Bruno ŠULC

 

SANATORIJUM POD KLEPSIDROM

 

PREVEO S POLJSKOG STOJAN SUBOTIN

 

 E  I   II   III   IV   V

 

IV

 

IV

 

Stosunki w Sanatorium stają się z dniem każdym nieznośniejsze. Trudno zaprzeczyć, że wpadliśmy po prostu w pułapkę. Od chwili mego przyjazdu, w której przed przybyłym rozsnuto pewne pozory gościnnej zabiegliwości - zarząd Sanatorium nie zadaje sobie najmniejszego trudu, żeby nam choćby zostawić złudzenie jakiejś opieki. Jesteśmy po prostu zdani na siebie samych. Nikt nie troszczy się o nasze potrzeby. Od dawna stwierdziłem, że przewody dzwonków elektrycznych urywają się zaraz nad drzwiami i nigdzie nie prowadzą. Służby nie widać. Korytarze pogrążone są dzień i noc w ciemności i ciszy. Mam silne przekonanie, że jesteśmy jedynymi gośćmi w tym sanatorium i że tajemnicze i dyskretne miny, z jakimi pokojówka zaciska drzwi pokojów, wchodząc lub wychodząc, są po prostu mistyfikacją.

Odnosi sa Sanatorijumom svaki dan postaju sve nesnosniji. Teško je poreći da smo prosto pali u klopku. Od trenutka moga dolaska, kada mi je kao došljaku ukazana tobožnja briga, uprava Sanatorijuma ne trudi se čak ni najmanje da bi nam stvorila makar iluziju neke brige. Prosto smo prepušteni sami sebi. Niko se ne brine za naše potrebe. Odavno sam već utvrdio da se žice električnih zvoncadi završavaju odmah nad vratima i da nikuda ne vode. Posluga se ne vidi. Hodnici su i danju i noću utonuli u mrak i tišinu. Čvrsto sam ubeđen da smo jedini gosti u tom Sanatorijumu i da su svojstveni i diskretni izrazi lica sa kojima sobarica zatvara vrata soba, ulazeći i izlazeći, prosta mistifikacija.

 

Miałbym niekiedy ochotę otworzyć po kolei szeroko drzwi tych pokojów i zostawić je tak na oścież otwarte, żeby zdemaskować tę niecną intrygę, w którą nas wplątano.

Ponekad dobijem želju da redom otvorim vrata tih soba i ostavim ih tako širom otvorena, da bih demaskirao tu nečasnu intrigu, u koju smo upleteni.

A jednak nie jestem całkiem pewny mych podejrzeń. Czasami późno w nocy widzę Dra Gotarda w korytarzu, jak śpieszy gdzieś w białym płaszczu operacyjnym, ze szprycą lewatywy w ręku, poprzedzany przez pokojówkę. Trudno go wtedy zatrzymać w pośpiechu i przyprzeć do muru zdecydowanym pytaniem.

A ipak nisam sasvim siguran u svoja podozrenja. Ponekad kasno noću vidim Doktora Gotarda u hodniku kako nekud žuri u belom hirurškom mantilu, sa špricom za klistiranje, vođen sobaricom. Teško ga je tada zadržati u žurbi i pritisnuti uza zid odlučnim pitanjem.

Gdyby nie restauracja i cukiernia w mieście, można by umrzeć z głodu. Dotychczas nie mogłem się doprosić drugiego łóżka. O świeżej pościeli nie ma mowy. Trzeba przyznać, że powszechne rozprzężenie obyczajów kulturalnych nie oszczędziło i nas samych.

Da nije bilo restoracije i poslastičarnice, moglo bi se umreti od gladi. Do danas nisam mogao da izmolim drugi krevet. O čistoj posteljini ni govora. Treba priznati da opšta razlabavljenost kulturnih navika nije poštedela ni nas.

Wejść do łóżka w ubraniu i w butach było dla mnie zawsze, jako dla człowieka cywilizowanego, rzeczą po prostu nie do pomyślenia. A teraz przychodzę późno do domu, pijany od senności, w pokoju półmrok, firanki u okna wzdęte od zimnego tchu. Bezprzytomny walę się na łóżko i zagrzebuję w pierzyny. Śpię tak przez całe nieregularne przestrzenie czasu, dni czy tygodnie, podróżując przez puste krajobrazy snu, ciągle w drodze, ciągle na stromych gościńcach respiracji, raz zjeżdżając lekko i elastycznie z łagodnych pochyłości, to znowu pnąc się z trudem na prostopadłą ścianę chrapania. Dosięgłszy szczytu, obejmuję ogromne widnokręgi tej skalistej i głuchej pustyni snu. O jakiejś porze, w niewiadomym punkcie, gdzieś na raptownym skręcie chrapania budzę się na wpół przytomny i czuję w nogach ciało ojca. Leży tam zwinięty w kłębek, mały jak kociak. Zasypiam znowu z otwartymi ustami i cała ogromna panorama górzystego krajobrazu przesuwa się mimo mnie falisto i majestatycznie.

