www.brunoschulz.org

------------------------------------

 

SANATORIJUM POD KLEPSIDROM

ß JULSKA NOĆ

DRUGA JESEN à

 

Мій батько вступає в пожежну команду | My Father Joins the Fire Brigade | Mi padre, capitán de bomberos

 

 

 

BRUNO SCHULZ

 

MÓJ OJCIEC WSTĘPUJE DO STRAŻAKÓW

 

 

 

 

BRUNO ŠULC

 

MOJ OTAC STUPA U VATROGASCE

 

W pierwszych dniach października powracaliśmy z matką z letniska, położonego w sąsiednim departamencie kraju, w lesistym dorzeczu Słotwinki, przesączonym źródlanym szmerem tysiąca strumieni. Mając jeszcze w uszach szelest olszyn przetykany świegotem ptaków, jechaliśmy w wielkiej starej landarze rozrosłej ogromną budą, jak ciemną rozłożystą gospodą, stłoczeni wśród tobołków, w głębokiej aksamitem wyścielanej alkowie, w którą karta po karcie zapadały przez okno kolorowe obrazy pejzażu, jakby tasowane powoli z ręki do ręki.

Prvih dana oktobra vraćali smo se s majkom iz letovališta koje se nalazilo u susednom departmanu zemlje, u šumovitom slivu Slotvinke, prožetom izvorskim šumom hiljadu potoka. Još uvek ušiju punih šuštanja jova isprepletanog cvrkutom ptica, vozili smo se velikim starim karucama, sa ogromnim krovom, kao tamna, prostrana gostionica, stisnuti među zavežljajima u dubokoj niši postavljenoj somotom u koju su list po list kroz prozor padale šarene slike pejzaža, kao da su lagano premeštane iz ruke u ruku.

Pod wieczór przyjechaliśmy na wywiany wiatrami płaskowyż, na wielkie, zdziwione rozdroże kraju. Niebo stało nad tym rozdrożem głębokie, zatchnione, obracające się w zenicie kolorową różą wiatrów. Tu była najdalsza rogatka kraju, zakręt ostatni, za którym otwierał się w dole rozległy i późny krajobraz jesieni. Tu była granica i tu stał stary, zmurszały słup graniczny z zatartym napisem i grał na wietrze.

Predveče smo stigli na vetrovima izbrisanu visoravan, na veliku, začuđenu raskrsnicu zemlje. Nebo je stajalo nad tim raskršćem duboko, zadihano, vrteći se u zenitu šarenom ružom vetrova. Tu je bio najdalji đeram zemlje, poslednja okuka, iza koje se dole otvarao prostrani i kasni predeo jeseni. Tu je bila granica i tu je stajao stari, istruleli granični stub sa izbrisanim natpisom i svirao na vetru.

Wielkie obręcze landary zazgrzytały i ugrzęzły w piasku, gadające, migotliwe szprychy umilkły, tylko wielka buda dudniała głucho, łopotała ciemno w krzyżowych wiatrach rozdroża, jak arka osiadła na pustkowiach.

Veliki točkovi karuca su zaškripali i upali u pesak, brbljivi treperavi paoci su zaćutali, samo je veliki krov potmulo tutnjao, tamno lupao u unakrsnim vetrovima raskršća kao brod nasukan u pustoši.

Matka płaciła myto, żuraw rogatki podniósł się, skrzypiąc, potem landara ciężko wjechała w jesień.

Majka je platila trošarinu, đeram se podigao škripeći, a onda su karuce teško ušle u jesen.

Wjechaliśmy w zwiędłą nudę ogromnej równiny, w spłowiałe i blade wianie, które otwierało tu nad żółtą dalą swą błogą i mdłą nieskończoność. Jakaś późna i ogromna wieczność wstawała z wyblakłych dali i wiała.

Ušli smo u uvelu dosadu ogromne ravnice, u izbledelo i belo pirkanje, koje je tu iznad žute daljine otvaralo svoju blagu i otužnu beskrajnost. Neka kasna i ogromna večnost se dizala iz izbledelih daljina i duvala.

