|   SANATORIJUM POD KLEPSIDROM      PREVEO S POLJSKOG STOJAN SUBOTIN | ||
| III | III | |
| Tak żyje się w tym
  mieście i czas upływa. Większą część dnia przesypia się, i to nie tylko w
  łóżku. Nie, nie jest się zbyt wybrednym na tym punkcie. W każdym miejscu i o
  każdej porze dnia gotów jest człowiek uciąć sobie tutaj smaczną drzemkę. Z
  głową opartą o stolik w restauracji, w dorożce, a nawet na stojączkę po
  drodze, w sieni jakiegoś domu, do której wpada się na chwilę, ażeby ulec na
  moment nieodpartej potrzebie snu. | Tako se živi u tom gradu i
  tako prolazi vreme. Veći deo dana se provodi u snu, i to ne samo u krevetu.
  Ne, u tom pogledu ljudi nisu suviše veliki probirači. Na svakom mestu i u
  svako doba dana čovek je spreman da ovde prijatno dremne. S glavom
  naslonjenom na stočić u restoranu, u fijakeru, pa čak i na nogama usput, u treme neke kuće, u koju se ulazi na trenutak,
  da bi se na trenutak predali nesavladivoj potrebi sna. | |
| Budząc się,
  zamroczeni jeszcze i chwiejni, ciągniemy dalej przerwaną rozmowę,
  kontynuujemy uciążliwą drogę, toczymy naprzód zawiłą sprawę bez początku i końca.
  Skutkiem tego gubią się kędyś po drodze mimochodem całe interwały czasu,
  tracimy kontrolę nad ciągłością dnia i w końcu przestajemy na nią nalegać,
  rezygnujemy bez żalu ze szkieletu nieprzerwanej chronologii, do której
  bacznego nadzorowania przywykliśmy ongiś z nałogu i z troskliwej dyscypliny
  codziennej. Dawno poświęciliśmy tę nieustanną gotowość do złożenia rachunku z
  przebytego czasu, tę skrupulatność w wyliczaniu się co do grosza z zużytych
  godzin – dumę i ambicję naszej ekonomiki. Z tych kardynalnych cnót, w których
  nie znaliśmy ongiś wahania ani uchybienia – kapitulowaliśmy dawno. | Budeći se još mamurni i
  teturavi, nastavljamo prekinuti razgovor, produžujemo teškim putem, guramo
  napred zamršenu stvar, bez početka i kraja. Usled toga negde usput se gube
  celi intervali vremena, gubimo kontrolu nad kontinuitetom dana i na kraju
  prestajemo da navaljujemo na njega, bez žalosti se mirimo sa napuštanjem
  skeleta neprekidne hronologije koju smo nekada po običaju i brižljivoj
  disciplini dana bili navikli da pažljivo kontrolišemo. Davno smo posvetili tu
  neprestanu gotovost da podnesemo račun o provedenom vremenu, tu
  skrupulantnost u obračunavanju do poslednje pare tih upotrebljenih sati –
  ponos i ambiciju naše ekonomike. U tim kardinalnim vrlinama, u kojima nekada
  nismo znali ni dvoumljenja ni pogreške – davno smo kapitulirali. | |
| Parę przykładów
  niechaj posłuży za ilustrację tego stanu rzeczy. O jakiejś porze dnia i nocy
  – ledwo widoczna niuansa nieba odróżnia te pory – budzę się przy balustradzie
  mostku prowadzącego do Sanatorium. Jest zmierzch. Musiałem, zmorzony
  sennością, długo bezwiednie wędrować po mieście, nim dowlokłem się,
  śmiertelnie zmęczony, do tego mostku. Nie mogę powiedzieć, czy w drodze tej
  towarzyszył mi cały czas Dr Gotard, który stoi teraz przede mną, kończąc
