BRUNO SCHULZ
NOC LIPCOWA
|
BRUNO ŠULC
JULSKA NOĆ
|
Noce letnie poznałem po raz
pierwszy w roku mej matury, podczas wakacyj. Dom nasz, przez który dzień cały
przewiewały poprzez otwarte okna powiewy, szumy, połyski gorących dni
letnich, zamieszkał nowy lokator, maleńkie, dąsające się, kwilące stworzonko,
synek mej siostry. Sprowadził on na nasz dom pewien powrót do stosunków
prymitywnych, cofnął rozwój socjologiczny do koczowniczej i haremowej
atmosfery matriarchatu z obozowiskiem pościeli, pieluszek, bielizny wiecznie
pranej i suszonej, z niedbalstwem toalety kobiecej dążącej do obfitych obnażeń
o charakterze wegetatywnie niewinnym, z kwaskawym zapachem niemowlęctwa i
piersi mlekiem nabrzmiałych.
|
Letnje noći sam prvi put
upoznao u godini moje mature, za vreme raspusta. U našoj kući kroz koju su preko
celog dana kroz otvorene prozore duvali lahori, šumovi, bleskovi vrelih
letnjih dana, nastanio se novi gost, malo, ljutito, kmezavo stvorenjce,
sinčić moje sestre. On je u našoj kući doveo do povratka primitivnih odnosa,
vratio unatrag socijalni razvoj do nomadske i haremske atmosfere matrijarhata
sa logorištem posteljine, pelena, večito pranog i sušenog rublja s nemarnošću
ženske toalete koja teži ka obilnim obnaživanjima vegetativno nevinog
karaktera, s kiselkastim mirisom odojčeta i grudi nadošlih mlekom.
|
Siostra
po ciężkim połogu wyjechała do kąpiel, szwagier pojawiał się tylko w porach
posiłków, a rodzice przebywali do późnej nocy w sklepie. Nad domem roztoczyła
swe panowanie mamka dzieciątka, której ekspansywna kobiecość zwielokrotniała
się jeszcze i czerpała sankcję ze swej roli matki-żywicielki. W majestacie
tego dostojeństwa wyciskała ona swym szerokim i ważkim istnieniem piętno
gynokracji na całym domu, będącej zarazem przewagą sytej i bujnej cielesności
rozłożonej w mądrym stopniowaniu między nią samą i dwoje dziewcząt
służebnych, którym każda czynność pozwalała rozwinąć, jak pawi wachlarz, całą
skalę samowystarczalnej kobiecości. Na ciche kwitnienie i dojrzewanie ogrodu
pełnego listnych szelestów, srebrnych lśnień i cienistych zamyśleń – odpowiadał
nasz dom aromatem kobiecości i macierzyństwa unoszącym się nad białą bielizną
i kwitnącym mięsem i gdy o straszliwie jaskrawej godzinie południa podnosiły
się w przerażeniu wszystkie firanki u okien otwartych na przestrzał i
wszystkie pieluszki rozpięte na sznurach wstawały lśniącym szpalerem –
płynęły przez ten biały alarm fularów i płócien na wskroś pierzaste nasiona,
pyłki, zgubione płatki i ogród z przepływem swych świateł i cieni, z wędrówką
szumów i zamyśleń szedł wolno przez pokój, jak gdyby o tej godzinie Pana
uniosły się wszystkie przegrody i ściany i przez świat cały przechodził w
odpływie myśli i uczucia dreszcz wszechobejmującej jedności.
|
Sestra
je posle teškog porođaja bila otputovala u banju, šogor se pojavljivao samo u
vreme kad se jelo, a roditelji su do kasno u noć boravili u radnji. U kući je
bila raširila svoju vlast detinja dadilja, čija se ekspanzivna ženstvenost
još uvećavala i crpla sankcije iz svoje uloge majke-hraniteljke. U majestetu
tog dostojanstva ona je svojim širokim i važnim postojanjem celoj kući
udarila pečat ginekokratije koja je istovremeno bila vlast site i bujne
telesnosti raspoređene u mudroj postepenosti između nje same i dve sluškinje,
kojima je svaka delatnost dozvoljavala da rašire, kao paunov rep, celu skalu
autarhične ženstvenosti. Na tiho cvetanje i dozrevanje vrta punog šuštanja
lišća, srebrnog sjaja i senovitih zamišljenosti – naša kuća je odgovarala
mirisom ženstvenosti i materinstva koji se uzdizao iznad belog rublja i
cvetajućeg mesa, i kada bi se u strašno svetli sat podneva preplašene
podizale sve zavese na širom otvorenim prozorima i sve pelene razapete na
uzicama ustajale u sjajnom špaliru – kroz taj beli alarm svile i platna teklo
je perjasto semenje, prašina, izgubljene pahuljice i vrt je sa tokom svojih
svetlosti i senki, s putovanjem šumova i zamišljenosti lagano prolazio kroz
sobu, kao da su se u taj sat Pana podigle sve pregrade i zidovi i kroz ceo
svet u oseki misli i osećanja prolazio drhtaj sveobuhvatnog jedinstva.