Jak w starym romansie obracały się zżółkłe karty krajobrazu coraz bledsze i coraz bezsilniejsze, jakby się miały skończyć jakąś wielką rozwianą pustką. W tej rozwianej nicości, w tej żółtej nirwanie mogliśmy byli zajechać poza czas i rzeczywistość i pozostać już na zawsze w tym krajobrazie, w tym ciepłym jałowym wianiu – nieruchomy dyliżans na wielkich kołach, uwięzły wśród obłoków na pergaminie nieba, stara ilustracja, zapomniany drzeworyt w staroświeckim rozsypanym romansie – gdy woźnica ostatkiem sił szarpnął lejce i wyprowadził landarę z słodkiego letargu tych wiatrów i skręcił w las.

Kao u nekom starom romanu prevrtali su se požuteli listovi predela sve bleđi i sve nemoćniji, kao da su imali da se završe nekom velikom razvejanom pustoši. U tom razvejanom ništavilu, u toj žutoj nirvani mogli smo otići van vremena i stvarnosti i zauvek ostati u tom predelu, u tom toplom jalovom ćarlijanju – nepokretni diližans na točkovima, zaglibljen među oblacima na pergamentu neba, stara ilustracija, zaboravljeni drvorez u starinskom raspalom romanu – kad kočijaš ostatkom snage trgnu uzde i izvede karuce iz slatke letargije tih vetrova i skrenu u šumu.

Wjechaliśmy w gęstą i suchą puszystość, w tytoniowe więdnienie. Wnet stało się wokół nas zacisznie i brunatnie jak w skrzynce Trabucos. W tym cedrowym półmroku mijały nas pnie drzew suche i wonne, jak cygara. Jechaliśmy, las ciemniał coraz bardziej, pachniał coraz aromatyczniej tabaką, aż w końcu zamknął nas, jak w suchym pudle wiolonczeli, którą wiatr głucho stroił. Woźnica nie miał zapałek, nie mógł zaświecić latarni. Konie, sapiąc w ciemności, instynktem znajdowały drogę. Klekot szprych zwolniał i przycichł, obręcze kół jechały miękko w pachnącym igliwiu. Matka zasnęła. Czas upływał nie liczony, tworząc dziwne węzły, abrewiatury w swym upływie. Ciemność była nieprzenikniona, nad budą huczał jeszcze suchy szum lasu, gdy grunt zgruźlił się nagle pod kopytami koni w twardy bruk uliczny, wóz skręcił w miejscu i stanął. Stanął tak blisko ściany, że otarł się o nią prawie. Wprost drzwiczek landary matka zmacała bramę domu. Woźnica wyładowywał tobołki.

Ušli smo u gustu i suvu mekoću, u duvansko venjenje. Oko nas je odmah postalo tiho i mrko kao u sandučetu Trabukosa. U tom kedrovom polumraku obilazila su nas stabla drveća suva i mirisna kao cigare. Putovali smo, šuma je postajala sve mračnija, sve aromatičnije je mirisala na duvan, dok nas najzad nije zatvorila kao u suvu kutiju violončela koje je vetar gluvo štimovao. Kočijaš nije imao šibica i nije mogao da zapali fenjere. Konji su, frkćući, instinktom pronalazili put u mraku. Kloparanje paoka se usporilo i utišalo, šine točkova su meko išle po mirisnim iglicama. Majka je zaspala. Vreme je oticalo bez računanja, praveći čudne čvorove, abrevijature u svom toku. Mrak je bio neproziran, nad krovom je još hučao sivi šum šume, kad se tle pod konjskim kopitama naglo stvrdnulo u ulični pločnik, kola skrenuše u mestu i stadoše. Stala su tako blizu zida, da su se skoro očešala o njega. Nasuprot vratašca karuca majka je napipala zid kuće. Kočijaš je istovarivao zavežljaje.

Weszliśmy do wielkiej rozgałęzionej sieni. Było tam ciemno, ciepło i zacisznie, jak w starej pustej piekarni nad ranem po wygaśnięciu pieca, albo jak w łaźni późną nocą, gdy opuszczone wanny i cebry stygną w ciemności, w ciszy odmierzanej kapaniem kropli. Świerszcz wypruwał cierpliwie z ciemności złudne szwy światła, nikły ścieg, od którego nie stawało się jaśniej. Omackiem znaleźliśmy schody.

