sve događaje? Može li se
dogoditi da sva mesta u vremenu budu već rasprodata? Zabrinuti,
trčimo duž celog tog voza događaja, spremajući se za
putovanje. |
Na miłość boską, czyżby nie istniał tu
pewnego rodzaju ażiotaż biletów na czas?... Panie konduktorze! |
Tako vam boga, zar ne postoji neka vrsta ažiotaže kartama za vreme?...
Gospodine kondukteru! |
Tylko spokojnie! Bez zbytecznej paniki, załatwimy to po cichu we własnym
zakresie działania. |
Samo mirno! Bez suvišne panike, uredićemo to tiho u okvirima svoje
kompetencije. |
Czy czytelnik słyszał coś o równoległych pasmach
czasu w czasie dwutorowym? Tak, istnieją takie boczne odnogi czasu, trochę
nielegalne co prawda i problematyczne, ale gdy się wiezie taką
kontrabandę jak my, takie nadliczbowe zdarzenie nie do zaszeregowania –
nie można być zanadto wybrednym. Spróbujmy tedy
odgałęzić w którymś punkcie historii taką
boczną odnogę, ślepy tor, ażeby zapchnąć
nań te nielegalne dzieje. Tylko bez obawy. Stanie się to
niepostrzeżenie, czytelnik nie dozna żadnego wstrząsu. Kto wie
– może, gdy o tym mówimy, już nieczysta manipulacja jest poza nami
i jedziemy już ślepym torem. |
Da li je čitalac nešto čuo o paralelnim prugama vremena u
vremenu sa dvostrukim kolosekom? Da, postoje takvi sporedni krakovi vremena,
istina malo nelegalni i problematični, ali kad se švercuju ovakvi
prekobrojni događaji koji se ne daju uvrstiti – ne može se biti veliki
probirač. Probajmo, dakle, da u nekoj tački istorije odvojimo takav
bočni krak, slepi kolosek, da na njega bacimo te nelegalne istorije.
Samo bez straha. To će se desiti neprimetno, čitalac neće
preživeti nikakav potres. Ko zna – možda kad o tome govorimo prljava manipulacija
je već iza nas i mi se vozimo slepim kolosekom. |
|
|
II
|
II
|
|
|
Moja matka przybiegła przerażona i objęła mój krzyk
ramionami, chcąc go nakryć jak pożar i stłumić w
fałdach swej miłości. Zamknęła mi usta ustami i
krzyczała wraz ze mną. |
Moja majka je dotrčala prestrašena i zagrlila je moj krik rukama,
hoteći da ga prekrije kao požar i uguši u naborima svoje ljubavi.
Zatvorila mi je usta ustima i vikala zajedno sa mnom. |
Ale odtrąciłem ją i wskazując na słup ognisty, na
złotą belkę, która tkwiła ukośnie w powietrzu, jak
zadra, i nie dała się zepchnąć – pełna blasku i
krążących w niej pyłów – krzyczałem: – Wydrzyj
ją, wyrwij! |
Ali ja sam je odgurnuo i pokazujući vatreni stub, zlatnu gredu, koja
je stajala koso u vazduhu, kao zanoktica, i nije dala da se zbaci – puna
sjaja i praha koji je kružio u njoj – vikao sam: – "Istrgni je,
izvuci!" |
Piec naindyczył się wielkim kolorowym bohomazem, namalowanym na
jego czole, nabiegł krwią cały i zdawało się,
że z konwulsji tych żył, ścięgien i całej tej
napęczniałej do pęknięcia anatomii wyzwolił się
jaskrawym, kogucim wrzaskiem. |
Peć se zacrvenila velikom šarenom nakaradom, naslikanom na njenom
čelu, krv je navalila u nju i izgledalo je da će se u grču tih
žila, stegna i cele te do pucanja napete anatomije osloboditi svetlim,
petlovskim krikom. |
Stałem rozkrzyżowany w natchnieniu i wyciągniętymi,
wydłużonymi palcami pokazywałem, pokazywałem w gniewie, w
przejęciu srogim, wyprężony jak drogowskaz i drżący
w ekstazie. |
Stajao sam raširenih ruku u nadahnuću i izduženim, ispruženim
prstima pokazivao, pokazivao u gnevu, svirepo uzbuđen, i uspravan kao
putokaz i drhteći u ekstazi. |
Moja ręka prowadziła mnie, obca i blada, wlokła mnie za
sobą, zesztywniała, woskowa ręka, jak wielkie wotywne
dłonie, jak dłoń anielska wzniesiona do przysięgi. |
Moja ruka me je vodila, tuđa i bleda, vukla me je za sobom,
ukočena, voštana ruka, kao velike zavetne ruke, kao anđeoske ruke
podignute na zakletvu. |
Było pod koniec zimy. Dni stały w kałużach i w
żarach i miały podniebienie pełne ognia i pieprzu.
