------------------------------------
PAN [1] |
PAN [2] |
W kącie między tylnymi ścianami szop i przybudówek był
zaułek podwórza, najdalsza, ostatnia odnoga, zamknięta między komorę,
wychodek i tylną ścianę kurnika – głucha zatoka, poza którą nie było już
wyjścia. |
U uglu između zadnjih strana šupa i sporednih zgrada
nalazio se dvorišni ćorsokak, najdalji, poslednji krak, zatvoren između
ostave i zadnjeg zida kokošinjca – gluvi zaliv, iz koga dalje nije bilo
izlaza. |
Był to najdalszy przylądek, Gibraltar tego podwórza,
bijący rozpaczliwie głową w ślepy parkan z poziomych desek, zamykającą i
ostateczną ścianę tego świata. |
To je bio najdalji rt, Gibraltar toga dvorišta, koji je
očajnički udarao glavom u slepu ogradu vodoravnih dasaka, kojom se zatvarao i
poslednji zid ovoga sveta. |
Spod jego omszonych dyli wyciekała strużka czarnej,
śmierdzącej wody, żyła gnijącego, tłustego błota, nigdy nie wysychająca –
jedyna droga, która poprzez granice parkanu wyprowadzała w świat. Ale rozpacz
smrodliwego zaułka tak długo biła głową w tę zaporę, aż rozluźniła jedną z
poziomych, potężnych desek. My, chłopcy, dokonaliśmy reszty i wyważyli,
wysunęli ciężką omszałą deskę z osady. Tak zrobiliśmy wyłom, otworzyliśmy
okno na słońce. Stanąwszy nogą na desce, rzuconej jak most przez kałużę, mógł
więzień podwórza w poziomej pozycji przecisnąć się przez szparę, która
wypuszczała go w nowy, przewiewny i rozległy świat. Był tam wielki,
zdziczały, stary ogród. Wysokie grusze, rozłożyste jabłonie rosły tu z rzadka
potężnymi grupami, obsypane srebrnym szelestem, kipiącą siatką białawych
połysków. Bujna, zmieszana, nie koszona trawa pokrywała puszystym kożuchem
falisty teren. Były tam zwykłe, trawiaste źdźbła łąkowe z pierzastymi kitami
kłosów; były delikatne filigrany dzikich pietruszek i marchwi; pomarszczone i
szorstkie listki bluszczyków i ślepych pokrzyw, pachnące miętą; łykowate,
błyszczące babki, nakrapiane rdzą, wystrzelające kiśćmi grubej, czerwonej
kaszy. Wszystko to, splątane i puszyste, przepojone było łagodnym powietrzem,
podbite błękitnym wiatrem i napuszczone niebem. Gdy się leżało w trawie, było
się przykrytym całą błękitną geografią obłoków i płynących kontynentów,
oddychało się całą rozległą mapą niebios. Od tego obcowania z powietrzem
liście i pędy pokryły się delikatnymi włoskami, miękkim nalotem puchu, szorstką
szczeciną haczków, jak gdyby dla chwytania i zatrzymywania przepływów tlenu.
Ten nalot delikatny i białawy spokrewniał liście z atmosferą, dawał im
srebrzysty, szary połysk fal powietrznych, cienistych zadumań między dwoma
błyskami słońca. A jedna z tych roślin, żółta i pełna mlecznego soku w
bladych łodygach, nadęta powietrzem, pędziła ze swych pustych pędów już samo
powietrze, sam puch w kształcie pierzastych kul mleczowych rozsypywanych
przez powiew i wsiąkających bezgłośnie w błękitną ciszę. |
Ispod njegovih direka pokrivenih mahovinom tekao je
potočić crne, smrdljive vode, koja nikad nije presušivala – jedini put koji
je preko granice ograde vodio u svet. Ali očaj smrdljivog ćorsokaka je tako
dugo udarao glavom u tu prepreku dok nije olabavio jednu od vodoravnih
dasaka. Mi, dečaci, izvršili smo ostalo i iz ležišta izbili, izvukli tešku
dasku, obraslu mahovinom. Tako smo napravili prolom, otvorili prozor prema
suncu. Stavši nogom na dasku, kao most prebačenu preko kaljuge, zatočenik
dvorišta se mogao u vodoravnoj poziciji provući kroz otvor, koji ga je puštao
u nov, otvoren i prostran svet. Tamo je bio velik, zapušteni, stari vrt.