Ušli smo u veliki razgranat trem. Bilo je tu mračno, toplo i tiho kao u staroj, pustoj pekari pred zoru kad se ugasi peć, ili kao u kupatilu kasno u noć kad se napuštene kade i čabrovi hlade u mraku, u tišini odmeravanoj ceđenjem kapljica. Cvrčak je strpljivo parao iz mraka varljive šavove svetla, kao rupice, od kojih nije postajalo vidnije. Pipajući našli smo stepenice.

Gdyśmy osiągnęli skrzypiący podest na zakręcie, rzekła matka: – Zbudź się Józefie, padasz z nóg, jeszcze tylko kilka stopni. – Ale nieprzytomny z senności, przytuliłem się mocniej do niej i zasnąłem na dobre.

Kad smo stigli na škripavo odmorište na savijutku majka reče: »Probudi se, Juzefe, padaš s nogu, još samo nekoliko stepenica«. Ali ja bez svesti od sanjivosti, samo se jače pripih uz nju i čvrsto zaspah.

Nigdy potem nie mogłem się od matki dowiedzieć, ile rzeczywistego było w tym, co widziałem owej nocy przez zamknięte powieki, zmorzony ciężkim snem, wciąż zapadając w głuchą niepamięć, a ile było płodem mojej imaginacji.

Nikada više posle toga nisam mogao da saznam od majke koliko je stvarnog bilo u onome što sam video te noći kroz spuštene kapke, izmoren teškim snom, padajući stalno u gluvu besvest, a koliko je bilo plod moje mašte.

Była tu jakaś wielka rozprawa między moim ojcem, matką a Adelą, protagonistką tej sceny, rozprawa o zasadniczym znaczeniu, jak dziś się domyślam. Jeżeli na darmo próbuję odgadnąć jej wciąż wymykający się sens, to winę ponoszą tu zapewne luki mej pamięci, ślepe plamy snu, które usiłuję wypełnić domysłem, supozycją, hipotezą. Bezwładny i bezprzytomny odpływałem wciąż na nowo w głuchą niewiedzę, podczas gdy na zapadłe powieki zstępował powiew nocy gwiaździstej, rozpiętej w oknie otwartym. Noc oddychała w czystych pulsach i nagle zrzucała przejrzystą zasłonę gwiazd, zaglądała z wysoka w mój sen swym starym i wiecznym obliczem. Promień dalekiej gwiazdy uwikłany w moich rzęsach rozlewał się srebrem na ślepym białku oka i przez szczeliny powiek widziałem pokój w świetle świecy zaplątanej w gmatwaninę złotych linii i zygzaków.

Bila je neka velika rasprava između mog oca, majke i Adele, protagonistkinje te scene, rasprava principijelnog značaja, koliko se danas prisećam. Krivicu za to što uzalud pokušavam da odgonetnem njen smisao koji mi stalno izmiče snose izvesne praznine moga pamćenja, slepe mrlje sna, koje pokušavam da ispunim pretpostavkama, supozicijom, hipotezom. Nemoćan i nesvestan stalno sam iznova odlazio u gluvo neznanje, dok mi je na spuštene kapke silazio dah zvezdane noći, razapete u otvorenom prozoru. Noć je disala u čistom pulsu i iznenada zbacivala prozirnu zavesu zvezda, zagledala sa visine u moj san svojim starim i večitim licem. Zrak daleke zvezde, upleten u moje trepavice, razlivao se srebrnasto na slepoj beonjači oka i kroz pukotine kapaka ja sam video sobu osvetljenu svećom, zamršenu u haos zlatnih crta i cik-cak linija.

Być może zresztą, że scena ta odbyła się kiedy indziej. Wiele wskazuje na to, że byłem jej świadkiem dopiero znacznie później, gdy wracaliśmy któregoś dnia po zamknięciu sklepu z matką i subiektami do domu.

Uostalom, možda se ta scena desila u neko drugo vreme. Mnoge činjenice ukazuju na to da sam bio njen svedok tek mnogo kasnije kad sam se jednog dana posle zatvaranja radnje vraćao s majkom i kalfama kući.