Lśniące noże krajały miodną miazgę dnia na
srebrne skiby, na pryzmy pełne w przekroju kolorów i korzennych
pikanteryj. Ale cyferblat południa gromadził na szczupłej
przestrzeni cały blask tych dni i wskazywał wszystkie godziny
pałające i pełne ognia. |
Bilo je to pred kraj zime. Dani su stajali u kaljugama i u žeravici i
imali podneblje puno vatre i bibera. Sjajni noževi su sekli medenu mezgru
dana na srebrne brazde, na prizme pune boja u preseku i pikantnih
začina. Ali brojčanik podneva je gomila na malom prostranstvu sav
sjaj tih dana i pokazivao sve sate vatrene i pune ognja. |
O tej godzinie, nie mogąc pomieścić żaru,
złuszczał się dzień arkuszami srebrnej blachy,
chrzęszczącą cynfolią, i warstwa za warstwą
odsłaniał swój rdzeń z litego blasku. I jakby nie
dość było jeszcze tego, dymiły kominy,
kłębiły się lśniącą parą, i
każda chwila wybuchała wielkim wzlotem aniołów, burzą
skrzydeł, które niebo wchłaniało niesyte, wciąż
otwarte dla nowych wybuchów. Jego jasne blanki eksplodowały białymi
pióropuszami, dalekie fortalicje rozwijały się w ciche wachlarze
spiętrzonych wybuchów – pod lśniącą kanonadą
niewidzialnej artylerii. |
U taj sat, ne mogući da primi žeravicu, dan se ljuskao tabacima srebrnog
lima, šuštavim staniolom, i sloj po sloj otkrivao svoju suštinu od livenog
sjaja. I kao da to još nije bilo dosta, dimnjaci su se pušili, dizali su se
oblaci sjajne pare i svaki trenutak je eksplodirao velikim uzletom
anđela, burom krila, koje je nebo nezasito gutalo, uvek otvoreno za nove
eksplozije. Njegove svetle grede su eksplodirale belim perjanicama, daleke
tvrđavice razvijale su se u tihe lepeze nagomilanih eksplozija – pod
sjajnom kanonadom nevidljive artilerije. |
Okno pokoju, pełne po brzegi nieba, wzbierało tymi wzlotami bez
końca i przelewało się firankami, które całe w
płomieniach, dymiąc w ogniu, spływały złotymi
cieniami i drganiem słoi powietrznych. Na dywanie leżał
ukośny, pałający czworobok, falując blaskiem, i nie
mógł oderwać się od podłogi. Ten słup ognisty
wzburzał mnie do głębi. Stałem urzeczony, na
rozkraczonych nogach i oszczekiwałem go zmnienionym głosem, obcymi,
twardymi przekleństwami. |
Prozor sobe, prepun neba, nadolazio je tim uzletima bez kraja i prelivao
se sa zavesama, koje su cele u vatri, dimeći se u ognju, padale zlatnim
senkama i drhtanjem vazdušnih slojeva. Na divanu je ležao kosi, vatreni
kvadrat, koji se talasao sjajem, i nije mogao da se odvoji od poda. Taj
vatreni stub uzbuđivao me je do dna srca. Stajao sam opčinjen, na
raširenim nogama i očekivao ga promenjenim glasom, stranim, tvrdim
psovkama. |
Na progu, w sieni, stali skonsternowani, przestraszeni,
załamując ręce: krewni, sąsiedzi, wystrojone ciotki.
Podchodzili na palcach i odchodzili, zaglądali przez drzwi, pełni
ciekawości. A ja krzyczałem. |
Na pragu, u tremu stajali su zbunjeni, preplašeni, kršeći ruke:
rođaci, susedi, udešene tetke. Prilazili su na prstima i odlazili,
zavirivali kroz vrata, puni radoznalosti. A ja sam vikao. |
– Widzicie – krzyczałem do matki, do brata – zawsze mówiłem
wam, że wszystko jest zatamowane, zamurowane nudą, nie wyzwolone. A
teraz patrzcie, co za wylew, co za rozkwit wszystkiego, co za
błogość... |
– Vidite – vikao sam majci i bratu – uvek sam vam govorio da je sve
zagrađeno, zazidano dosadom, neoslobođeno! A sad gledajte, kakav
izliv, kakav procvat svega, kakvo uživanje!... |
I płakałem ze szczęścia i z bezsilności. |
I plakao sam od sreće i nemoći. |
– Obudźcie się – wołałem – pośpieszcie mi z
pomocą! Czy mogę sam jeden podołać temu zalewowi, czy
mogę ogarnąć ten potop? Jak mam, sam jeden, odpowiedzieć
na milion olśniewających pytań, którymi Bóg mnie zalewa? |
– Probudite se – vikao sam – požurite mi u pomoć! Mogu li sam samcit
izaći na kraj sa tom poplavom, mogu li obuhvatiti taj potop? Kako da sam
odgovorim na milion oslepljujućih pitanja kojima me Bog zasipa? |
A gdy milczeli, wołałem w gniewie: – Śpieszcie się,
nabierajcie pełne wiadra tej obfitości, gromadźcie zapasy! |
A kad su ćutali, vikao sam u gnevu: »Žurite se, zahvatajte puna
vedra tog obilja, gomilajte zalihe!« |
Ale nikt mnie nie mógł wyręczyć, stali bezradni i
oglądali się za siebie, cofali za plecy sąsiadów. |
Ali niko nije mogao da me zameni, stajali su bespomoćni i osvrtali
se iza sebe, krili se za leđa suseda. |
O, te rysunki świetliste, wyrastające jak pod obcą
ręką, o, te przejrzyste kolory i cienie! Jakże często
jeszcze dziś znajduję je w snach po tylu latach na dnie starych
szuflad, lśniące i świeże jak poranek – wilgotne jeszcze
pierwszą rosą dnia: figury, krajobrazy, twarze! |
O, ti svetli crteži, koji su rasli kao pod tuđom rukom, o te
prozračne boje i senke! Kako često ih još i danas nalazim u
snovima, posle toliko godina, na dnu starih fioka, sjajne i sveže kao jutro –
još vlažne od prve rose dana: figure, predele, lica! |
O, te błękity mrożące oddech zatchniniem strachu, o,
te zielenie zieleńsze od zdziwienia, o, te preludia i świegoty
kolorów dopiero przeczutych, dopiero próbujących się nazwać! |
O, ta plavetnila koja su ledila dah od straha, o to zelenilo zelenije od
čuđenja, i ti preludiji i cvrkuti boja jedva naslućeni, za
koje sam tek pokušavao da nađem ime! |
Było to rysowanie pełne okrucieństwa, zasadzek i
napaści. Gdy tak siedziałem napięty jak łuk, nieruchomy i
czatujący, a w słońcu dookoła mnie płonęły
jaskrawo papiery – wystarczyło, aby rysunek, przygwożdżony mym
ołówkiem, uczynił najlżejszy ruch do ucieczki. Wówczas
ręka moja, cała w drgawkach nowych odruchów i impulsów,
rzucała się nań z wściekłością jak kot i
już obca, zdziczała, drapieżna, w błyskawycznych
ukąszeniach zagryzała dziwoląga, który chciał się
jej wymknąć spod ołówka. I dopiero wtedy odluźniała
się od papieru, gdy martwe już i nieruchome zwłoki
rozkładały, jak w zielniku, swą kolorową i
fantastyczną anatomię na zeszycie. |
Bilo je to crtanje puno okrutnosti, busija i napada. Kad sam tako sedeo
napet kao luk, nepokretan i vrebajući, a u suncu oko mene je bleštavo
gorela hartija – dovoljno je bilo da crtež, prikovan mojom olovkom,
učini najmanji pokret za bekstvo. Tada bi se moja ruka, sva podrhtavajući
u novim refleksima i impulsima, besno bacala na njega kao mačka i, sad
već tuđa, podivljala, grabljiva, munjevitim ujedima davila
čudovište koje je htelo da joj umakne ispod olovke. I tek onda bi se
odvajala od hartije, kad bi već mrtav i nepokretan leš širio, kao u
herbarijumu, svoju šarenu i fantastičnu anatomiju u svesci. |
Było to mordercze polowanie, walka na śmierć i życie.