Visoke kruške, granate jabuke rasle su tu u retkim moćnim grupama, posute
srebrnim šuškanjem, uzavrelom mrežom beličastih presijavanja. Bujna, smršena,
nekošena trava mekim kožuhom je pokrivala talasast teren. Bilo je tamo
običnih, travnatih livadskih stabljika s perjastim kitama klasja; bilo je
nežnih filigrana divljeg peršuna i šargarepe; smežuranih i grubih listića
niskog bršljana i slepih kopriva koji su mirisali na metvicu; vlaknaste,
sjajne bokvice, pokapane rđom, koja je štrčala bokorima krupne, crvene kaše.
Sve to, spleteno i meko, bilo je zadojeno blagim vazduhom, začinjeno plavim
vetrom i prevučeno nebom. Kad smo ležali na travi, bili smo prekriveni celom
plavom geografijom oblaka i plovećih kontinenata, disali smo celom prostranom
mapom nebesa. Od tog druženja s vazduhom lišće i mladike bili su se pokrili
finim dlačicama, mekim slojem paperja, grubom čekinjom kukica, kao za
hvatanje i zadržavanje strujanja kiseonika. Ta fina i beličasta skrama
zbližavala je lišće i atmosferu, davala im srebrnat, sivi sjaj vazdušnih
talasa, senovitih zamišljenosti između dva bleska sunca. A jedna od tih
biljaka, žuta i puna mlečnog soka u bledim stabljičicama, naduvana vazduhom,
terala je iz svojih praznih mladica još samo vazduh, samo paperje u obliku
perjastih mlečnih kugala koje je vetarac rasipao, a plava tišina ih tiho
upijala. |
Ogród był rozległy i rozgałęziony kilku odnogami i miał
różne strefy i klimaty. W jednej stronie był otwarty, pełen mleka niebios i
powietrza, i tam podścielał niebu co najmiększą, najdelikatniejszą,
najpuszystszą zieleń. Ale w miarę jak opadał w głąb długiej odnogi i zanurzał
się w cień między tylną ścianę opuszczonej fabryki wody sodowej, wyraźnie
pochmurniał, stawał się opryskliwy i niedbały, zapuszczał się dziko i
niechlujnie, srożył się pokrzywami, zjeżał bodiakami, parszywiał chwastem
wszelkim, aż w samym końcu między ścianami, w szerokiej prostokątnej zatoce
tracił wszelką miarę i wpadał w szał. Tam to nie był już sad, tylko paroksyzm
szaleństwa, wybuch wściekłości, cyniczny bezwstyd i rozpusta. Tam,
rozbestwione, dając upust swej pasji, panoszyły się puste. Zdziczałe kapusty
łopuchów – ogromne wiedźmy, rozdziewające się w biały dzień ze swych
szerokich spódnic, zrzucając je z siebie, spódnica za spódnicą, aż ich
wzdęte, szelestne, dziurawe łachmany oszalałymi płatami grzebały pod sobą
kłótliwe to plemię bękarcie. A żarłoczne spódnice puchły i rozpychały się,
piętrzyły się jedne na drugich, rozpierały i nakrywały wzajem, rosnąc razem
wzdętą masą blach listnych, aż pod niski okap stodoły. |
Vrt je bio prostran i razgranat u nekoliko rukavaca i
imao je razne sfere i klime. Na jednoj strani je bio otvoren, pun mleka