Na progu mieszkania matka wydała okrzyk zdumienia i zachwytu, subiekci oniemieli olśnieni. Na środku pokoju stał świetny mosiężny rycerz, prawdziwy święty Jerzy, wyogromniony kirasem, złotymi puklerzami naramienników, całym dźwięczącym rynsztunkiem polerowanych blach złotych. Z podziwem i radością poznałem nastroszone wąsy i zjeżoną brodę mego ojca sterczącą spod ciężkiego pretoriańskiego hełmu. Pancerz falował na wzburzonej jego piersi, mosiężne pierścienie oddychały szparami, jak ciało ogromnego owada. Wyolbrzymiony zbroją, w blasku blach złotych podobny był do archistratega zastępów niebieskich.

Na pragu stana majka je pustila uzvik zaprepašćenja i oduševljenja, kalfe behu zanemele zapanjene. Na sredini sobe je stajao sjajan mesingani vitez, pravi sveti Đurđe, koga je kaciga, zlatni štitovi, naramenica, cela zveckava oprema uglačanih zlatnih limenih pločica činila ogromnim. S divljenjem i radošću sam prepoznao naježene brkove i bradu moga oca koji su štrčali ispod teškog pretorijanskog šlema. Pancir se talasao na njegovim uzbuđenim grudima, mesingano prstenje je disalo pukotinama kao telo ogromnog insekta. Uvećan oklopom, u sjaju zlatnog lima bio je nalik na arhistratega nebeskih odreda.

– Niestety, Adelo – mówił ojciec – nigdy nie miałaś zrozumienia dla spraw wyższego porządku. Wszędzie i zawsze krzyżowałaś moje poczynania wybuchami bezmyślnej złości. Ale zakuty w zbroję, drwię sobie dziś z twego łaskotania, którym doprowadzałaś bezbronnego do rozpaczy. Bezsilna wściekłość ponosi dziś twój język do godnej pożałowania swady, której prostactwo i niewybredność miesza się z tępotą. Wierz mi, że napełnia mnie ona tylko smutkiem i politowaniem. Pozbawiona szlachetnego polotu fantazji, pałasz nieświadomą zawiścią do wszystkiego, co wznosi się ponad pospolitość.

– Nažalost, Adela – govorio je otac – nikada nisi imala shvatanja za pitanja višeg reda. Svuda i uvek si uništavala moja dela eksplozijama besmislene zlobe. Ali okovan oklopom, sada se rugam tvom golicanju, kojim si me nemoćnog dovodila do očajanja. Nemoćan bes dovodi danas tvoj jezik do brbljivosti dostojne sažaljenja, čiji se prostakluk i neotesanost mešaju sa glupošću. Veruj mi da me ona samo ispunjava tugom i sažaljenjem. Lišena plemenitog poleta fantazije, plamtiš nesvesnom zavišću prema svemu što se uzdiže iznad prosečnosti.

Adela zmierzyła ojca wzrokiem pełnym bezgranicznej pogardy i zwracając się do matki rzekła wzburzonym głosem, roniąc mimowolne łzy irytacji: – Zabiera cały nasz sok! Wynosi z domu wszystkie butle z sokiem malinowym, który usmażyłyśmy razem tego lata! Chce go dać tym nicponiom pompierom do wypicia. I w dodatku obsypuje mnie impertynencjami. –  Adela zaszlochała krótko. – Kapitan straży ogniowej, kapitan urwipołciów – wołała, mierząc ojca nienawistnym spojrzeniem. – Mam ich wszędzie pełno. Rano, gdy chcę zejść po pieczywo, nie mogę otworzyć drzwi. Naturalnie dwóch z nich zasnęło na progu w sieniach i zatarasowało wyjście. Na schodach, na każdym stopniu leży jeden w mosiężnym kasku i śpi. Napraszają się do kuchni, wpychają przez szparę drzwi swe królicze twarze w mosiężnych puszkach, strzygą dwoma palcami jak uczniaki w szkole i skomlą błagalnie: cukru, cukru... Wyrywają mi z rąk wiaderko i lecą przynieść wodę, tańczą dookoła mnie, mizdrzą się, merdają nieledwie ogonami. Łypią przy tym raz po raz czerwonymi powiekami i oblizują się wstrętnie. Wystarczy, żebym na którego spojrzała bystro, a zaraz puchnie mu twarz czerwonym bezwstydnym mięsem, jak indykowi. I takim dawać nasz sok malinowy!...

