Bruno Šulc

 

SANATORIJUM POD KLEPSIDROM

 

      PREVEO S POLJSKOG STOJAN SUBOTIN

 E  I  II  III  IV  V

 

 

III

 

 

III

Tak żyje się w tym mieście i czas upływa. Większą część dnia przesypia się, i to nie tylko w łóżku. Nie, nie jest się zbyt wybrednym na tym punkcie. W każdym miejscu i o każdej porze dnia gotów jest człowiek uciąć sobie tutaj smaczną drzemkę. Z głową opartą o stolik w restauracji, w dorożce, a nawet na stojączkę po drodze, w sieni jakiegoś domu, do której wpada się na chwilę, ażeby ulec na moment nieodpartej potrzebie snu.

Tako se živi u tom gradu i tako prolazi vreme. Veći deo dana se provodi u snu, i to ne samo u krevetu. Ne, u tom pogledu ljudi nisu suviše veliki probirači. Na svakom mestu i u svako doba dana čovek je spreman da ovde prijatno dremne. S glavom naslonjenom na stočić u restoranu, u fijakeru, pa čak i na nogama usput, u treme neke kuće, u koju se ulazi na trenutak, da bi se na trenutak predali nesavladivoj potrebi sna.

Budząc się, zamroczeni jeszcze i chwiejni, ciągniemy dalej przerwaną rozmowę, kontynuujemy uciążliwą drogę, toczymy naprzód zawiłą sprawę bez początku i końca. Skutkiem tego gubią się kędyś po drodze mimochodem całe interwały czasu, tracimy kontrolę nad ciągłością dnia i w końcu przestajemy na nią nalegać, rezygnujemy bez żalu ze szkieletu nieprzerwanej chronologii, do której bacznego nadzorowania przywykliśmy ongiś z nałogu i z troskliwej dyscypliny codziennej. Dawno poświęciliśmy tę nieustanną gotowość do złożenia rachunku z przebytego czasu, tę skrupulatność w wyliczaniu się co do grosza z zużytych godzin – dumę i ambicję naszej ekonomiki. Z tych kardynalnych cnót, w których nie znaliśmy ongiś wahania ani uchybienia – kapitulowaliśmy dawno.

Budeći se još mamurni i teturavi, nastavljamo prekinuti razgovor, produžujemo teškim putem, guramo napred zamršenu stvar, bez početka i kraja. Usled toga negde usput se gube celi intervali vremena, gubimo kontrolu nad kontinuitetom dana i na kraju prestajemo da navaljujemo na njega, bez žalosti se mirimo sa napuštanjem skeleta neprekidne hronologije koju smo nekada po običaju i brižljivoj disciplini dana bili navikli da pažljivo kontrolišemo. Davno smo posvetili tu neprestanu gotovost da podnesemo račun o provedenom vremenu, tu skrupulantnost u obračunavanju do poslednje pare tih upotrebljenih sati – ponos i ambiciju naše ekonomike. U tim kardinalnim vrlinama, u kojima nekada nismo znali ni dvoumljenja ni pogreške – davno smo kapitulirali.

Parę przykładów niechaj posłuży za ilustrację tego stanu rzeczy. O jakiejś porze dnia i nocy – ledwo widoczna niuansa nieba odróżnia te pory – budzę się przy balustradzie mostku prowadzącego do Sanatorium. Jest zmierzch. Musiałem, zmorzony sennością, długo bezwiednie wędrować po mieście, nim dowlokłem się, śmiertelnie zmęczony, do tego mostku. Nie mogę powiedzieć, czy w drodze tej towarzyszył mi cały czas Dr Gotard, który stoi teraz przede mną, kończąc jakiś długi wywód wyprowadzeniem statecznych wniosków. Porwany własną wymową, bierze mnie nawet pod ramię i pociąga za sobą. Idę z nim i nim jeszcze przekroczyliśmy dudniące deski mostku, już śpię na nowo. Przez zamknięte powieki widzę niejasno wnikliwą gestykulację Doktora, uśmiech w głębi jego czarnej brody i staram się na darmo pojąć ten kapitalny chwyt logiczny, ten ostateczny atut, którym na szczycie swej argumentacji, nieruchomiejąc z rozłożonymi rękami, triumfuje. Nie wiem, jak długo jeszcze idziemy tak obok siebie pogrążeni w rozmowie pełnej nieporozumień, gdy w pewnej chwili ocykam się zupełnie. Doktora Gotarda już nie ma, jest całkiem ciemno, ale to tylko dlatego, że trzymam oczy zamknięte. Otwieram je i jestem w łóżku, w moim pokoju, do którego nie wiem, jakim się dostałem sposobem.