nebesa i vazduha, tu je nebu prostirao najmekše, najfinije, najpaperjastije
zelenilo. Ali što je više padao u dubinu dugog rukavca i tonuo u senku između
stražnjeg zida napuštene fabrike soda-voda, izrazito je postajao sve mrkiji,
nagao i nemaran, rastao je divlje i aljkavo, rogušio se koprivama, ježio
čičkom, šugavio svakojakim korovom, da na samom kraju među zidovima, u
širokom pravougaonom kutu izgubi svaku meru i padne u ludilo. Tamo to već
nije bio vrt, nego paroksizam ludila, eksplozija besa, cinična bestidnost i
razvrat. Tamo, razjaren, puštajući na volju svojoj strasti, širio je prazan,
podivljao kupus čička – ogromne veštice, koje su u beli dan skidale svoje
široke suknje, zbacujući ih sa sebe, suknju za suknjom, dok im naduvene,
šuštave, pocepane rite nisu poludelim komađem sahranjivale pod sobom to
svadljivo pleme kopiladi. A proždrljive suknje su se nadimale i širile, rasle
jedna na drugoj, gurale i pokrivale uzajamno, zajedno rastući u naduvenoj
masi lisnatih ploča, sve do niske strehe šupe. |
Tam to było, gdziem go ujrzał jedyny raz w życiu, o
nieprzytomnej od żaru godzinie południa. Była to chwila, kiedy czas, oszalały
i dziki, wyłamuje się z kieratu zdarzeń i jak zbiegły włóczęga pędzi z
krzykiem na przełaj przez pola. Wtedy lato, pozbawione kontroli, rośnie bez
miary i rachuby na całej przestrzeni, rośnie z dzikim impetem na wszystkich
punktach, w dwójnasób, w trójnasób, w inny jakiś, wyrodny czas, w nieznaną
dymensję, w obłęd. |
Tamo sam ga video jedini put
u životu, jednog popodnevnog sata onesvešćenog od žege. Bio je to trenutak
kad se vreme, pobesnelo i divlje, otima od dolapa događaja i kao skitnica
begunac juri vičući, naprečac preko polja. Tada leto lišeno kontrole raste s
divljom žestinom na svim tačkama, dvostruko, trostruko, u neko drugo, podlo
vreme, u neznanu dimenziju, u ludilo. |
O tej godzinie opanowywał mnie szał łowienia motyli,
pasja ścigania tych migocących plamek, tych błędnych, białych płatków,
trzęsących się w rozognionym powietrzu niedołężnym gzygzakiem. I zdarzyło się
wówczas, że któraś z tych jaskrawych plamek rozpadła się w locie na dwie,
potem na trzy – i ten drgający, oślepiająco biały trójpunkt wiódł mnie, jak
błędny ognik, przez szał bodiaków, palących się w słońcu. |
U to vreme me je spopalo
ludilo lovljenja leptirova, strast gonjenja tih svetlucavih mrljica, tih
lutajućih, belih pahuljica, što su se tresle u raspaljenom vazduhu u
nezgrapnoj cik-cak liniji. Tada se desilo da se jedna od tih sjajnih mrljica
raspala u letu na dve, zatim na tri – i to drhtavo, zaslepljujuće belo
trotočje vodilo me je kao lutajuća svetlost, kroz ludilo trnja što je gorelo
u suncu. |
Dopiero na granicy łopuchów zatrzymałem się, nie
śmiejąc się pogrążyć w to głuche zapadlisko.