Któż mógł odróżnić w niej atakującego od
atakowanego, w tym kłębku parskającym
wściekłością, w tym splątaniu pełnym pisku i
przerażenia! Bywało, że ręka moja dwa i trzy razy
rzucała się do skoku, ażeby gdzieś na czwartym lub
piątym arkuszu dosięgnąć ofiary. Nieraz krzyczała z
bólu i przerażenia w kleszczach i szczypcach tych dziwotworów,
wijących się pod mym skalpelem. |
Bio je to ubistveni lov, borba na život i smrt. Ko je mogao u njoj
razlikovati napadača od napadnutog u tom klupku koje je frktalo od besa,
u toj gužvi punoj piske i preneraženosti! Dešavalo se da se moja ruka po dva
i tri puta bacala na skok, da negde na četvrtom ili petom tabaku dosegne
žrtvu. Često je vikala od bola i straha u kleštama i štipaljkama tih
čudovišta koja su se uvijala pod mojim skalpelom. |
Z godziny na godzinę coraz tłumniej napływały wizje,
tłoczyły się, tworzyły zatory, aż pewnego dnia
wszystkie drogi i ścieżki zaroiły się i
spłynęły pochodami, i kraj cały rozgałęzię
się wędrówkami, rozbiegł się ciągnącymi
defiladami – nieskończonymi pielgrzymkami bestyj i zwierząt. |
Iz sata u sat sve mnogobrojnije su stizale vizije, tiskale se, pravile
zatvore, dok jednog dana svi putevi i staze nisu zavrveli i otekli pohodima i
cela zemlja se razgranala putovanjima, razjurila se otegnutim defiladama –
beskrajnim hodočašćima životinja i zveri. |
Jak za dni Noego płynęły te kolorowe pochody, te rzeki sierści
i grzyw, te falujące grzbiety i ogony, te łby, potakujące bez
końca w takt stąpania. |
Kao za Nojevih dana tekle su šarene procesije, te reke dlaka i griva, ta
talasava leđa i repovi, te glave koje su se bez kraja potvrdno klimale
po taktu stupanja. |
Mój pokój był granicą i rogatką. Tu zatrzymywały
się, tłoczyły, becząc błagalnie. Kręciły
się, dreptały w miejscu
trwożnie i dziko – garbate i rogate jestestwa, zaszyte we
wszystkie kostiumy i zbroje zoologii, i przestraszone same sobą,
spłoszone własną maskaradą, patrzyły trwożnymi
i zdziwionymi oczami przez otwory swych skór włochatych i myczały
żałośnie, jakby zakneblowane pod swymi maskami. |
Moja soba je bila granica i đeram. Tu su se zadržavali, tiskali,
blejeći molećivo. Muvala su se, tapkala preplašeno i divlje u mestu
– grbava i rogata bića, zašivena u sve kostime i oklope zoologije, i
prestrašena samih sebe, uplašena sopstvenom maskaradom, gledala su
preplašenim i začuđenim očima kroz priviđenja svojih
rutavih koža i žalosno mukala pod svojim maskama, kao da su im usta bila
zapušena. |
Czy czekały, żebym je nazwał, rozwiązał ich
zagadkę, której nie rozumiały? Czy pytały mnie o swe
imię, ażeby w nie wejść i wypełnić je
swoją istotą? Przychodziły dziwne maszkary, twory-pytania,
twory-propozycje, i musiałem krzyczeć i odpędzać je
rękami. |
Jesu li čekali da im dam imena, da rešim njihove zagonetke koje nisu
shvatali? Jesu li me pitali za svoje ime, da uđu u njega i ispune ga
svojim bićem? Dolazile su čudne maškare, stvorenja-pitanja, stvorenja-predlozi, i ja sam morao da vičem i teram
ih rukama. |
Wycofywały się tyłem, pochylając głowę i
patrząc spode łba, i gubiły się same w sobie,
wracały, rozwiązując się w bezimienny chaos, w
rupieciarnię form. Ile grzbietów poziomych i garbatych przeszło
wówczas pod moją ręką, ile łbów przesunęło
się pod nią z aksamitną pieszczotą! |
Povlačili su se unazad, saginjući glave i gledajući
popreko, i gubili se u sebi, vraćali menjajući se u bezimeni haos,
u skladište starih formi. Koliko je vodoravnih i uspravnih leđa tada
prošlo ispod moje ruke, koliko glava se provuklo ispod nje sa baršunastim
maženjem! |
Zrozumiałem wówczas, dlaczego zwierzęta mają rogi.
Było to – to niezrozumiałe, które nie mogło
pomieścić się w ich życiu, kaprys dziki i natrętny,
nierozumny i ślepy upór. Jakaś idée fixe, wyrosła poza
granice ich istoty, wyżej ponad głowę, i wynurzona nagle w
światło, zastygła w materię dotykalną i twardą.