  jakiś długi wywód wyprowadzeniem statecznych wniosków. Porwany własną wymową,
  bierze mnie nawet pod ramię i pociąga za sobą. Idę z nim i nim jeszcze
  przekroczyliśmy dudniące deski mostku, już śpię na nowo. Przez zamknięte
  powieki widzę niejasno wnikliwą gestykulację Doktora, uśmiech w głębi jego
  czarnej brody i staram się na darmo pojąć ten kapitalny chwyt logiczny, ten
  ostateczny atut, którym na szczycie swej argumentacji, nieruchomiejąc z
  rozłożonymi rękami, triumfuje. Nie wiem, jak długo jeszcze idziemy tak obok
  siebie pogrążeni w rozmowie pełnej nieporozumień, gdy w pewnej chwili ocykam
  się zupełnie. Doktora Gotarda już nie ma, jest całkiem ciemno, ale to tylko
  dlatego, że trzymam oczy zamknięte. Otwieram je i jestem w łóżku, w moim
  pokoju, do którego nie wiem, jakim się dostałem sposobem. | Nekoliko primera neka posluži
  kao ilustracija takvog stanja stvari. U neko vreme dana ili noći – jedva
  vidljiva nijansa neba razlikuje to vreme – budim se kraj ograde mosta koji
  vodi u Sanatorijum. Sumrak je. Mora da sam izmučen pospanošću dugo nesvesno
  lutao po gradu, pre no što sam se, umoran, dovukao do ovog mostića. Ne mogu
  reći da li mi je na tom putu celo vreme pravio društvo Doktor Gotard, koji
  sad stoji preda mnom, završavajući neko dugačko objašnjavanje izvođenjem
  krajnjih zaključaka. Ponet sopstvenom rečitošću, čak me hvata pod ruku i
  povlači za sobom. Idem s njim i još pre no što smo prekoračili most, čije
  daske tutnje pod nama, ja već ponovo spavam. Kroz spuštene kapke nejasno
  vidim ubedljivu doktorovu gestikulaciju, osmeh u dnu njegove crne brade, i
  uzalud se trudim da shvatim taj kapitalni logički zahvat, taj poslednji adut
  kojim on na vrhuncu svoje argumentacije, postavši nepokretan, raširenih ruku,
  trijumfuje. Ne znam koliko dugo još idemo tako jedan pored drugog utonuli u
  razgovor pun nesporazuma, kad se u jednom trenutku sasvim osvešćujem. Doktora
  Gotarda više nema, potpuni je mrak, ali to samo zato što oči držim zatvorene.
  Otvaram ih i nalazim se u krevetu, u svojoj sobi, ne znajući kako sam dospeo
  u nju. | |
| Jeszcze drastyczniejszy przykład: | Još drastičniji
  primer:  | |
| Wchodzę w
  obiadowej porze do restauracji na mieście, w bezładny gwar i zamęt jedzących.
  I kogóż spotykam tu na środku sali przed stołem uginającym się od potraw?
  Ojca. Wszystkie oczy skierowane są na niego, a on, błyszcząc brylantową
  szpilką, niezwykle ożywiony, rozanielony do ekstazy, przechyla się z
  afektacją na wszystkie strony w wylewnej rozmowie z całą salą od razu. Ze
  sztuczną brawurą, na którą patrzeć nie mogę bez najwyższego niepokoju,
  zamawia wciąż nowe potrawy, które piętrzą się stosami na stole. Z lubością
  gromadzi je dookoła siebie, chociaż nie uporał się jeszcze z pierwszym daniem.
  Mlaskając językiem, żując i mówiąc jednocześnie, markuje on gestami, mimiką
  najwyższe ukontentowanie tą biesiadą, wodzi wielbiącym wzrokiem za panem
  Adasiem, kelnerem, któremu z rozkochanym uśmiechem rzuca wciąż nowe zlecenia.