|
Tek na granici čičaka zadržao
sam se, ne smejući da zaronim u to gluvo zabačeno mesto. |
Wtedy nagle ujrzałem go. |
Tada sam ga iznenada ugledao. |
Zanurzony po pachy w łopuchach, kucał przede mną. |
Zagnjuren do pazuha u čičak,
čučao je preda mnom. |
Widziałem jego grube bary w brudnej koszuli i
niechlujny strzęp surduta. Przyczajony jak do skoku, siedział tak – z barami
jakby wielkim ciężarem zgarbionymi. Ciało jego dyszało z natężenia, a z
miedzianej, błyszczącej w słońcu twarzy lał się pot. Nieruchomy, zdawał się
ciężko pracować, mocować się bez ruchu z jakimś ogromnym brzemieniem. |
Video sam njegova široka
pleća u prljavoj košulji i aljkavi komadić kaputa. Pritajen, kao da se sprema
za skok, sedeo je tako – kao da mu je pleća pritiskivao veliki teret. Njegovo
telo je disalo od napregnutosti, a sa bakarnog lica koje je sijalo na suncu
lio se znoj. Nepokretan, izgledao je kao da teško radi, kao da se bez pokreta
bori s nekim ogromnim bremenom. |
Stałem, przygwożdżony jego wzrokiem, który mnie ujął
jakby w kleszcze. |
Stajao sam prikovan njegovim
pogledom koji me je držao kao klešte. |
Była to twarz włóczęgi lub pijaka. Wiecheć brudnych
kłaków wichrzył się nad czołem wysokim i wypukłym jak buła kamienna, utoczona
przez rzekę. Ale czoło to było skręcone w głębokie bruzdy. Nie wiadomo, czy
ból, czy palący żar słońca, czy nadludzkie natężenie wkręciło się tak w tę
twarz i napięło rysy do pęknięcia. Czarne oczy wbiły się we mnie z natężeniem
najwyższej rozpaczy czy bólu. Te oczy patrzyły na mnie i nie patrzyły,
widziały mnie i nie widziały wcale. Były to pękające gałki, wytężone
najwyższym uniesieniem bólu albo dziką rozkoszą natchnienia. |
Bilo je to lice skitnice ili
pijanice. Gužva prljavih vlasi vitlala se nad čelom visokim i ispupčenim kao
kamen koji je voda izglačala. Ali čelo je bilo isprepletano dubokim brazdama,
ko zna da li se bol ili jara sunca, ili natčovečanski napor tako uvrteo u to
lice i toliko zategnuo crte da je izgledalo kao da će pući. Crne oči su se
upile u mene sa napetošću najvećeg očaja ili bola. Te oči su gledale, videle
su me i uopšte me nisu videle. Bile su to kugle koje su se rasprskavale,
napete najvišim uzbuđenjem bola ili divljim blaženstvom nadahnuća. |
I nagle z tych rysów, naciągniętych do pęknięcia,
wyboczył się jakiś straszny, załamany cierpieniem grymas i ten grymas rósł,
brał w siebie tamten obłęd i natchnienie, pęczniał nim, wybaczał się coraz
bardziej, aż wyłamał się ryczącym, charczącym kaszlem śmiechu. |
I iznenada iz tih crta,
nategnutih do kidanja, odvojila se neka strašna, bolom slomljena grimasa i ta
grimasa je rasla, preuzimala u sebe ono ludilo i nadahnuće, nadimala se njim,
odvajala sve više, dok se nije otrgla nekim urlajućim promuklim kašljem
smeha. |
Do głębi
wstrząśnięty, widziałem, jak hucząc śmiechem z potężnych piersi, dźwignął się
powoli z kucek i zgarbiony jak goryl, z rękoma w opadających łachmanach
spodni, uciekał, człapiąc przez łopocące blachy łopuchów, wielkimi skokami
Pan bez fletu, cofający się w popłochu do swych ojczystych kniei. |
Do dna potresen video sam
kako se, grmeći smehom iz moćnih grudi, lagano podigao iz čučećeg stava i
pognut kao gorila, s rukama u ritama pantalona koje su visile, pobegao,
gazeći kroz šuštave pločice čička, u velikim skokovima – Pan bez flaute koji
se preplašen povlači u svoje rodne šikare. |
|
Preveo Stojan Subotin |
[2] [Bruno Šulc: Prodavnice cimetove boje, s poljskog preveo dr Stojan Subotin, Nolit, Beograd, 1961, str. 265 8 Bruno Šulc, Manekeni, prevod i pogovor dr Stojan Subotin, Rad, »Reč i misao« nova serija - 356, Beograd, 1980, str. 101]