Tam przybierała kształt dziki, nieobliczalny i niewiarygodny,
zakręcona w fantastyczną arabeskę niewidoczną dla ich
oczu a przerażającą, w nieznaną cyfrę, pod której
grozą żyły. Pojąłem, dlaczego te zwierzęta
skłonne były do paniki nierozumnej i dzikiej, do spłoszonego
szału: wciągnięte w swój obłęd, nie mogły
się wyplątać z gmatwaniny tych rogów, spomiędzy których –
pochylając głowę – patrzyły smutno i dziko, jakby
szukając przejścia między ich gałęziami. Te rogate
zwierzęta dalekie były od wyzwolenia i nosiły ze smutkiem i
rezygnacją stygmat swego błędu na głowie. |
Tada sam shvatio zašto životinje imaju rogove. Bilo je to – ono
nerazumljivo što nije moglo da stane u njihov život, divlji i drski kapris,
nerazumno i slepo uporstvo. Neka idée fixe, izrasla preko granica
njihovog bića, više od glave, i izronila naglo u svetlo, ukočena u
materiji, opipljiva i tvrda. Tamo je uzimala oblik divalj, neuračunljiv
i neverovatan, uvrćena u fantastičnu arabesku, nevidljivu za
njihove oči, u užasnu, u neznanu cifru, pod čijom su grozotom
živele. Shvatio sam zašto su te životinje bile sklone neshvatljivoj i divljoj
panici preplašenog ludila: uvučene u svoje ludilo, nisu mogle da se
ispletu iz haosa tih rogova, između kojih su – saginjući glave
tužno i divlje, kao da traže prolaz među njihovim granama. Te rogate
životinje su bile daleke od oslobođenja i tužno i ravnodušno su nosile
pečat svoje pogreške na glavi. |
Ale jeszcze dalsze od światła były koty. Ich
doskonałość zatrważała. Zamknięte w precyzji i
akuratności swych ciał, nie znały błędu ani
odchylenia. Na chwilę schodziły w głąb, na dno swej
istoty, i wtedy nieruchomiały w swym miękkim futrze,
poważniały groźnie i uroczyście, a oczy ich
zakrąglały się jak księżyce, chłonąc wzrok
w swe leje ogniste. Ale po chwili już, wyrzucone na brzeg, na powierzchnię,
ziewały swą nicością rozczarowane i bez
złudzeń. |
Ali još dalje od svetla bile su mačke. Njihovo savršenstvo je
plašilo. Zatvorene u preciznost i urednost svojih tela, nisu znale ni greške
ni odstupanja. Za trenutak su silazile u dubinu, na dno svoga bića, i
tada ostajale nepokretne u svom mekom krznu, postajale grozno i svečano
ozbiljne, a oči su im se zaokrugljivale kao mesec, gutajući pogled
u svoje vatrene levke. Ali već posle jednog trenutka, izbačene na
obalu, na površinu, zevale su svojim ništavilom, razočarane i bez
iluzija. |
W ich życiu pełnym zamkniętej w sobie gracji nie było
miejsca na żadną alternatywę. I znudzone w tym więzieniu
doskonałości bez wyjścia, przejęte spleenem, sarkały
zmarszczoną wargą pełne bezprzedmiotowego okrucieństwa w
krótkiej, pręgami rozszerzonej twarzy. U dołu przemykały
chyłkiem kuny, tchórze i lisy, złodzieje wśród zwierząt,
stworzenia o złym sumieniu. Dorwały się one podstępem,
intrygą, trickiem, swego miejsca w bycie wbrew planowi stworzenia i
ścigane nienawiścią, zagrożone, wciąż na
straży, wciąż w trwodze o to miejsce – kochały
żarliwie swój kradziony, po norach kryjący się żywot,
gotowe dać się poszarpać na sztuki w jego obronie. |
U njihovom životu punom gracije zatvorene u samu sebe nije bilo mesta ni
za kakvu alternativu. I dosađujući se u tom zatvoru savršenstva bez
izlaza, obuzete splinom – gunđale su naboranom usnom, pune bespredmetne
okrutnosti na kratkom, prugama raširenom licu. Dole su potajno promicale
kune, tvorovi i lisice, lopovi među životinjama, stvorenja nemirne
savesti. Dokopali su se prevarom, intrigom, trikom svog mesta u životu,
uprkos planu stvaranja, i proganjane mržnjom, ugrožene, uvek na straži, uvek
u strahu za to mesto – vatreno su volele svoj ukradeni život koji su
sakrivale po jazbinama, spremne da budu raskomadane braneći ga. |
Wreszcie przeszły wszystkie, i cisza zagościła w moim
pokoju. Znów zacząłem rysować, zatopiony w moich
szpargałach, które oddychały blaskiem. Okno było otwarte, i na
gzymsie okiennym drżały w wiosennym wietrze synogarlice i turkawki.
Przechylając głowę, pokazywały okrągłe i
szklane oko w profilu, jakby przerażone i pełne lotu. Dni pod
koniec stały się miękkie, opalowe i świetliste, to znowu
perłowe i pełne zamglonej słodyczy. |
Najzad su sve prošle i tišina je zagospodarila u mojoj sobi. Ponovo sam
počeo crtati, utonuo u moje stare knjige koje su odisale sjajem. Prozor
je bio otvoren i na prozorskoj opšivnici drhtale su u prolećnjem vetru
grlice i kumrije. Iskrivljujući glavu pokazivale su okruglo i stakleno
oko iz profila, kao poplašeno i puno leta. Dani
su potkraj postali meki, opalni i svetli, a onda opet biserni i puni
maglovite blagosti. |
Nadeszły święta wielkanocne, i rodzice wyjechali na
przeciąg tygodnia do mej zamężnej siostry. Pozostawiono mnie
samego w mieszkaniu, na łup mych inspiracyj. Adela przynosiła mi co
dzień obiady i śniadania. Nie zauważyłem jej
obecności, gdy przystawała na progu odświętnie ubrana,
pachnąc wiosną ze swoich tiulów i fularów. |
Naišli su uskršnji praznici i roditelji su na jednu nedelju otputovali
mojoj udatoj sestri. Ostavili su me samog u stanu na milost i nemilost mojim
inspiracijama. Adela mi je svaki dan donosila ručak i doručak.