|
Wieczory
tego lata spędzałem w kinoteatrze miasteczka. Opuszczałem go po ostatnim
przedstawieniu.
|
Večeri
tog leta provodio sam u bioskopu gradića. Napuštao sam ga posle poslednje
predstave.
|
Z
czarności ściany kinowej, rozdartej popłochem latających świateł i cieni,
wchodziło się do cichego, jasnego westybulu, jak z bezmiaru nocy burzliwej do
zacisznej gospody.
|
Iz
crnine bioskopske dvorane razderane panikom uznemirenih svetlosti i senki,
ulazilo se u tihi svetli vestibil, kao iz beskraja burne noći u tihu
gostionicu.
|
Po
fantastycznej gonitwie po wertepach filmu uspokajało się zgonione serce po
ekscesach ekranu w tej poczekalni jasnej, zamkniętej ścianami od naporu
wielkiej patetycznej nocy, w tej przystani bezpiecznej, gdzie czas ustał od
dawna, a żarówki wypuszczały nadaremnie jałowe światło, fala po fali, w
rytmie raz na zawsze ustalonym przez głuchy tupot motoru, od którego lekko
drżała budka kasjerki.
|
Posle
fantastične jurnjave po stranputicama filma umorno srce se umirivalo posle
ekscesa ekrana u toj svetloj čekaonici, zatvorenoj zidovima od pritiska
velike, patetične noći, u tom bezbednom pristaništu, gde je vreme odavno
prestalo, a sijalice uzajamno ispuštale jalovo svetlo, talas za talasom, u
ritmu jednom zauvek ustaljenom gluvom lupom motora, od koga je lako
podrhtavala kabina blagajnice.
|
Ten
westybul, zanurzony w nudę późnych godzin jak poczekalnie kolejowe dawno po
odejściu pociągów, zdawał się chwilami ostatecznym tłem bytu, tym, co
pozostanie, gdy przeminą wszystkie zdarzenia, gdy wyczerpie się zgiełk
wielości. Na wielkim kolorowym afiszu Asta Nielsen słaniała się już na zawsze
z czarnym stygmatem śmierci na czole, raz na zawsze usta jej były otwarte w
ostanim krzyku, a oczy wytężone nadludzko i ostatecznie piękne.
|
Taj
vestibil, utonuo u dosadu kasnih sati kao železničke čekaonice kasno posle
odlaska vozova, na trenutke je ličio na poslednje tle života, ono što će
ostati kad prođu svi događaji, kad se iscrpe žagor množine. Na velikom
šarenom oglasu Asta Nilzen se teturala već zauvek s crnim pečatom smrti na
čelu, jednom zauvek njena usta su bila otvorena u poslednjem kriku, a oči
natčovečanski napregnute i krajnje lepe.
|
Kasjerka
dawno powędrowała do domu. Krzątała się teraz zapewne w swym pokoiku koło
rozścielonego łóżka, które czekało na nią jak łódka, by unieść ją między
czarne laguny snu, w zawikłania sennych przygód i awantur. Ta, co siedziała w
budce, to tylko, powłoka jej, fantom złudny patrzący znużonymi, jaskrawo
malowanymi oczyma w pustkę światła, trzepocący bezmyślnie rzęsami dla
strącenia złotego pyłu senności, sypiącego się bez końca z lamp
elektrycznych. Czasem uśmiechała się blado do sierżanta straży ogniowej,
który sam dawno opuszczony przez swą realność stał oparty o ścianę, na zawsze
nieruchomy w swym lśniącym kasku, w jałowej świetności epoletów, sznurów
srebrnych i medali. Z daleka brzęczały w rytmie motoru szyby szklanych drzwi
prowadzących w późną noc lipcową, ale refleks elektrycznego pająka oślepiał
szkło, negował noc, łatał, jak mógł, złudzenie bezpiecznej przystani nie
zagrożonej żywiołem ogromnej nocy. W końcu przecież czar poczekalni musiał
prysnąć, drzwi szklane otwierały się, czerwona portiera wzbierała tchem nocy,
która nagle stawała się wszystkim.