  I gdy kelner, wiejąc serwetą, biegnie je spełnić, ojciec apeluje błagalnym
  gestem do wszystkich, bierze wszystkich na świadków nieodpartego czaru tego
  Ganimeda. | U vreme ručka ulazim u
  restoraciju u gradu, u haotični žagor i gužvu onih što jedu. I koga susrećem
  tu nasred sale pred stolom koji se uginje od jela? Oca. Sve oči su upravljene
  na njega, a on, blistajući brilijantskom iglom, neobično živahan, ekstatično
  raspoložen, sa afektacijom se naginje na sve strane u otvorenom razgovoru s
  celom salom istovremeno. Sa izveštačenom bravurom, koju ne mogu da gledam bez
  najveće uznemirenosti, stalno poručuje nova jela, koja se u gomilama uzdižu
  na stolu. Sa uživanjem ih gomila oko sebe, iako još nije svršio ni sa prvim
  jelom. Mljackajući jezikom, žvaćući i govoreći istovremeno, gestovima i mimikom
  izražava najveće zadovoljstvo tim razgovorom, pogledom obožavanja prati
  kelnera, gospodina Adasja, kome sa zaljubljenim osmehom stalno dobacuje nove
  porudžbine. I dok kelner, mašući salvetom, trči da ih izvrši, otac molećivim
  gestom, upućenim svima, poziva sve za svedoke neodoljive čari tog Ganimeda. | |
| – Nieoceniony
  chłopak – woła z błogim uśmiechem, przymykając oczy – anielski chłopak! Przyznajcie,
  panowie, że jest czarujący! | – Neodoljiv mladić – uzvikuje slatko se osmehujući
  i zatvarajući oči – anđeoski mladić! Priznajte, gospodo, da je čaroban! | |
| Wycofuję się z
  sali pełen niesmaku, nie zauważony przez ojca. Gdyby był umyślnie dla reklamy
  nastawiony przez zarząd hotelu dla animowania gości, nie mógłby bardziej prowokująco
  i ostentacyjnie się zachowywać. Z głową ćmiącą się od senności zataczam się
  ulicami, zdążając do domu. Na skrzynce pocztowej opieram chwilę głowę i robię
  sobie krótką sjestę. Wreszcie domacuję się w ciemności bramy Sanatorium i
  wchodzę. W pokoju jest ciemno. Przekręcam kontakt, ale elektryczność nie
  funkcjonuje. Od okna wieje zimnem. Łóżko skrzypi w ciemności. Ojciec podnosi
  znad pościeli głowę i mówi: – Ach, Józefie, Józefie! Leżę tu już od dwóch dni
  bez żadnej opieki, dzwonki są przerwane, nikt do mnie nie zagląda, a własny
  syn opuszcza mnie, ciężko chorego człowieka, i włóczy się za dziewczętami po
  mieście. Popatrz, jak mi serce wali. | Povlačim se iz sale pun neprijatnih osećanja,
  neprimećen od oca. Da je namerno radi reklame bio postavljen od hotelske
  uprave da zanima goste, ne bi se mogao držati provokativnije. Sa glavom koja
  se muti od sanjivosti teturam se ulicama, idući kući. Naslanjam glavu na
  poštansko sanduče i pravim sebi kratku sijestu. Najzad
  napipavam u mraku ulaz Sanatorijuma i ulazim. U sobi je mrak. Okrećem
  kontakt, ali elektrika ne funckioniše. Od prozora duva hladnoća. Krevet
  škripi u mraku. Otac diže glavu sa postelje i govori: »Ah, Juzefe, Juzefe!
  Ležim ovde već dva dana, bez ikakve nege, zvonca su pokidana, niko ne zagleda
  k meni, a rođeni sin me ostavlja, mene teško bolesnog čoveka, i vuče se sa
  devojčurama po gradu. Pogledaj kako mi srce udara.« | |
| Jak to
  pogodzić? Czy ojciec siedzi w restauracji, ogarnięty niezdrową ambicją
  żarłoczności, czy leży w swoim pokoju, ciężko chory? Czy jest dwóch ojców?