Nisam primećivao njeno prisustvo kad bi zastala na pragu svečano
odevena, mirišući prolećem iz svojih tilova i svila. |
Przez otwarte okno wpływały łagodne powiewy,
napełniając pokój refleksem dalekich krajobrazów. Przez chwilę
utrzymywały się w powietrzu te nawiane kolory jasnych dali i wnet
rozpływały się, rozwiewały w cień
błękitny, w tkliwość i wzruszenie. Powódź obrazów
uspokoiła się nieco, wylew wizij złagodniał i
ucichł. |
Kroz otvoren prozor dopirao je lak povetarac, ispunjavajući sobu
refleksom dalekih predela. Trenutak su u vazduhu lebdele te vetrom donete
boje svetlih daljina i odmah bledele, razilazile se u plavu senku, nežnost i
uzbuđenje. Poplava slika se malo bila umirila, izliv vizija ublažio i
utišao. |
Siedziałem na ziemi. Dookoła mnie leżały na
podłodze kredki i guziczki farb, boże kolory, lazury dyszące
świeżością, zielenie zbłąkane aż na
kraniec zdziwienia. I gdy brałem do ręki czerwoną kredkę
– w jasny świat szły fanfary szczęśliwej czerwieni, i
wszystkie balkony płynęły falami czerwonych chorągwi, i
domy ustawiały się wzdłuż ulicy w tryumfalny szpaler. Defilady
strażaków miejskich w malinowych uniformach paradowały na jasnych
szczęśliwych drogach, i panowie kłaniali się melonikami
koloru czereśni. Czereśniowa słodycz, czereśniowy
świergot szczygłów napełniał powietrze pełne lawendy
i łagodnych blasków. |
Sedeo sam na zemlji. Oko mene na podu su ležale bojice i dugmad farbi, božje
boje, plavetnila koja su disala svežinom, zelenila zalutala čak na ivicu
čuđenja. I kad bih uzimao u ruku crvenu bojicu – u sjajni cvet su
kretale srećne fanfare crvenila i svi balkoni su plovili talasima
crvenih zastava, a kuće su duž ulice pravile trijumfalni špalir. Defilei
gradskih stražara u uniformama malinaste boje paradirali su po svetlim,
srećnim putevima a gospoda su im se klanjala polucilindrima boje
trešnje. Trešnjeva blagost, trešnjev cvrkut štiglica ispunjavao je vazduh pun
despića i blagog sjaja. |
A gdy sięgałem po błękitną barwę –
szedł ulicami przez wszystkie okna odblask kobaltowej wiosny,
otwierały się, dźwięcząc, szyby, jedna za
drugą, pełne błękitu i ognia niebieskiego, firanki
wstawały jak na alarm, i przeciąg radosny i lekki szedł tym
szpalerem wśród falujących muślinów i oleandrów na pustych
balkonach, jak gdyby na drugim końcu tej długiej i jasnej alei
ktoś zjawił się bardzo daleki i zbliżał się –
promienny, poprzedzany przez wieść, przez przeczucie, zwiastowany
przez loty jaskółek, przez wici świetliste, rozrzucane od mili do
mili. |
A kad bih pružao ruku po plavu boju – ulicama je preko svih prozora išao
odsjaj kobaltnog proleća, okna su se otvarala zvečeći, jedno
za drugim, puna plavetnila i nebeske vatre, zavese su se dizale kao na uzbunu
i radosna i laka promaja išla je tim špalirom između ustalasanih muslina
i oleandera na praznim balkonima, kao da se na drugom kraju te duge i svetle
aleje javljao neko vrlo dalek i približavao se – ozaren, a ispred njega je
išla vest, predosećanje, najavljivano letom lastavica, sjajnim vatrama,
razbacivanim od milje do milje. |
|
|
III |
III |
|
|
W same święta wielkanocne, z końcem marca lub z
początkiem kwietnia, wychodził Szloma, syn Tobiasza, z
więzienia, do którego zamykano go na zimę po awanturach i
szaleństwach lata i jesieni. Pewnego popołudnia tej wiosny
widziałem go przez okno, jak wychodził od fryzjera, który był
w jednej osobie balwierzem, cyrulikiem i chirurgiem miasta, otwierał z
dystynkcją, nabytą pod rygorem więziennym, szklane,
błyszczące drzwi fryzjerni i schodził z trzech drewnianych
schodków, wyświeżony i odmłodzony, z wystrzyżoną
dokładnie głową, w przykrótkim surduciku i podciągniętych
wysoko kraciastych spodniach, szczupły i młodzieńczy mimo
swoich czterdziestu lat. |
Na sam uskrs, krajem marta ili početkom aprila, izlazio je Šloma, sin
Tobijin, iz zatvora u koji je zatvaran na zimu posle avantura i ludosti leta
i jeseni. Jedno popodne tog proleća video sam ga kroz prozor kad je
izlazio od frizera, koji je istovremeno bio berberin, frizer i hirurg grada,
sa učtivošću, stečenom u strogom zatvorskom režimu, otvarao je
staklena sjajna vrata berbernice i silazio niz tri drvena stepenika, osvežen
i podmlađen,
sasvim ošišane glave, u prekratkom sakou i visoko podignutim, kockastim
pantalonama, vitak i mladalačkog izgleda i pored svojih četrdeset
godina. |
Plac Św. Trójcy był o tym czasie pusty i czysty. Po roztopach
wiosennych i błotach, spłukanych później ulewnymi deszczami,
pozostał teraz bruk umyty, wysuszony w wielu dniach cichej, dyskretnej
pogody, o tych dniach wielkich już i może zbyt obszernych na
tę wczesną porę, wydłużonych trochę nad
miarę, zwłaszcza wieczorami, kiedy zmierzch
przedłużał się bez końca, pusty jeszcze w swej
głębi, daremny i jałowy w swym ogromnym oczekiwaniu. |
Trg svete Trojice bio je u to vreme pust i čist. Posle
prolećnih poplava i blata, spranog kasnije pljuskovima, pločnik je
ostao umiven, osušen mnogim danima tihog, diskretnog, lepog vremena, tim danima već velikim i možda
suviše prostranim za to rano doba, malo preko mere izduženim, osobito