|
Blagajnica
je odavno otišla kući. Sigurno se sada vrtela u svojoj sobici oko razmeštenog
kreveta koji je čekao na nju kao čamac, da je odnese među crne lagune sna, u haos
sanjivih doživljaja i avantura. Ona što je sedela u kabini, bila je samo
njena maska, varljivi fantom koji je gledao umornim, svetlo obojenim očima u
prazninu svetlosti, besmisleno trepćući trepavicama da bi stresao zlatan prah
sanjivosti, koji se neprestano prosipao sa električnih lampi. Ponekad se
blago osmehivala na vatrogasnog narednika koji je i sam davno napušten od
svoje realnosti stajao naslonjen na zid, zauvek nepokretan u svojoj sjajnoj
kacigi, u jalovom blesku epoleta, srebrnih gajtana i medalja. Iz daljine su u
ritmu motora zvečala okna staklenih vrata koja su vodila u kasnu julsku noć,
ali je refleks električnog pauka zaslepljivao staklo, negirao noć, krpio kako
je mogao iluziju bezbednog pristaništa neugroženog stihijom ogromne noći. Na kraju
je čar čekaonice ipak morao da nestane, staklena vrata su se otvarala, crvena
zavesa na vratima se nadimala od daha noći, koja je naglo postajala sve.
|
Czy
czujecie tajemny, głęboki sens tej przygody, gdy wątły i blady maturzysta
wychodzi przez szklane drzwi z bezpiecznej przystani sam jeden w bezmiar nocy
lipcowej? Czy przebrnie kiedyś te czarne moczary, trzęsawiska i przepaście
nieskończonej nocy, czy wyląduje jakiegoś poranku w bezpiecznym porcie? Ile
dziesiątek lat trwać będzie ta czarna odyseja?
|
Osećate
li tajanstveni, duboki smisao toga događaja, kad bolešljivi i bledi maturant
izlazi kroz staklena vrata iz bezbednog pristaništa sam samcit u bezmernost
julske noći? Da li će ikada preći te crne močvare, kaljuge i ponore beskrajne
noći, hoće li se jednog jutra iskrcati u sigurnoj luci? Koliko desetina
godina će trajati ta crna odiseja?
|
Nikt
jeszcze nie napisał topografii nocy lipcowej. W geografii wewnętrznego
kosmosu te karty są nie zapisane.
|
Još niko
nije napisao topografiju julske noći. U geografiji unutrašnjeg kosmosa ti
listovi su nezapisani.
|
Noc
lipcowa! Z czym by ją porównać, jak opisać? Czy porównam ją do wnętrza
ogromnej czarnej róży nakrywającej nas snem stokrotnym tysiąca aksamitnych płatków?
Wiatr nocny rozdmuchuje do głębi jej puszystość i na dnie wonnym dosięga nas
spojrzenie gwiazd.
|
Julska
noć! S čim bi se mogla uporediti, kako opisati? Da li da je
uporedim sa unutrašnjošću ogromne crne ruže koja nas pokriva stokratim snom
hiljada baršunastih latica? Noćni vetar razvejava do dna njenu mekoću i na
mirisnom dnu doseže nas pogled zvezda.
|
Czy
porównam ją do czarnego firmamentu naszych przymkniętych powiek, pełnego
wędrujących pyłów, białego maku gwiazd, rakiet i meteorów?
|
Da li
da je uporedim sa crnim firmamentom naših spuštenih kapaka,
punog putujuće prašine, belog maka zvezda, raketa i meteora?
|
A
może porównać ją do długiego jak świat, nocnego pociągu jadącego
nieskończonym czarnym tunelem? Iść przez noc lipcową, to przedzierać się z
trudem z wagonu do wagonu, pomiędzy sennymi pasażerami, wśród ciasnych
korytarzy, dusznych przedziałów i krzyżujących się przeciągów.