  Nic podobnego. Wszystkiemu winien jest prędki rozpad czasu, nie nadzorowanego
  nieustanną czujnością. | Kako da to izmirim? Da li
  otac sedi u restoraciji, obuzet nezdravom ambicijom proždrljivosti, ili leži
  u svojoj sobi, teško bolestan? Ima li dva oca? Ni blizu. Svemu je krivo brzo
  raspadanje vremena, nenadziravano neprestanom opreznošću. | |
| Wiemy wszyscy,
  że ten niezdyscyplinowany żywioł trzyma się jedynie od biedy w pewnych ryzach
  dzięki nieustannej uprawie, pieczołowitej troskliwości, starannej regulacji i
  korygowaniu jego wybryków. Pozbawiony tej opieki skłania się natychmiast do
  przekroczeń, do dzikiej aberracji, do płatania nieobliczalnych figlów, do
  bezkształtnego błaznowania. Coraz wyraźniej zarysowuje się inkongruencja naszych
  indywidualnych czasów. Czas mego ojca i mój własny czas już do siebie nie
  przystawały. | Svi znamo da se ta
  nedisciplinovana stihija drži jedino od nevolje u izvesnoj poslušnosti
  zahvaljujući neprestanoj obradi, vrednoj brižljivosti, pažljivoj regulaciji i
  ispravljanju njegovih ispada. Lišeno te brige odmah naginje ka ispadima, ka
  divljoj aberaciji, pravljenju neuračunljivih nestašluka, bezobličnom
  ludovanju. Sve jasnije se ocrtava inkongruencija naših individualnih vremena.
  Vreme moga oca i moje sopstveno vreme nisu odgovarali jedno drugom. | |
| Nawiasem
  mówiąc, zarzut rozwiązłości obyczajów, uczyniony mi przez ojca, jest
  bezpodstawną insynuacją. Nie zbliżyłem się jeszcze tu do żadnej dziewczyny. Zataczając
  się jak pijany od jednego snu do drugiego, ledwo zwracam uwagę w
  trzeźwiejących chwilach na tutejszą płeć piękną. | Uzgred rečeno, zamerka zbog
  slobodnijeg ponašanja koju mi je napravio otac neosnovana je insinuacija.
  Ovde se još nisam bio približio nijednoj devojci. Teturajući se kao pijan od
  jednog sna do drugog, u treznijim časovima jedva obraćam pažnju na ovdašnji
  lepi pol. | |
| Zresztą
  chroniony zmrok na ulicach nie pozwala nawet dokładnie rozróżniać twarzy. Co
  jedynie zdołałem zauważyć, jako młody człowiek mający jeszcze na tym polu
  bądź co bądź pewne zainteresowania – to osobliwy chód tych panienek. | Uostalom, hronični sumrak na
  ulicama ne dopušta čak ni da se dobro razlikuju lica. Jedino što mi je još pošlo
  za rukom da primetim kao mladom čoveku koga je na tom polju bilo kako bilo
  još ponešto interesovalo – to je bio neobičan hod tih gospođica. | |
| Jest to chód w
  nieubłaganie prostej linii, nie liczący się z żadnymi przeszkodami, posłuszny
  tylko jakiemuś wewnętrznemu rytmowi, jakiemuś prawu, które odwijają one jak z
  kłębka w nić prostolinijnego truchciku pełnego akuratności i odmierzonej
  gracji. | To je hod po neumoljivo
  pravoj liniji, koja ne vodi računa ni o kakvim preprekama, poslušan samo nekom
  unutrašnjem ritmu, nekom pravu koje one razvijaju kao iz klupčeta u nit
  pravolinijskog kaskanja punog akuratnosti i odmerene gracije. | |
| Każda nosi w
  sobie jakieś inne, indywidualne prawidło, jak nakręconą sprężynkę. | Svaki hod nosi
  u sebi neko drugo, individualno pravilo, kao navijen feder. | |
| Gdy tak idą