Adela odmeri oca pogledom punim bezgraničnog prezira i obraćajući se majci reče ogorčenim glasom, roneći i nehotice ljutite suze: »Uzima sav naš sok! Iznosi iz kuće sve boce sa sokom od maline koji smo skuvali ovog leta! Hoće da ga da onim nitkovima vatrogascima da ga popiju. A sem toga me zasipa uvredama.«  Adela kratko zaplaka.  »Kapetan vatrogasaca, kapetan varalica!«  vikala je mereći oca pogledom punim mržnje.  »Puno ih je svuda. Ujutro, kada hoću da siđem po pecivo, ne mogu da otvorim vrata. Naravno, dvojica njih su zaspali na pragu u tremu i zagradili ulaz. Na stepenicama, na svakoj stepenici leži po jedan u mesinganoj kacigi i spava. Nude se da dođu u kuhinju, proturaju kroz pukotinu u vratima svoja lica kunića u mesinganim konzervama, strižu sa dva prsta kao đačići u školi i molećivo cvile: šećera, šećera... Otimaju mi vedricu iz ruku i lete da donesu vode, igraju oko mene, umiljavaju se, skoro mrdaju rogovima. Pri tome svaki čas trepću crvenim kapcima i odvratno se oblizuju. Dovoljno je da nekog od njih pogledam oštro i lice mu odmah natiče crvenim bestidnim mesom kao ćuranu. I takvim on daje naš sok od malina!...«

 

– Twoja pospolita natura – rzekł ojciec – plugawi wszystko, czego się dotknie. Nakreśliłaś obraz tych synów ognia godny twego miałkiego umysłu. Co do mnie, to cała moja sympatia należy do tego nieszczęśliwego rodu salamander, do tych biednych wydziedziczonych istot ognistych. Całą winą tego świetnego ongi rodu było, że oddał się w służbę ludzką, że zaprzedał się ludziom za łyżkę nędznej ludzkiej strawy. Odpłacono mu za to pogardą. Tępota plebsu jest bezgraniczna. Doprowadzono te delikatne istoty do najgłębszego upadku, do ostatecznego znikczemnienia. Cóż dziwnego, że nie smakuje im wikt, ten mdły i prostacki wikt, gotowany przez tercjanową szkoły miejskiej we wspólnym kotle dla nich i dla aresztantów miejskich? Ich podniebienie, delikatne i genialne podniebienie duchów ognistych pożąda szlachetnych i ciemnych balsamów, aromatycznych i kolorowych fluidów. Dlatego tej nocy uroczystej, gdy siedzieć będziemy odświętnie w wielkiej sali Stauropigii miejskiej przy biało nakrytych stołach, w tej sali o wysokich, jasno oświetlonych oknach rzucających blask swój w głąb nocy jesiennej, a dookoła miasto zaroi się tysiącznymi światłami iluminacji, będzie każdy z nas z pietyzmem i smakoszostwem właściwym synom ognia maczał bułkę w pucharze soku malinowego i powoli popijał szlachetny ten i gęsty likwor. W ten sposób pokrzepia się wewnętrzna istota strażaka, regeneruje się bogactwo kolorów, które ten lud wyrzuca z siebie w postaci fajerwerków, rakiet i ogni bengalskich. Dusza moja pełna jest zmiłowania nad ich nędzą, nad ich niezawinioną degradacją. Jeżeli przyjąłem z ich rąk szablę kapitańską, to jedynie w nadziei, że uda mi się podnieść z upadku to plemię, wyprowadzić je z poniżenia i rozpiąć nad nim sztandar nowej idei.