|
A
možda da je uporedim sa kao svet dugim, noćnim vozom koji je išao beskrajnim
crnim tunelom? Ići kroz julsku noć, to znači probijati se s naporom iz vagona
u vagon, između pospanih putnika, kroz tesne hodnike zagušljivih kupea i
vozova koji se ukrštaju.
|
Noc
lipcowa! Tajemny fluid mroku, żywa, czujna i ruchliwa materia ciemności,
nieustannie kształtująca coś z chaosu i każdy kształt natychmiast
zarzucająca! Budulec czarny piętrzący dookoła sennego wędrowca pieczary,
sklepienia, wnęki i nyże! Jak natrętny gaduła towarzyszy ona samotnemu
wędrowcowi, zamykając go w kręgu swych widziadeł, niezmordowana w wymyślaniu,
bredzeniu, fantazjowaniu – halucynując przed nim gwiezdne dale, białe drogi
mleczne, labirynty nieskończonych koloseów i forów. Powietrze nocy, ten
czarny Proteusz formujący dla zabawy aksamitne zgęszczenia, pasma jaśminowej
woni, kaskady ozonu, nagłe bezpowietrzne głusze rosnące jak czarne banie w
nieskończoność, potworne winogrona ciemności, wezbrane ciemnym sokiem.
Przepycham się wśród tych ciasnych framug, pochylam głowę pod te łuki i
sklepienia nisko nawisłe i oto nagle sufit urywa się, z gwiezdnym westchnieniem
otwiera się na chwilę kopuła bezdenna, aby wnet zaprowadzić mnie znów między
ciasne ściany, przejścia i framugi. W tych zaciszach bez tchu, w tych
zatokach ciemności stoją jeszcze urywki rozmów zostawione przez nocnych
wędrowców, fragmenty napisów na plakatach, zgubione takty śmiechu, pasma
szeptów, których powiew nocy nie rozprószył. Czasem zamyka mnie noc jakby w
ciasnym pokoju bez wyjścia. Opanowuje mnie senność, nie zdaję sobie sprawy,
czy nogi idą jeszcze, czy też od dawna spoczywam w tym hotelowym pokoiku
nocy. Ale oto czuję aksamitny gorący pocałunek zgubiony w przestrzeni przez
usta pachnące, otwierają się jakieś żaluzje, przekraczam wysokim krokiem
parapet okna i wędruję dalej pod parabolami gwiazd spadających. Z labiryntu
nocy wychodzą dwaj wędrowcy. Plotą wspólnie, wyciągają z ciemności jakieś
długi, beznadziejny warkocz rozmowy. Stuka monotonnie parasol jednego z nich
o bruk (takie parasole nosi się na deszcz gwiazd i meteorów), wałęsają się
jak pijane, wielkie głowy w baniastych melonikach. Kiedy indziej zatrzymuje
mnie przez chwilę konspiracyjne spojrzenie czarnego, zezowatego oka i wielka
koścista dłoń o wydatnych węzłach sztykuta przez noc na szczudle laski,
zaciśnięta dookoła rękojeści z rogu jeleniego (w takich laskach bywają ukryte
długie cienkie szpady).
