E

BRUNO SCHULZ

 

 

 

Exposé o książce Sklepy cynamonowe

 

W książce tej podjęto próbę wydobycia dziejów pewnej rodziny, pewnego domu na prowincji nie z ich realnych elementów, zdarzeń, charakterów czy prawdziwych losów, lecz poszukując ponad nimi mitycznej treści, sensu ostatecznego owej historii.

Autor odnosi wrażenie, że nie sposób dosięgnąć najgłębszego dna biografii, ostatecznego kształtu losu poprzez opisywanie zewnętrznego życiorysu ani poprzez analizę psychologiczną, choćby nawet docierała jak najgłębiej. Te ostateczne dane ludzkiego życia leżałyby raczej w zupełnie innej dymensji duchowej, nie w kategorii faktów, lecz w ich duchowym sensie. Życiorys wszakże, który zmierza do wyjaśnienia swego własnego sensu, wyostrzony na własne znaczenie duchowe, jest niczym innym jak mitem. Ta mroczna, pełna przeczuć atmosfera, owa aura, która zagęszcza się wokół każdej historii rodzinnej i mitycznie niejako rozświetla ją błyskawicą – jak gdyby zawarta tam była ostateczna tajemnica krwi i rodu – otwiera poecie dostęp do tego drugiego oblicza, do tej alternatywy, tej głębszej wersji historii.

Tu autor czuje się bliski odczuciom Antyku, sądzi, że swoją kreację, swe fantazjowanie i snucie wywiódł z pogańskiego pojmowania życia, jak to już dla starożytnych genealogia własnego rodu pogrążała się w micie po odejściu drugiej czy trzeciej generacji, a wzrok obrócony wstecz dostrzegał historię rodziny znajdującą swe rozwiązanie w mitologii.

Jednakże to, co zostało przedstawione w tej książce, to bynajmniej nie żadna kulturowo utwierdzona w dziejach, historycznie przypieczętowana mitologia. Elementy tego mitologicznego idiomu wypływają z owej mrocznej krainy wczesnych fantazji dziecięcych, przeczuć, lęków, antycypacji owego zarania życia, które stanowi właściwą kolebkę mitycznego myślenia. Warto było tę mityczną mgłę zgęścić do spójnego, pełnego sensu świata legend, pozwolić, by dojrzewała do pewnego rodzaju osobistej i prywatnej mitologii, nie zatracając przy tym autentycznego podłoża.

W centrum akcji widzimy „ojca”, zagadkową postać, kupca z profesji, który przewodząc gromadzie ciemnych i ryżowłosych subiektów, stoi na czele sklepu materiałów bławatnych. Widzimy go dręczącego się w wiecznej gonitwie, z głębokim niepokojem w sercu o wieczną tajemnicę, bezustannie atakującego i molestującego przy pomocy najryzykowniejszych eksperymetów istotę rzeczy. Pisane było temu srodze doświadczonemu, prześladowanemu przez los mężowi pielęgnować samotnie swe medytacje o zbawieniu świata pośród tępego i obojętnego otoczenia, nieczułego na jego troski metafizyczne, załamać się nieomal pod naporem metafizycznej misji. Jego problematyczne i kacerskie eksperymenty dotykają korzeni tajemnicy świata. Nieustannie kusi go to, by manipulować występną dłonią przy tajemnych węzłach spoistości świata, przebierać palcami, łaskotać jego zagadkę w najwrażliwszym miejscu i prowokować.

Ojciec nieprzeliczonego ptasiego rodu, wyhodowanego przezeń w pomieszczeniach ustronnego mieszkania, dozwala kolorowym kluczom pawi, bażantów i pelikanów, odlatywać z okien w wieczorny krajobraz – ośrodek ich wędrówek, wirów i kołowań, aż jego arcywróg, Adela, pokojówka w tym domu, rozprasza tę mrowiącą się ptasią chmarę na cztery wiatry. Po tej klęsce poczyna on powoli zanikać, usycha – co dzień mniejszy, w opustoszałych pokojach, wśród beztroskiej zabawy, niedorzecznej paplaniny i poćwierkiwania, stopniowo zawierusza się w izbach wielkiego mieszkania swych krewnych, zachowując być może jakiś rodzaj pozoru życia w postaci wypchanego starego kondora, a potem pewnej nocy zjawia się z krótką wizytą u matki jako komiwojażer podróżujący w sprawach handlowych.

W odwiecznym sporze z karakonim rodem, który pewnego dnia zalał mieszkanie swym czarnym rojowiskiem, zostaje niepostrzeżenie wplątany przez trawiącą go nienawiść w owe labirynty uczuć, gdzie wstręt przedzierzga się w niesamowity powab – i stopniowo przyjmuje maniery i tryb życia tego znienawidzonego plemienia. Autor co raz to pozwala mu wracać do siebie z tych jego przemian i wkrótce widzimy go znowu, prowadzącego wykład o marionetkach, manekinach i „heretyckiej demiurgii” przed audytorium małych szwaczek, uczoną dysertację, w której kwestionuje wyłączne prawo Demiurga do kreacji i rozważa metodami zdrożnymi i kacerskimi proces powstawania życia.

Tak autor pozwala mu iść jego osobliwą drogą od przygody do przygody, od klęski do klęski, w otoczeniu innych postaci i zdarzeń tej książki, okolonemu barwnym pejzażem, który we wciąż nowych konfiguracjach towarzyszy jego poczynaniom.

 

 

[Exposé über das Buch „Die Zimtläden” von Bruno Schulz]

Z oryginału niemieckiego przetłumaczył Jerzy Ficowski

 

[“Odra”, 1975 8 Księga listów / Bruno Schulz, zebrał, opracował, wstępem, przypisami i aneksami opatrzył Jerzy Ficowski, Kraków: Wydawn. Literackie, 1975, 190 s.]