Nekoliko primera neka posluži kao ilustracija takvog stanja stvari. U neko vreme dana ili noći – jedva vidljiva nijansa neba razlikuje to vreme – budim se kraj ograde mosta koji vodi u Sanatorijum. Sumrak je. Mora da sam izmučen pospanošću dugo nesvesno lutao po gradu, pre no što sam se, umoran, dovukao do ovog mostića. Ne mogu reći da li mi je na tom putu celo vreme pravio društvo Doktor Gotard, koji sad stoji preda mnom, završavajući neko dugačko objašnjavanje izvođenjem krajnjih zaključaka. Ponet sopstvenom rečitošću, čak me hvata pod ruku i povlači za sobom. Idem s njim i još pre no što smo prekoračili most, čije daske tutnje pod nama, ja već ponovo spavam. Kroz spuštene kapke nejasno vidim ubedljivu doktorovu gestikulaciju, osmeh u dnu njegove crne brade, i uzalud se trudim da shvatim taj kapitalni logički zahvat, taj poslednji adut kojim on na vrhuncu svoje argumentacije, postavši nepokretan, raširenih ruku, trijumfuje. Ne znam koliko dugo još idemo tako jedan pored drugog utonuli u razgovor pun nesporazuma, kad se u jednom trenutku sasvim osvešćujem. Doktora Gotarda više nema, potpuni je mrak, ali to samo zato što oči držim zatvorene. Otvaram ih i nalazim se u krevetu, u svojoj sobi, ne znajući kako sam dospeo u nju.

Jeszcze drastyczniejszy przykład:

Još drastičniji primer:

Wchodzę w obiadowej porze do restauracji na mieście, w bezładny gwar i zamęt jedzących. I kogóż spotykam tu na środku sali przed stołem uginającym się od potraw? Ojca. Wszystkie oczy skierowane są na niego, a on, błyszcząc brylantową szpilką, niezwykle ożywiony, rozanielony do ekstazy, przechyla się z afektacją na wszystkie strony w wylewnej rozmowie z całą salą od razu. Ze sztuczną brawurą, na którą patrzeć nie mogę bez najwyższego niepokoju, zamawia wciąż nowe potrawy, które piętrzą się stosami na stole. Z lubością gromadzi je dookoła siebie, chociaż nie uporał się jeszcze z pierwszym daniem. Mlaskając językiem, żując i mówiąc jednocześnie, markuje on gestami, mimiką najwyższe ukontentowanie tą biesiadą, wodzi wielbiącym wzrokiem za panem Adasiem, kelnerem, któremu z rozkochanym uśmiechem rzuca wciąż nowe zlecenia. I gdy kelner, wiejąc serwetą, biegnie je spełnić, ojciec apeluje błagalnym gestem do wszystkich, bierze wszystkich na świadków nieodpartego czaru tego Ganimeda.

U vreme ručka ulazim u restoraciju u gradu, u haotični žagor i gužvu onih što jedu. I koga susrećem tu nasred sale pred stolom koji se uginje od jela? Oca. Sve oči su upravljene na njega, a on, blistajući brilijantskom iglom, neobično živahan, ekstatično raspoložen, sa afektacijom se naginje na sve strane u otvorenom razgovoru s celom salom istovremeno. Sa izveštačenom bravurom, koju ne mogu da gledam bez najveće uznemirenosti, stalno poručuje nova jela, koja se u gomilama uzdižu na stolu. Sa uživanjem ih gomila oko sebe, iako još nije svršio ni sa prvim jelom. Mljackajući jezikom, žvaćući i govoreći istovremeno, gestovima i mimikom izražava najveće zadovoljstvo tim razgovorom, pogledom obožavanja prati kelnera, gospodina Adasja, kome sa zaljubljenim osmehom stalno dobacuje nove porudžbine. I dok kelner, mašući salvetom, trči da ih izvrši, otac molećivim gestom, upućenim svima, poziva sve za svedoke neodoljive čari tog Ganimeda.

– Nieoceniony chłopak – woła z błogim uśmiechem, przymykając oczy – anielski chłopak! Przyznajcie, panowie, że jest czarujący!

– Neodoljiv mladić – uzvikuje slatko se osmehujući i zatvarajući oči – anđeoski mladić! Priznajte, gospodo, da je čaroban!