|
Julska noć! Tajanstveni fluid mraka, živa, osetljiva i pokretljiva materija mraka, koji je stalno nešto pravio iz haosa i odmah ostavljao svaki oblik! Crna građa koja oko sanjivog putnika gomila pećine svodova, udubljenja i nizine! Kao dosadni brbljivac prati ona usamljenog putnika, zatvarajući ga u krug svojih priviđenja, neumorna u izmišljanju, buncanju, fantaziranju – halucinirajući pred njim zvezdane daljine, bele mlečne puteve, lavirinte beskrajnih koloseuma i foruma. Noćni vazduh, taj crni Protej koji zabave radi pravi baršunaste gustoće, trake jasminovog mirisa, vodopade ozona, iznenadne gluvoće bez vazduha koje kao crni mehuri rastu u beskraj, strašne grozdove mraka, narasle od tamnog soka. Probijam se kroz te tesne arkade, saginjem glavu pod te lukove i svodove nisko spuštene i evo tavanica se naglo kida, sa zvezdanim uzdahom se za trenutak otvara beskrajna kupola, da bi me odmah opet dovela među tesne zidove, prolaze i arkade. U tim zatišjima bez daha, u tim zalivima mraka još stoje odlomci razgovora ostavljeni od noćnih putnika, fragmenti natpisa na plakatima, izgubljeni taktovi smeha, trake šapata, koje nije razvejao noćni povetarac. Ponekad me noć zatvara kao u tamnoj sobi bez izlaza. Obuzima me sanjivost, nisam svestan da li mi noge još idu, ili već odavno spavam u toj hotelskoj sobici noći. Ali evo čujem baršunasti strasni poljubac mirisnih usta izgubljen u prostoru, otvaraju se neki kapci, visokim korakom prekoračujem prozorsku dasku i idem dalje pod parabolama zvezda koje padaju. Iz lavirinta noći izlaze dva putnika. Brbljaju zajedno, izvlače iz mraka neku dugu beznadežnu pletenicu razgovora. Kišobran jednoga od njih monotono lupa o pločnik (takvi kišobrani se nose za slučaj kiše zvezda i meteora), vuku se kao pijane, velike glave u okruglim polucilindrima. Drugi put me za trenutak zadržava konspirativni pogled razrokog oka i velika koščata ruka istaknutih čvorova hramlje kroz noć na štaki, stisnuta oko držka od jelenjeg roga (u takvim štapovima bivaju sakrivene duge tanke špade).
|
Wreszcie
na końcu miasta noc rezygnuje ze swych igraszek, zrzuca zasłonę, odsłania swą
poważną i wieczną twarz. Już nie zabudowuje nas w złudnym labiryncie
halucynacyj i majaków, otwiera przed nami gwiaździstą swą wieczność.
Firmament rośnie w nieskończoność, gwiazdozbiory płoną w swej świetności w
pozycjach odwiecznych, rysując magiczne figury na niebie, jak gdyby chciały
coś zwiastować, obwieścić coś ostatecznego swym przeraźliwym milczeniem. Od
migotania dalekich tych światów płynie rechot żab, srebrny gwar gwiezdny.
Lipcowe niebiosa sieją niesłyszalny mak meteorów, wsiąkający cicho w
wszechświat.
|
Najzad, na kraju grada noć ostavlja svoje nestašluke, zbacuje zavesu, otkriva svoje ozbiljno i večno lice. Više nas ne ograđuje varljivim labirintom halucinacija i priviđenja, otvara pred nama svoju zvezdanu večnost. Firmament raste u beskraj, sazvežđa gore u svojoj veličanstvenosti na večnim položajima, crtajući magične figure na nebu kao da su htele da nešto prorokuju, da objave nešto poslednje svojim groznim ćutanjem. Od dalekog treperenja tih svetova dopire kreketanje žaba, srebrni zvezdani žagor. Julska nebesa seju neobični mak meteora, koji se tiho
utapa u kosmos.
|
O
którejś godzinie nocy – konstelacje śniły na niebie swój sen odwieczny –
znalazłem się znowu na mojej ulicy. Jakaś gwiazda stała u jej wylotu, pachnąc
obcą wonią. Przeciąg szedł przez nią jak przez ciemny korytarz, gdy
otwierałem bramę domu. W stołowym pokoju jeszcze świeciło się, kopciły cztery
świece w brązowym kandelabrze. Szwagra jeszcze nie było. Od czasu wyjazdu
siostry spóźniał się na kolację, przychodził późną nocą. Budząc się ze snu,
widziałem nieraz rozbierającego się ze wzrokiem tępym i zamyślonym. Potem
gasił świecę, rozbierał się do naga i leżał długo bezsenny na chłodnym łóżku.
Nie od razu zstępował nań niespokojny półsen, obezwładniający stopniowo jego
wielkie ciało. Jeszcze mruczał coś, sapał, dychał ciężko, szamotał się z
jakimś ciężarem, który przywalał mu piersi. Bywało czasem, że wybuchał nagle
cichym, suchym szlochem. Przestraszony pytałem w ciemności: – Co ci jest,
Karolu? – Ale on tymczasem już wędrował dalej na swej ciężkiej drodze sennej,
pnąc się pracowicie na jakąś stromą górę chrapania.