večerima, kad se sumrak produžavao bez kraja, još prazan u svojoj
dubini, uzaludan i jalov u svom ogromnom očekivanju. |
Gdy Szloma zamknął za sobą szklane drzwi fryzjerni,
weszło w nie natychmiast niebo, jak we szystkie małe okna tego
piętrowego domu, otwartego ku czystej głębi cienistego
nieboskłonu. |
Kad je Šloma zatvorio za sobom staklena vrata berbernice, u njih je odmah
ušlo nebo, kao u sve male prozore te kuće na sprat, otvorene prema
čistoj dubini senovitog nebeskog svoda. |
Zszedłszy ze schodków, znalazł się całkiem samotny na
brzegu wielkiej pustej muszli placu, przez którą przepływał
błękit nieba bez słońca. |
Sišavši sa stepenica, našao se sasvim sam na ivici velike, puste školjke
trga, preko koje je teklo plavetnilo neba bez sunca. |
Ten wielki, czysty plac leżał owego popołudnia jak bania
szklana, jak nowy nie zaczęty rok. Szloma stał na jego brzegu
całkeim szary i zgaszony, zawalony błękitami, i nie śmiał
łamać decyzją tej doskonałej kuli dnia nie zużytego. |
Taj veliki, čisti trg ležao je tog popodneva kao mehur, kao nova
godina koja još nije bila počela. Šloma je stajao na njegovoj ivici
sasvim siv i ugašen, zatrpan plavetnilom, i nije smeo svojom odlukom da lomi
savršenu kuglu neupotrebljenog dana. |
Tylko raz w roku, w dniu wyjścia z więzienia, czuł
się Szloma tak czystym, nieobciążonym i nowym. Dzień przyjmował
go wówczas w siebie umytego z grzechów, odnowionego, pojednanego ze
światem, otwierał przed nim z westchnieniem czyste kręgi swych
horyzontów, uwieńczone cichą pięknością. |
Samo jednom godišnje, na dan izlaska iz zatvora, osećao se Šloma
tako čist, neopterećen i nov. Dan ga je tada primao u sebe umivenog
od greha, obnovljenog, pomirenog sa svetom, sa uzdahom je otvarao pred njim
čiste krugove svojih horizonata, uvenčane tihom lepotom. |
Nie śpieszył się. Stał na krawędzi dnia i nie
śmiał przekroczyć, przekreślić swym drobnym,
młodym, lekko utykającym chodem tej łagodnie sklepionej konchy
popołudnia. |
Nije se žurio. Stajao je na ivici dana i nije smeo da prekorači, da
svojim sitnim, mladim, malo hromim hodom prebriše tu blago svedenu školjku
popodneva. |
Przejrzysty cień leżał nad miastem.
Milczenie tej trzeciej godziny po południu wydobywało z domów
czystą biel kredy i rozkładało ją bezgłośnie,
jak talię kart, dookoła placu. Obdzieliwszy go jedną
turą, napoczynało już nową, czerpiąc rezerwy bieli z
wielkiej, barokowej fasady Św. Trójcy, która, jak zlatująca z nieba
ogromna koszula Boga, pofałdowana w pilastry, ryzality i framugi, rozsadzona
patosem wolut i archiwolt, porządkowała na sobie w pośpiechu
tę wielką wzburzoną szatę. |
Prozirna sen je ležala nad gradom. Ćutanje tog trećeg sata po podne izvlačio je iz kuća čistu
belinu krede i širilo je bezglasno, kao taliju karata, oko trga. Podelivši
jednu turu, već je počinjalo novu, crpući rezerve beline iz
velike, barokne fasade sv. Trojice, koja je kao ogromna božja košulja što
pada s neba, naborana u pilastre, rizalite i niše, raznete patosom voluta i
arhivoluta, žurno uređivala na sebi tu veliku uznemirenu haljinu. |
Szloma podniósł twarz, wietrząc w powietrzu. Łagodny
powiew niósł zapach oleandrów, zapach świątecznych
mieszkań i cynamonu. Wtedy kichnął potężnie swym
sławnym, potężnym kichnięciem, od którego
gołębie na odwachu policji zerwały się przestraszone i
wzleciały. Szloma uśmiechnął się do siebie: Bóg
dawał znać przez wstrząs jego nozdrzy, że wiosna
nastała. Był to znak pewniejszy niż przylot bocianów, i
odtąd dni miały być przetykane tymi detonacjami, które
zagubione w szumie miasta, to bliżej, to dalej glosowały jego
zdarzenia swym dowcipnym komentarzem. |
Šloma podiže lice, njuškajući u vazduhu. Blagi lahor je donosio
miris oleandera, miris prazničkih stanova i cimeta. Tada je snažno kihnuo,
svojim slavnim jakim hukom od koga su se golubovi na policijskoj stražari
preplašeno podigli i odleteli. Šloma se nasmeši samom sebi: Bog je potresom
njegove nozdrve objavio dolazak proleća. Bio je to znak sigurniji nego
dolazak roda i od tada su dani imali da budu prekidani tim detonacijama, koje
su, izgubljene u šumu grada čas bliže, čas dalje svojim duhovitim
komentarom potvrđivale njegove događaje. |
– Szloma! – zawołałem, stojąc w oknie naszego niskiego
piętra. |
– Šlomo! – viknuo sam stojeći u prozoru našeg niskog sprata. |
Szloma dostrzegł mnie, uśmiechnął się swym
miłym uśmiechem i zasalutował. |
Šloma me je opazio, osmehnuo se svojim milim osmehom i salutirao mi. |
– Jesteśmy teraz sami w całym rynku, ja i ty – rzekłem
cicho, gdyż wydęta bania nieba dźwięczała jak
beczka. |
– Sad smo sami na celom trgu, ja i ti – rekao sam tiho, dok je naduveni
mehur neba odjekivao kao bačva. |
– Ja i ty – powtórzył ze smutnym uśmiechem – jak pusty jest
dziś świat. |
– Ja i ti – ponovio je tužno se osmehnuvši – kako je prazan svet danas. |
– Moglibyśmy podzielić go i nazwać na nowo – taki
leży otwarty, bezbronny i niczyj. – W taki dzień podchodzi Mesjasz
aż na brzeg horyzontu i patrzy stamtąd na ziemię. I gdy
ją tak widzi białą, cichą, z jej błękitami i
zamyśleniem, może się zdarzyć, że mu się zgubi