Wycofuję się z sali pełen niesmaku, nie zauważony przez ojca. Gdyby był umyślnie dla reklamy nastawiony przez zarząd hotelu dla animowania gości, nie mógłby bardziej prowokująco i ostentacyjnie się zachowywać. Z głową ćmiącą się od senności zataczam się ulicami, zdążając do domu. Na skrzynce pocztowej opieram chwilę głowę i robię sobie krótką sjestę. Wreszcie domacuję się w ciemności bramy Sanatorium i wchodzę. W pokoju jest ciemno. Przekręcam kontakt, ale elektryczność nie funkcjonuje. Od okna wieje zimnem. Łóżko skrzypi w ciemności. Ojciec podnosi znad pościeli głowę i mówi: – Ach, Józefie, Józefie! Leżę tu już od dwóch dni bez żadnej opieki, dzwonki są przerwane, nikt do mnie nie zagląda, a własny syn opuszcza mnie, ciężko chorego człowieka, i włóczy się za dziewczętami po mieście. Popatrz, jak mi serce wali.

Povlačim se iz sale pun neprijatnih osećanja, neprimećen od oca. Da je namerno radi reklame bio postavljen od hotelske uprave da zanima goste, ne bi se mogao držati provokativnije. Sa glavom koja se muti od sanjivosti teturam se ulicama, idući kući. Naslanjam glavu na poštansko sanduče i pravim sebi kratku sijestu. Najzad napipavam u mraku ulaz Sanatorijuma i ulazim. U sobi je mrak. Okrećem kontakt, ali elektrika ne funckioniše. Od prozora duva hladnoća. Krevet škripi u mraku. Otac diže glavu sa postelje i govori: »Ah, Juzefe, Juzefe! Ležim ovde već dva dana, bez ikakve nege, zvonca su pokidana, niko ne zagleda k meni, a rođeni sin me ostavlja, mene teško bolesnog čoveka, i vuče se sa devojčurama po gradu. Pogledaj kako mi srce udara.«

Jak to pogodzić? Czy ojciec siedzi w restauracji, ogarnięty niezdrową ambicją żarłoczności, czy leży w swoim pokoju, ciężko chory? Czy jest dwóch ojców? Nic podobnego. Wszystkiemu winien jest prędki rozpad czasu, nie nadzorowanego nieustanną czujnością.

Kako da to izmirim? Da li otac sedi u restoraciji, obuzet nezdravom ambicijom proždrljivosti, ili leži u svojoj sobi, teško bolestan? Ima li dva oca? Ni blizu. Svemu je krivo brzo raspadanje vremena, nenadziravano neprestanom opreznošću.

Wiemy wszyscy, że ten niezdyscyplinowany żywioł trzyma się jedynie od biedy w pewnych ryzach dzięki nieustannej uprawie, pieczołowitej troskliwości, starannej regulacji i korygowaniu jego wybryków. Pozbawiony tej opieki skłania się natychmiast do przekroczeń, do dzikiej aberracji, do płatania nieobliczalnych figlów, do bezkształtnego błaznowania. Coraz wyraźniej zarysowuje się inkongruencja naszych indywidualnych czasów. Czas mego ojca i mój własny czas już do siebie nie przystawały.

Svi znamo da se ta nedisciplinovana stihija drži jedino od nevolje u izvesnoj poslušnosti zahvaljujući neprestanoj obradi, vrednoj brižljivosti, pažljivoj regulaciji i ispravljanju njegovih ispada. Lišeno te brige odmah naginje ka ispadima, ka divljoj aberaciji, pravljenju neuračunljivih nestašluka, bezobličnom ludovanju. Sve jasnije se ocrtava inkongruencija naših individualnih vremena. Vreme moga oca i moje sopstveno vreme nisu odgovarali jedno drugom.

Nawiasem mówiąc, zarzut rozwiązłości obyczajów, uczyniony mi przez ojca, jest bezpodstawną insynuacją. Nie zbliżyłem się jeszcze tu do żadnej dziewczyny. Zataczając się jak pijany od jednego snu do drugiego, ledwo zwracam uwagę w trzeźwiejących chwilach na tutejszą płeć piękną.

Uzgred rečeno, zamerka zbog slobodnijeg ponašanja koju mi je napravio otac neosnovana je insinuacija. Ovde se još nisam bio približio nijednoj devojci. Teturajući se kao pijan od jednog sna do drugog, u treznijim časovima jedva obraćam pažnju na ovdašnji lepi pol.

Zresztą chroniony zmrok na ulicach nie pozwala nawet dokładnie rozróżniać twarzy. Co jedynie zdołałem zauważyć, jako młody człowiek mający jeszcze na tym polu bądź co bądź pewne zainteresowania – to osobliwy chód tych panienek.

Uostalom, hronični sumrak na ulicama ne dopušta čak ni da se dobro razlikuju lica. Jedino što mi je još pošlo za rukom da primetim kao mladom čoveku koga je na tom polju bilo kako bilo još ponešto interesovalo – to je bio neobičan hod tih gospođica.