|
U neki
sat noći – konstelacije su sanjale na nebu svoj večiti san – opet sam se
našao na svojoj ulici. Neka zvezda je stajala na njenom otvoru mirišući
stranim mirisom. Promaja je prolazila kroz nju kao kroz tamni hodnik kad sam
otvarao kućnu kapiju. U trpezariji je još gorelo svetlo, dimile su se četiri
sveće u bronzanom svećnjaku. Šogora još nije bilo. Od
sestrinog odlaska kasnio je na večeru, dolazio je kasno u noć. Budeći se iz
sna, često sam ga viđao kako se svlači sa tupim i zamišljenim pogledom. Zatim
je gasio sveću, skidao se go i dugo bez sna ležao na hladnom krevetu. Nemirni
polusan nije se odmah spuštao na njega, postepeno savlađujući njegovo veliko
telo. Još je nešto gunđao, dahtao, teško uzdisao, natezao se s nekim teretom,
koji mu je pritiskivao grudi. Dešavalo se ponekad da iznenada brizne u tih,
suv jecaj. Preplašen pitao bih ga u mraku: »Šta ti je, Karole?« Ali je
on za to vreme putovao dalje svojim teškim putem sna, penjući se vredno na
neku strmu goru hrkanja.
|
Przez
otwarte okno oddychała noc w wolnych pulsach. W jej wielkiej, nie uformowanej
masie przelewał się chłodny pachnący fluid, w ciemnych jej bryłach
rozluźniały się spojenia, przeciekały wąskie strużki woni. Martwa materia
ciemności szukała wyzwolenia w natchnionych wzlotach woni jaśminowej ale
nieobjęte masy w głębi nocy leżały wciąż jeszcze nie wyzwolone i martwe.
|
Kroz
otvoren prozor je u laganom pulsu disala noć. U njenoj velikoj, neformiranoj
masi presipao se hladni mirisni fluid, u njenim tamnim komadima su slabili
spojevi, proticali tanki potočići mirisa. Mrtva materija mraka je tražila
oslobođenje u nadahnutim uzletima jasminovog mirisa, ali neobuhvaćene mase u
dnu noći i dalje su ležale još neoslobođene i mrtve.
|
Szpara
drzwi do przyległego pokoju świeciła złotą struną, dźwięczną i czułą jak sen
niemowlęcia, które tam kaprysiło w kołysce. Stamtąd dochodził szczebiot
pieszczot, idylla między mamką i dzieckiem, sielanka pierwszej miłości,
cierpień i dąsów miłosnych, napierana zewsząd przez demony nocy, które
zagęszczały ciemność za oknem, zwabione tą ciepłą iskierką życia, które tam
tlało.
|
Pukotina
na vratima susedne sobe svetlela je zlatnom strunom, zvučnom i osetljivom kao
san odojčeta, koje je tamo teralo svoje ćudi u kolevci. Odande je dopirao cvrkut
tepanja, idila između dadilje i deteta, bukolika prve ljubavi, ljubavnih
patnji i durenja, koju su odasvud pritiskivali noćni demoni, koji su
zgušnjavali mrak iza prozora, primamljeni tom toplom iskricom života koji je
tamo tinjao.
|
Z
drugiej strony przytykał pokój pusty i ciemny do naszego pokoju, a za nim
sypialnia rodziców. Natężając ucho, słyszałem, jak ojciec mój uwisły u piersi
snu dawał się ponosić w ekstazie w jego napowietrzne szlaki, całą istotą
oddany temu dalekiemu lotowi. Śpiewne jego i dalekie chrapanie opowiadało
dzieje tej wędrówki po niewiadomych wertepach snu.
|
S
druge strane naše nalazila se prazna i mračna soba, a iza nje roditeljska
spavaonica. Naprežući uho, čuo sam kako moj otac obešen o grudi sna pušta da
u ekstazi bude odnet na njegove vazdušne puteve, svim bićem predan tom
dalekom letu. Njegovo otegnuto i daleko hrkanje pričalo je istoriju tog
putovanja po nevidljivim stranputicama sna.
|
Tak
wchodziły dusze powoli w ciemne apohelium, w bezsłoneczną stronę życia, której
kształtów nikt żywy nie ujrzał. Leżeli jak umarli, rzężąc strasznie i
płacząc, podczas gdy czarne zaćmienie leżało głuchym ołowiem na ich duchu. A
gdy mijali wreszcie czarny Nadir, sam najgłębszy Orkus dusz, gdy przewalczyli
się w śmiertelnym pocie przez jego przedziwne przylądki, zaczynały znów
miechy płuc wzbierać inną melodią, rosnąc natchnionym chrapaniem ku świtowi.