w oczach granica, niebieskawe pasma obłoków podłożą
się przejściem i sam nie wiedząc, co czyni, zejdzie na
ziemię. I ziemia nawet nie zauważy w swej zadumie tego, który
zszedł na jej drogi, a ludzie obudzą się z popołudniowej
drzemki i nie będą nic pamiętali. Cała historia
będzie jak wymazana i będzie jak za prawieków, nim
zaczęły się dzieje. |
– Mogli bismo ga podeliti i dati mu novo ime – tako je otvoren, bespomoćan i
ničiji. – U takav dan Mesija prilazi ivici horizonta i gleda odande na
zemlju. I kad je vidi tako belu, tihu, sa njenim plavetnilom i
zamišljenošću, može se desiti da mu se u očima izgubi granica,
plavičaste trake oblaka mu se podastru pod noge i on, ne znajući ni
sam šta radi, siđe na zemlju. A zemlja zamišljena neće čak ni
primetiti onoga što je sišao na njene puteve, a ljudi će se probuditi
posle popodnevnog dremeža i neće se ničeg sećati. Cela
istorija će biti kao izbrisana i biće kao u pradavna vremena, pre
no što je počela istorija. |
– Czy Adela jest w domu? – zapytał z uśmiechem. |
– Je li Adela kod kuće? – upitao je s osmehom. |
– Nie ma nikogo, wejdź do mnie na chwilę,
pokażę ci moje rysunki. |
– Nema nikoga, uđi na trenutak k meni,
pokazaću ti svoje crteže. |
– Jeżeli nie ma nikogo, nie odmówię sobie tej
przyjemności. Otwórz mi. |
– Ako nema nikog, neću odbiti sebi to zadovoljstvo. Otvori mi. |
I rozglądając się w bramie na obie strony ruchem
złodzieja, wszedł do środka. |
I osvrćući se u kapiji na sve strane, hodom lopova uđe
unutra. |
|
|
IV |
IV |
|
|
– To są kapitalne rysunki – mówił, oddalając je od siebie
gestem znawcy. Jego twarz rozjaśniła się refleksami kolorów i
świateł. Czasami zwijał dłoń dookoła oka i patrzył
przez tę zaimprowizowaną lunetę, ściągając rysy
w grymas pełen powagi i znawstwa. |
– To su vanredni crteži – govorio je udaljujući ih od sebe gestom
znalca. Njegovo lice se ozarilo odsjajima boja i svetlosti. Ponekad bi
savijao šaku oko oka i posmatrao kroz taj improvizirani durbin, stežući
crte u grimasu punu ozbiljnosti i znalaštva. |
– Można by powiedzieć – rzekł – że świat
przeszedł przez twoje ręce, ażeby się odnowić,
ażeby zlenić się w nich i złuszczyć jak cudowna
jaszczurka. O, czy myślisz, że byłbym kradł i
popełniał tysiąc szaleństw, gdyby świat nie był
tak bardzo się zużył i podupadł, gdyby rzeczy nie
były w nim straciły swej pozłoty – dalekiego odblasku rąk
bożych? Cóż można począć w takim świecie? Jak
nie zwątpić, jak nie upaść na duchu, gdy wszystko jest
zamknięte na głucho, zamurowane nad swoim sensem, i wszędzie
tylko stukasz w cegłę, jak w ścianę więzienia? Ach
Józefie, powinieneś był wcześniej się urodzić. |
– Može se reći – kazao je – da je svet prošao kroz tvoje ruke, da bi
se obnovio, da bi se olinjao u njemu i oljuštio kao čudotvorni gušter.
O, zar misliš da bih krao i pravio hiljade ludosti, da se svet nije tako
istrošio i propao, da stvari u njemu nisu izgubile svoju pozlatu – daleki
odsjaj božjih ruku? Šta se može početi u takvom svetu? Kako da
čovek ne posumnja, kako da ne padne duhom, kad je sve čvrsto
zatvoreno, zazidano nad svojim smislom, i svuda samo udaraš u ciglu, kao u
zid tamnice? Ah, Juzefe, trebalo je da se ranije rodiš. |
Staliśmy w tym na pół ciemnym, głębokim pokoju,
wydłużającym się perspektywicznie ku otwartemu oknu na
rynek. Stamtąd dochodziły aż do nas fale powietrza w
łagodnych pulsach, rozpościerając się ciszą.
Każdy przypływ przynosił nowy jej ładunek zaprawiony
kolorami dali, jak gdyby poprzedni już był zużyty i
wyczerpany. Ciemny ten pokój żył tylko refleksami dalekich domów za
oknem, odbijał ich kolory w swej głębi, jak camera obscura.
Przez okno widać było, niby w rurze lunety, gołębie na
odwachu policji, napuszone, spacerujące wzdłuż gzymsu attyki.
Czasami zrywały się wszystkie razem i zataczały półkole
na rynkiem. Wtedy pokój rozjaśniał się na chwilę od ich
otwartych lotek, rozszerzał się odblaskiem ich dalekiego trzepotu,
a potem gasł, gdy opadając, zamykały skrzydła. |
Stajali smo u toj polutamnoj, dubokoj sobi koja se u perspektivi
izduživala prema otvorenom prozoru na trg. Odande su čak do nas dopirali
talasi vazduha u blagim udarima, šireći se tišinom. Svaki udar je
donosio njen novi tovar začinjen bojama daljine, kao da je prethodni
već bio upotrebljen i iscrpen. Ta tamna soba je živela samo refleksima
dalekih kuća iza prozora, odbijala je njihove boje u svojoj dubini, kao camera
obscura. Kroz prozor, kao kroz cev dogleda, videli su se golubovi na
policijskoj stražari, nadmeni, kako šetaju duž opšivnice atike. Ponekad su se
svi zajedno dizali i kružili nad trgom. Tada bi se soba za trenutak osvetlila
od njihovih otvorenih krilnih pera, širila se odsjajem njihovog dalekog
lepeta krila, a zatim gasnula, kad bi sletajući zatvarali krila. |
– Tobie, Szloma – rzekłem – mogę zdradzić tajemnicę
tych rysunków. Już od początku nachodziły mnie
wątpliwości, czy jestem naprawdę ich autorem. Czasami
wydają mi się mimowolnym plagiatem, czymś, co mi zostało
podpowiedziane, podsunięte... Jak gdyby coś obcego
posłużyło się mym natchnieniem dla nie znanych mi celów.