– Tvoja prostačka priroda – reče otac – zagađuje sve čega se dotakne. Dala si opis lika tih sinova ognja dostojan tvoje sićušne pameti. Što se mene tiče, sva moja simpatija pripada tom nesrećnom rodu salamandri, tim bednim vatrenim bićima lišenim nasledstva. Cela krivica tog nekada slavnog roda sastoji se u tome što je stupio u službu ljudi, što se prodao ljudima za kašiku bedne ljudske hrane. Za to im je plaćeno prezirom. Glupost plebsa je neograničena. Te delikatne osobe dovedene su do najdubljeg pada, do krajnje demoralizacije. Šta ima čudnog u tom što im ne prija hrana, ta otužna i prostačka hrana koju im kuva žena poslužitelja gradske škole u zajedničkom kotlu za njih i gradske zatvorenike? Njihovo nepce, prefinjeno i genijalno nepce vatrenih duhova, željno je plemenitih i tamnih balsama, mirisnih i šarenih fluida. Zato će te svečane noći, kad budemo uparađeni sedeli u velikoj sali gradske Stavropigije za belo zastrtim stolovima, u toj sali visokih, osvetljenih prozora koji bacaju svoj sjaj u dubinu jesenje noći, svako od nas s pijetizmom i sladokustvom svojstvenim sinovima ognja umakati beli hleb u pehar sa sokom od maline i lagano pijuckati taj plemeniti gusti liker. Na taj način se okrepljuje unutrašnje biće vatrogasca, regeneriše se bogatstvo boja, koje taj narod izbacuje iz sebe u obliku vatrometa, raketa i bengalske vatre. Moja duša je puna samilosti prema njihovoj bedi, prema njihovoj degradaciji za koju oni ne snose krivicu. Ako sam iz njihovih ruku primio kapetansku sablju, učinio sam to jedino u nadi da će mi poći za rukom da podignem to palo pleme, da ga izvedem iz poniženja i nad njim podignem zastavu nove ideje.

 

– Jesteś cały odmieniony, Jakubie – rzekła matka – jesteś wspaniały. Nie odejdziesz przecież na noc z domu. Nie zapominaj, że od mego powrotu nie mieliśmy sposobności na dobre porozmawiać ze sobą. Co do pompierów zaś – rzekła, zwracając się do Adeli – to w samej rzeczy wydaje mi się, że kierujesz się jakimś uprzedzeniem. Są to mili chłopcy, chociaż nicponie. Patrzę zawsze z przyjemnością na tych wysmukłych młodzieńców w ich zgrabnych mundurach nieco zanadto ściągniętych w pasie. Mają wiele naturalnej elegancji i wzruszająca jest ich gorliwość i zapał, z jakim gotowi są każdej chwili usłużyć damom. Ile razy wypadnie mi na ulicy parasolka z ręki, rozwiąże się wstążka bucika, zawsze nadbiega któryś z nich pełen przejęcia i żarliwej gotowości. Nie mam serca rozczarować tych gorących chęci i czekam zawsze cierpliwie, aż przybiegnie i usłuży mi, czym zdaje się być bardzo uszczęśliwiony. Gdy oddala się po dokonaniu rycerskiego obowiązku, otacza go natychmiast gromada kolegów omawiająca z nim żywo całe zajście, przy czym bohater odtwarza mimicznie, jak wszystko się odbyło. Na twoim miejscu korzystałabym chętnie z ich galanterii.

– Sav si drukčiji, Jakube – rekla je majka – veličanstven si. Nećeš valjda na celu noć iz kuće. Ne zaboravljaj da od mog povratka nismo imali prilike da dobro porazgovaramo udvoje. Što se tiče vatrogasaca – rekla je obraćajući se Adeli – u stvari mi se čini da se ti rukovodiš nekom predrasudom. To su simpatični momci, iako su nitkovi. Uvek sa uživanjem gledam te vitke mladiće u njihovim elegantnim mundirima, malo preterano stegnutim u pasu. Imaju mnogo prirodne elegancije i dirljiva je njihova vrednoća i oduševljenje s kojim su gotovi da u svakom trenutku usluže dame. Kad god mi na ulici ispadne kišobran iz ruke, ili se razveže traka na cipeli, uvek dotrči neki od njih, pun uzbuđenja i usrdne spremnosti. Nemam srca da razočaram te vatrene želje i uvek strpljivo čekam da dotrči i učini mi uslugu što ga, izgleda, čini veoma srećnim. Kad se, pošto je završio vitešku dužnost, udalji, odmah ga opkoli grupa kolega koja s njim pretrese ceo događaj, pri čemu junak gestovima pokazuje kako je sve teklo. Na tvom mestu bih se rado koristila njihovom galanterijom.