|
Tako
su duše lagano klizile u tamni apohelijum, u kraj života bez sunca, čije oblike
niko živi nije video. Ležali su kao mrtvi, krkljajući strašno i plačući, dok
je crna pomrčina ležala kao gluvo olovo na njihovom duhu. A kad su najzad
prolazili pored crnog nadira, sam najdublji Orkus duša, kada su u samrtnom
znoju savladali njegove čudne rtove, mehovi pluća su ponovo počinjali
narastati drugom melodijom, rastući nadahnutim hrkanjem prema osvitu.
|
Głucha,
gęsta ciemność tłoczyła ziemię, cielska jej leżały zabite jak czarne,
bezwładne bydlęta z wywalonymi ozorami, lejąc ślinę z bezsilnych pysków. Ale
jakaś inna woń, jakiś inny kolor ciemności zwiastował dalekie zbliżanie się
świtu. Od zatrutych fermentów nowego dnia puchła ciemność, rosło jak na
drożdżach fantastyczne jej ciasto, bujało w kształty obłędu, przelewało się
przez wszystkie koryta i dzieże, kisło w pośpiechu, w panice, ażeby świt nie
zaskoczył jej na tej rozpustnej płodności i nie przygwoździł na wieki tych
wybujałości chorych, tych potwornych dzieci samorództwa, wyrosłych z cebrów
chlebowych nocy, jak demony kąpiące się parami w dziecinnych wanienkach. To
jest chwila, kiedy na najtrzeźwiejszą, na bezsenną głowę spływa przez moment
zamroka senna. Chorzy, bardzo smutni i rozdarci, mają wtedy chwilę ulgi. Kto
wie, jak długo trwa ten moment i przez który noc zapuszcza kurtynę na to, co
się dzieje w jej głębi, ale ten krótki antrakt wystarczy do przestawienia
sceny, do usunięcia ogromnej aparatury, do zlikwidowania wielkiej imprezy
nocy z całą jej ciemną, fantastyczną pompą. Budzisz się, przestraszony, z
uczuciem, żeś coś zapóźnił i w samej rzeczy widzisz na horyzoncie jasną smugę
świtu i czarną konsolidującą się masę ziemi.
|
Gluvi
gusti mrak je pritiskivao zemlju, njene telesine su ležale ubijene kao crne
nepomične životinje sa ispalim jezicima, ispuštajući slinu iz nemoćnih njuški.
Ali neki drugi miris, neka druga boja mraka nagoveštavala je daleko
približavanje osvita. Od otrovanih fermenata novog dana naticao je mrak, kao
na kvascu je raslo njegovo fantastično testo, bujalo u oblike ludila,
presipalo se preko svih korita i naćava, žurno kisnulo, u panici, da je zora
ne bi zatekla u toj razvratnoj plodnosti i zauvek prikovala tu bolesnu
bujnost, tu nakaznu decu što se rađaju bez oplođenja, izraslu iz hlebnih
čabrova noći kao demoni koji se kupaju u pari dečjih kadica. To je trenutak kad na najtrezniju, na budnu glavu za trenutak pada
sanjivo pomračenje. Bolesni, jako tužni i nesrećni imaju tada trenutke
olakšanja. Ko zna koliko traje taj momenat, za koje vreme noć spušta zavesu
na to što se dešava u njenoj dubini, ali taj kratki antrakt je dovoljan da se
scena preuredi, da se ukloni ogromna aparatura, da se likvidira velika
priredba noći sa celom njenom tamnom, fantastičnom pompom. Budiš se
preplašen, sa osećajem da si nešto zakasnio a u stvari na horizontu vidiš
svetlu prugu svetla i crnu masu zemlje koja se konsoliduje.
|
|
|
|
|
Pierwodruki:
Noc lipcowa / Bruno Schulz. – Sygnały (Lwów),
1934 (1. X), nr 12; s. 5.
>> SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ / Bruno
Schulz. – Warszawa: Towarzystwo Wydawnicze "Rój", 1937. – 262 p. 33
ill.
|
Izvor:
PRODAVNICE CIMETOVE BOJE – pripovetke / Bruno
Šulc. Prevod s poljskog i predgovor dr Stojan Subotin. – Beograd: Nolit,
1961. – 264 str. Tvrd povez, tiraž 3000. (Biblioteka Nolit)
|