  prosto przed siebie, wpatrzone w to prawidło, pełne skupienia i powagi,
  wydaje się, że przejęte są jedyną tylko troską, by nie uronić nic z niego,
  nie zmylić trudnej reguły, nie zboczyć od niej ani na milimetr. I wtedy
  jasnym się staje, że to, co z taką uwagą i przejęciem niosą nad sobą, nie
  jest niczym innym jak jakąś idée fixe własnej doskonałości, która
  przez moc ich przekonania staje się niemal rzeczywistością. Jest to jakaś
  antycypacja powzięta na własne ryzyko, bez żadnej poręki, dogmat nietykalny,
  wyniesiony ponad wszelką wątpliwość. | ||
| Kad tako idu pravo pred sebe, zagledane u to
  pravilo, pune koncentracije i ozbiljnosti, izgleda da su obuzete samo jednom
  brigom, da ne ispuste ništa od njega, da ne poremete pravilo, da ne odstupe od
  njega ni za milimetar. I tada postaje jasno da to što one sa takvom
  pažljivošću i uzbuđenjem nose nad sobom nije ništa drugo no neka idée fixe
  sopstvenog savršenstva, koja snagom njihovog ubeđenja postaje skoro
  stvarnost. To je neka anticipacija preduzeta na sopstveni rizik, bez ikakvog
  jemstva, neprikosnovena dogma, podignuta iznad svake sumnje. | ||
| Jakich
  mankamentów i usterek, jakich nosków perkatych lub spłaszczonych, jakich
  piegów i pryszczy nie przemycają z brawurą pod flagą tej fikcji! Nie ma takiej
  brzydoty i pospolitości, której by wzlot tej wiary nie porywał ze sobą w to
  fikcyjne niebo doskonałości. | Kakve nedostatke i mane, prćave ili spljoštene noseve, kakve pege i priševe ne krijumčare pod zastavom te
  fikcije! Nema takve ružnoće i običnosti koju polet te vere ne bi dizao sa
  sobom u to fiktivno nebo savršenstva. | |
| Pod sankcją tej
  wiary ciało pięknieje wyraźnie, a nogi, kształtne istotnie i elastyczne nogi
  w nieskazitelnym obuwiu, mówią swym chodem, eksplikują skwapliwie płynnym,
  połyskliwym monologiem stąpania bogactwo tej idei, którą zamknięta twarz
  przez dumę przemilcza. Ręce trzymają w kieszeniach swych krótkich, obcisłych
  żakiecików. W kawiarni i w teatrze zakładają nogi wysoko odsłonięte do kolan
  i milczą nimi wymownie. Tyle mimochodem tylko o jednej z osobliwości miasta.
  Wspomniałem już o czarnej wegetacji tutejszej. Na uwagę zasługuje zwłaszcza
  pewien gatunek czarnej paproci, której ogromne pęki zdobią flakony w każdym
  tutejszym mieszkaniu i w każdym lokalu publicznym. Jest to
  niemal żałobny symbol, funebryczny herb tego miasta. | Pod sankcijom te vere telo postaje izrazito lepše,
  a noge, zaista skladne i elastične, noge u besprekornoj obući, govore svojim
  hodom, vredno tečnim, blistavim monologom stupanja izlažu bogatstvo te ideje,
  koju zatvoreno lice ponosno prećutkuje. Ruke drže u džepovima svojih kratkih,
  pripijenih žaketića. U kafani i pozorištu prekrštaju noge visoko otkrivene do
  kolena i ćute rečito njima. Toliko uzgred samo o jednoj neobičnosti grada.
  Već sam pomenuo ovdašnju crnu vegetaciju. Pažnju zaslužuje naročito jedna
  vrsta crne paprati, čiji ogromni buketi ukrašavaju bočice u svakom stanu ovde
  i u svakom javnom lokalu. To je skoro žalosni simbol, pogrebni grb tog grada. | |
|  | IV F | |