– Uważam ich za darmozjadów – rzekł starszy subiekt Teodor. – Przecież nie dopuszczamy ich do gaszenia pożaru dla ich dziecinnej nieodpowiedzialności. Wystarczy zobaczyć z jaką zazdrością przystają zawsze przed grupą chłopców, bawiących się rzucaniem guzików o ścianę, ażeby ocenić dojrzałość ich króliczego umysłu. Gdy dochodzi z ulicy dziki wrzask zabawy, można prawie na pewno, wyjrzawszy przez okno, ujrzeć wśród gromady chłopców tych dryblasów zaaferowanych i zgonionych, nieprzytomnych niemal w rozhukaniu gonitwy. Na widok pożarów szaleją z radości, klaszczą w ręce i tańczą jak dzicy. Nie, do gaszenia niepodobna ich użyć. Używamy do tego kominiarzy i milicjantów miejskich. Pozostają tylko zabawy i święta ludowe, przy których są nieodzowni. Na przykład przy tzw. szturmie na Kapitel o ciemnym świcie, jesienią przebierają się za Kartagińczyków i oblegają z piekielnym hałasem wzgórze Bazyliańskie. Wszyscy śpiewają wówczas „Hanibal, Hanibal ante portas".

– Smatram da su oni gotovani – reče stariji kalfa Teodor. Ta ne dozvoljavamo im da gase požare zbog njihove detinje neodgovornosti. Dovoljno je videti sa kakvom zavišću uvek zastaju pred grupom dečaka koji se bave bacanjem dugmadi pod zid, da bi se mogla oceniti zrelost njihovog kunićkog razuma. Kad sa ulice dopire divlja vriska igre, mogu se skoro sigurno, pogledavši kroz prozor, u gomili dečaka videti ti zainteresovani i umorni klipani, skoro onesvešćeni od velike jurnjave. Kad vide požare, luduju od radosti, tapšu rukama i igraju kao divljaci. Ne, za gašenje se ne mogu upotrebiti. Za to upotrebljavamo dimničare i gradske milicionare. Ostaju samo zabave i narodni praznici, koji ne mogu proći bez njih. Na primer, pri takozvanom jurišu na Kapitol u tamno jutro, ujesen, preoblače se u Kartaginjane i uz paklenu galamu opsedaju Bazilijansku Uzvišicu. Svi tada pevaju »Hannibal, Hannibal ante portas«.

Przy tym pod koniec jesieni stają się leniwi i ospali, zasypiają stojąc, a gdy pierwszy śnieg spadnie, nie widać ich na lekarstwo. Opowiadał mi pewien stary zdun, że przy naprawianiu kominów znajduje się ich wczepionych w kanał dymnika, nieruchomych jak poczwarki, w ich szkarłatnych uniformach i lśniących kaskach. Śpią tak stojąc, upici sokiem malinowym, pełni wewnątrz lepkiej słodyczy i ognia. Wyciąga się ich wtedy za uszy i prowadzi do koszar, pijanych snem i nieprzytomnych, przez poranne jesienne ulice, kolorowe od pierwszych przymrozków, podczas gdy gawiedź uliczna rzuca za nimi kamieniami, a oni uśmiechają się swym zawstydzonym uśmiechem pełnym winy i złego sumienia i słaniają się jak pijani na nogach.

Pri tom pred kraj jeseni postaju lenji i sanjivi, padaju u san stojeći, a kad padne prvi sneg, nema ih ni za lek. Jedan stari pećar mi je pričao da ih prilikom popravljanja odžaka nalazi prikačene uz zidove odžaklije, nepokretne kao lutke, u njihovim skerletnim uniformama i sjajnim kacigama. Spavaju tako stojeći, opijeni sokom od malina, puni lepljive slatkoće i vatre iznutra. Tada ih izvlače za uši i vode u kasarne, pijane od sna i bez svesti, kroz jutarnje jesenje ulice, šarene od prvih sumrazica, dok ulična rulja baca za njima kamenje, a oni se smeškaju svojim stidljivim osmehom punim krivice i nežne savesti i teturaju se kao pijani.

– Jakkolwiek bądź – rzekła Adela – soku im nie dam. Nie po to psułam sobie cerę przy kuchni, smażąc go, ażeby ci nicponie go wypili.

– Bilo kako bilo – rekla je Adela – ja im ne dam soka. Nisam zato upropašćavala svoj ten u kuhinji, kuvajući ga, da bi ga ti nitkovi popili.