Gdyż muszę ci wyznać – dodałem po cichu, patrząc mu
oczy – znalazłem Autentyk... |
– Tebi, Šlomo – rekao sam – mogu otkriti tajnu tih crteža. Već od
samog početka mučila me je sumnja jesam li ja zaista njihov autor.
Ponekad mi se čine kao nehotični plagijat, nešto što mi je
došapnuto, podmetnuto... Kao da se nešto strano poslužilo mojim
nadahnućem za neznane mi ciljeve. Jer moram ti priznati – dodao sam
tiho, gledajući ga u oči – pronašao sam Autentikum... |
– Autentyk? – zapitał z twarzą rozjaśnioną
nagłym blaskiem. |
– Autentikum? – zapitao je lica obasjanog naglim bleskom. |
– Tak jest, sam zresztą zobacz – rzekłem,
przyklękając nad szufladą komody. |
– Da, uostalom pogledaj i sam – rekao sam spuštajući se na kolena
nad fiokom komode. |
Wyjąłem naprzód jedwabną suknię Adeli, pudełko z
wstążkami, jej nowe pantofelki na wysokich obcasach. Zapach pudru
czy perfumy rozszedł się w powietrzu. Podniosłem jeszcze kilka
książek: na dnie leżał w samej rzeczy długo nie
widziany, drogi szpargał i świecił. |
Izvadio sam najpre svilenu Adelinu haljinu, kutiju sa trakama, njene nove
cipelice sa visokim potpeticama. Miris pudera ili parfema razišao se po
vazduhu. Podigao sam još nekoliko knjiga: na dnu je ležala dugo
neviđena, draga knjiga, i sjajila se. |
– Szloma – rzekłem wzruszony – popatrz, oto leży... |
– Šlomo – rekao sam uzbuđen – pogledaj, evo leži... |
Ale on stał zatopiony w medytacji z pantofelkiem Adeli w ręku i
przygłądał mu się z głęboką powagą. |
Ali on je stajao zamišljen sa Adelinom cipelicom u ruci i posmatrao je sa
dubokom ozbiljnošću. |
– Tego Bóg nie powiedział – rzekł – a jednak, jak mnie to
głęboko przekonywa, przypiera do ściany, odbiera ostatni argument.
Te linie są nieodparte, wstrząsająco trafne, ostateczne i
uderzają, jak błyskawica, w samo sedno rzeczy. Czym zasłonisz
się, co im przeciwstawisz, gdy sam już jesteś przekupiony,
przegłosowany i zdradzony przez najwierniejszych sprzymierzeńców?
Sześć dni stworzenia było bożych i jasnych. Ale siódmego
dnia uczuł On obcy wątek pod rękami i, przerażony,
odjął ręce od świata, choć jego zapał twórczy
obliczony był na wiele jeszcze dni i nocy. O, Józefie, strzeż
się siódmego dnia... |
– To Bog nije
rekao – govorio je – a ipak me to tako duboko ubeđuje, pritiska uza zid,
oduzima mi poslednji argument. Te linije su neodoljive, potresno tačne,
konačne i udaraju u samu srž stvari. Čime ćeš se zakloniti,
šta ćeš im suprotstaviti, kad si već sam potkupljen, nadglasan i
izdat od najvernijih saveznika. Bilo je šest božjih i svetlih dana stvaranja.
Ali sedmoga dana bog nije izdržao. Sedmog dana je osetio stranu materiju pod rukama i,
preplašen, skinuo je ruke sa svetla, iako je njegovo stvaralačko
oduševljenje bilo sračunato na još mnoge dane i noći. O, Juzefe,
čuvaj se sedmog dana... |
I podnosząc ze zgrozą smukły pantofelek Adeli, mówił
jakby urzeczony połyskliwą, ironiczną wymową tej pustej
łuski z laku: – Czy rozumiesz
potworny cynizm tego symbolu na nodze kobiety, prowokację jej
rozwiązłego stąpania na tych wymyślnych obcasach?
Jakże mógłbym cię pozostawić pod władzą tego
symbolu. Broń Boże, bym to miał uczynić... |
I podižući užasnut Adelinu cipelicu, govorio je kao opčinjen sjajnom,
ironičnom rečitošću lakovane ljuske: –
Shvataš li strašan cinizam tog simbola na ženskoj nozi, provokaciju
njenog razbludnog koračanja na tim neobičnim potpeticama? Kako bih
te mogao ostaviti u vlasti tog simbola! Sačuvaj Bože, da to treba da
učinim... |
Mówiąc to, wsuwał wprawnymi ruchami pantofelki, suknię,
korale Adeli w zanadrze. |
Govoreći to, spretnim pokretima je gurao Adeline cipele, haljinu i
korale u nedra. |
– Co robisz, Szloma? – rzekłem w osłupieniu. |
– Šta to radiš, Šlomo? – rekao sam zaprepašćen. |
Ale on szybko odalał się ku drzwiom, utykając lekko w
swych przykrótkich, kraciastych spodniach. W drzwiach odwrócił raz
jeszcze szarą, całkiem niewyraźną twarz i podniósł
rękę do ust ruchem uspokajającym. Już był za
drzwiami. |
Ali se on brzo udaljavao prema vratima lako hramljući u svojim
prekratkim kockastim pantalonama. U vratima je još jednom okrenuo sivo,
sasvim nejasno lice i podigao ruku u gestu umirivanja. Bio je već iza
vrata. |
|
|
|
Preveo Stojan Subotin Korektura
B. Stojanović |
|
|
Pierwodruki: Genialna epoka
["Fragment z powieści Mesjasz"] / Bruno Schulz. – Wiadomości
Literackie (Warszawa), 1934 (1. IV), nr 13; s. 4. >> SANATORIUM POD
KLEPSYDRĄ / Bruno Schulz. – Warszawa: Towarzystwo Wydawnicze
"Rój", 1937. – 262 p. 33 ill. |
Izvor: PRODAVNICE CIMETOVE BOJE
– pripovetke / Bruno Šulc. Prevod s poljskog i predgovor dr Stojan Subotin. –
Beograd: Nolit, 1961. – 264 str. Tvrd povez, tiraž 3000. (Biblioteka Nolit) |