Jest to chód w nieubłaganie prostej linii, nie liczący się z żadnymi przeszkodami, posłuszny tylko jakiemuś wewnętrznemu rytmowi, jakiemuś prawu, które odwijają one jak z kłębka w nić prostolinijnego truchciku pełnego akuratności i odmierzonej gracji.

To je hod po neumoljivo pravoj liniji, koja ne vodi računa ni o kakvim preprekama, poslušan samo nekom unutrašnjem ritmu, nekom pravu koje one razvijaju kao iz klupčeta u nit pravolinijskog kaskanja punog akuratnosti i odmerene gracije.

Każda nosi w sobie jakieś inne, indywidualne prawidło, jak nakręconą sprężynkę.

Svaki hod nosi u sebi neko drugo, individualno pravilo, kao navijen feder.

Gdy tak idą prosto przed siebie, wpatrzone w to prawidło, pełne skupienia i powagi, wydaje się, że przejęte są jedyną tylko troską, by nie uronić nic z niego, nie zmylić trudnej reguły, nie zboczyć od niej ani na milimetr. I wtedy jasnym się staje, że to, co z taką uwagą i przejęciem niosą nad sobą, nie jest niczym innym jak jakąś idée fixe własnej doskonałości, która przez moc ich przekonania staje się niemal rzeczywistością. Jest to jakaś antycypacja powzięta na własne ryzyko, bez żadnej poręki, dogmat nietykalny, wyniesiony ponad wszelką wątpliwość.

Kad tako idu pravo pred sebe, zagledane u to pravilo, pune koncentracije i ozbiljnosti, izgleda da su obuzete samo jednom brigom, da ne ispuste ništa od njega, da ne poremete pravilo, da ne odstupe od njega ni za milimetar. I tada postaje jasno da to što one sa takvom pažljivošću i uzbuđenjem nose nad sobom nije ništa drugo no neka idée fixe sopstvenog savršenstva, koja snagom njihovog ubeđenja postaje skoro stvarnost. To je neka anticipacija preduzeta na sopstveni rizik, bez ikakvog jemstva, neprikosnovena dogma, podignuta iznad svake sumnje.

Jakich mankamentów i usterek, jakich nosków perkatych lub spłaszczonych, jakich piegów i pryszczy nie przemycają z brawurą pod flagą tej fikcji! Nie ma takiej brzydoty i pospolitości, której by wzlot tej wiary nie porywał ze sobą w to fikcyjne niebo doskonałości.

Kakve nedostatke i mane, prćave ili spljoštene noseve, kakve pege i priševe ne krijumčare pod zastavom te fikcije! Nema takve ružnoće i običnosti koju polet te vere ne bi dizao sa sobom u to fiktivno nebo savršenstva.

Pod sankcją tej wiary ciało pięknieje wyraźnie, a nogi, kształtne istotnie i elastyczne nogi w nieskazitelnym obuwiu, mówią swym chodem, eksplikują skwapliwie płynnym, połyskliwym monologiem stąpania bogactwo tej idei, którą zamknięta twarz przez dumę przemilcza. Ręce trzymają w kieszeniach swych krótkich, obcisłych żakiecików. W kawiarni i w teatrze zakładają nogi wysoko odsłonięte do kolan i milczą nimi wymownie. Tyle mimochodem tylko o jednej z osobliwości miasta. Wspomniałem już o czarnej wegetacji tutejszej. Na uwagę zasługuje zwłaszcza pewien gatunek czarnej paproci, której ogromne pęki zdobią flakony w każdym tutejszym mieszkaniu i w każdym lokalu publicznym. Jest to niemal żałobny symbol, funebryczny herb tego miasta.

Pod sankcijom te vere telo postaje izrazito lepše, a noge, zaista skladne i elastične, noge u besprekornoj obući, govore svojim hodom, vredno tečnim, blistavim monologom stupanja izlažu bogatstvo te ideje, koju zatvoreno lice ponosno prećutkuje. Ruke drže u džepovima svojih kratkih, pripijenih žaketića. U kafani i pozorištu prekrštaju noge visoko otkrivene do kolena i ćute rečito njima. Toliko uzgred samo o jednoj neobičnosti grada. Već sam pomenuo ovdašnju crnu vegetaciju. Pažnju zaslužuje naročito jedna vrsta crne paprati, čiji ogromni buketi ukrašavaju bočice u svakom stanu ovde i u svakom javnom lokalu. To je skoro žalosni simbol, pogrebni grb tog grada.

 

 

IV F

www.brunoschulz.org