Zamiast odpowiedzi ojciec mój podniósł gwizdawkę do ust i gwizdnął przeraźliwie. Jak gdyby podsłuchiwali u dziurki od klucza, wpadli czterej wysmukli młodzieńcy i uszeregowali się pod ścianą. Pokój rozjaśnił się od blasku ich hełmów, a oni, stanąwszy w wojskowej postawie, ciemni i opaleni pod jasnymi szyszakami, czekali na rozkaz. Na znak ojca dwaj z nich pochwycili z obu stron wielką butlę w plecionce z wikliny pełną purpurowego płynu i nim Adela zdołała im przeszkodzić, już zbiegli z tupotem ze schodów, unosząc łup drogocenny. Dwaj pozostali, oddawszy wojskowy ukłon, oddalili się za tamtymi.

Umesto odgovora moj otac prinese zviždaljku ustima i prodorno zasvira. Kao da su prisluškivali kraj ključaonice upadoše četiri vitka mladića i svrstaše se pod zidom. Sobe zasvetleše od sjaja njihovih šlemova, a oni, stavši po vojnički, mrki i opaljeni ispod sjajnih čelenki, čekahu na zapovest. Na očev znak dvojica uhvatiše sa obe strane veliku bocu upletenu u pruće, punu purpurne tečnosti, i pre no što je Adela uspela da ih spreči, oni već lupajući strčaše niz stepenice odnoseći dragocenu tečnost. Druga dvojica, salutiravši po vojnički, udaljiše se za prvima.

Przez chwilę zdawało się, że Adela da się porwać do czynów niepoczytalnych, takie ognie miotały jej piękne oczy. Ale ojciec nie czekał na wybuch jej gniewu. Jednym skokiem znalazł się na parapecie okna i otworzył ramiona. Podbiegliśmy za nim. Rynek zasiany rzęsiście światłami roił się od kolorowych tłumów. Pod naszym domem ośmiu strażaków rozciągało w koło wielkie płótno żaglowe. Ojciec odwrócił się raz jeszcze, zabłysnął całym przepychem rynsztunku, salutując nas w milczeniu, potem z otworzonymi ramionami, jasny jak meteor skoczył w noc płonącą tysiącem świateł. Był to tak piękny widok, że wszyscy w zachwycie klasnęliśmy w dłonie. Nawet Adela, zapominając swej urazy, przyklasnęła temu skokowi, wykonanemu z taką elegancją. Mój ojciec tymczasem zeskoczył elastycznie z prześcieradła i wstrząsnąwszy z chrzęstem blaszane skorupy, stanął na czele oddziału, który, odpadając dwójkami, rozwinął się podczas marszu w długi rząd i oddalał się powoli ciemnym szpalerem tłumu, błyszcząc mosiężnymi puszkami kasków.  

 

Trenutak je izgledalo da će Adela učiniti nešto neuračunljivo, takvu su vatru bacale njene lepe oči. Ali otac nije očekivao eksploziju njenog gneva. U jednom skoku obreo se na prozorskoj dasci i raširio ruke. Potrčali smo za njim. Trg bleštavo osvetljen svetiljkama vrveo je od šarenih gomila. Pod našom kućom osam vatrogasaca je širilo u krug veliko platno za jedra. Otac se okrenu još jednom, blesnu celom raskoši opreme, salutirajući nam ćutke, a onda, raširenih ruku, sjajan kao meteor, skoči u noć koja je gorela hiljadama svetiljki. Bio je to tako lep prizor, da smo svi od oduševljenja zatapšali. Čak je i Adela, zaboravljajući na svoju uvredu, zatapšala tom skoku, izvršenom sa takvom elegancijom. Za to vreme moj otac elastično saskoči sa čaršava i zazvečavši limenim pancirom stade na čelo odreda koji se formirajući dvojke razvi u maršu u dugi red i lagano udalji kroz tamni špalir gomile, blistajući mesinganim konzervama kaciga.

 

 

 

 

F

Pierwodruki:

 

Mój ojciec zostaje strażakiem / Bruno Schulz. – Wiadomości Literackie (Warszawa), 1935 (3. II), nr 5; s. 1.

>> SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ / Bruno Schulz. – Warszawa: Towarzystwo Wydawnicze "Rój", 1937. – 262 p. 33 ill.

 

 

Izvor:

PRODAVNICE CIMETOVE BOJE – pripovetke / Bruno Šulc. Prevod s poljskog i predgovor dr Stojan Subotin. – Beograd: Nolit, 1961. – 264 str. Tvrd povez, tiraž 3000. (Biblioteka Nolit)

 

www.brunoschulz.org