Da legnem u krevet u odelu i sa cipelama, meni, kao civilizovanom čoveku, nikad nije ni na pamet padalo. A sada kasno dolazim pijan od pospanosti, u sobi je polumrak, zavese dignute od hladnog povetarca. Besvestan sručujem se na krevet i zavlačim u perine. Spavam tako cela nepravilna prostranstva vremena, dana ili nedelja, putujući kroz puste predele sna, stalno na putu, stalno na strmim drumovima respiracije, jednom silazeći lako i elastično s blagih nagiba, drugi put penjući se na okomiti zid hrkanja. Dosegnuvši vrh, obuhvatam ogromne vidokruge te stenovite i gluve pustinje sna. U neko doba, na vidljivoj tački, negde na naglom zavijutku hrkanja, budim se polusvestan i među nogama osećam očevo telo. Leži tamo savijen u klupko, mali kao mačence. Ponovo padam u san otvorenih ustiju i cela ogromna panorama brdovitog predela promiče pokraj mene talasavo i dostojanstveno.

W sklepie rozwija ojciec pełną ożywienia czynność, przeprowadza transakcje, wytęża całą swoją swadę dla przekonania klientów. Policzki jego są zarumienione od ożywienia, oczy błyszczą. W Sanatorium leży ciężko chory, jak w ostatnich tygodniach w domu. Trudno zataić, że proces szybkim krokiem zbliża się do fatalnego końca. Słabym głosem mówi do mnie: – Powinieneś częściej zachodzić do sklepu, Józefie. Subiekci nas okradają. Widzisz przecież, że nie mogę już sprostać zadaniu. Leżę tu od tygodni chory, a sklep marnuje się, zdany na łaskę losu. Czy nie było jakiejś poczty z domu?

U radnji otac razvija vrlo živu delatnost, vrši transakcije, napreže svu svoju rečitost da bi ubedio klijente. Njegovi obrazi su rumeni od uzbuđenja, oči mu se sijaju. U Sanatorijumu leži teško bolestan, kao poslednjih nedelja kod kuće. Teško je sakriti da se proces brzim koracima približuje kraju. Slabim glasom mi govori: »Treba češće da navraćaš u radnju, Juzefe. Pomoćnici nas potkradaju. I sam vidiš da ne mogu sve sam da uradim. Nedeljama već ležim tu bolestan, a radnja se upropašćava, prepuštena milosti sudbine. Je li bilo neke pošte od kuće?«

Zaczynam żałować całej tej imprezy. Trudno nazwać szczęśliwym pomysłem, żeśmy, uwiedzeni szumną reklamą, wysłali tu ojca. Cofnięty czas... w samej rzeczy pięknie to brzmi, ale czymże okazuje się w istocie? Czy dostaje się tu pełnowartościowy, rzetelny czas, czas niejako ze świeżego postawu odwinięty, pachnący nowością i farbą? Wprost przeciwnie. Jest to do cna zużyty, znoszony przez ludzi czas, czas przetarty i dziurawy w wielu miejscach, przeźroczysty jak sito.

Počinjem da žalim zbog celog tog poduhvata. Teško je nazvati srećnom zamišlju to što smo, zavedeni šumnom reklamom, poslali oca ovamo. Vreme vraćeno unatrag... u stvari to lepo zvuči, ali šta je to u suštini? Da li se ovde dobija punovažno, stvarno vreme, vreme u neku ruku odvojeno iz sveže bale sa mirisom novine i boje? Naprotiv. To je sasvim upotrebljeno, od ljudi iznošeno vreme, vreme izlizano i pocepano na mnogo mesta, providno kao sito.

Nic dziwnego, toż to jest czas niejako zwymiotowany – proszę mnie dobrze zrozumieć – czas z drugiej ręki. Pożal się, Boże!...

Ništa čudno, to je nekako izbljuvano vreme – molim da me dobro razumete – vreme iz druge ruke. Žalibože!...

Przy tym cała ta wysoce niewłaściwa manipulacja z czasem. Te zdrożne konszachty, zakradanie się od tyłu w jego mechanizm, ryzykowne paluszkowanie koło jego drażliwych tajemnic! Niekiedy chciałoby się uderzyć w stół i zawołać na całe gardło: – Dość tego, wara wam od czasu, czas jest nietykalny, czasu nie wolno prowokować! Czy nie dość wam przestrzeni? Przestrzeń jest dla człowieka, w przestrzeni możecie bujać do woli, koziołkować, przewracać się, skakać z gwiazdy na gwiazdę. Ale przez miłość boską nie tykać czasu!

Pri tome cela ta nepristojna manipulacija s vremenom. Ta nemoralna domunđavanja, prikradanje odnatrag njegovom mehanizmu; rizično baratanje prstima oko njegovih golicavih tajni! Ponekad čovek dobija volju da lupi po stolu i iz svega grla poviče: »Dosta toga, dalje od vremena, vreme je neprikosnoveno, vreme se ne sme provocirati! Zar vam nije dosta prostora? Prostor je za čoveka, u prostoru možete jurcati koliko vam je volja, premetati se, prevrtati se, skakati sa zvezde na zvedzu. Ali, tako vam boga, ne dirajte vreme!«

Z drugiej strony, czy można żądać ode mnie, żebym sam wypowiedział umowę Doktorowi Gotardowi? Jakakolwiek jest ta nędzna egzystencja ojca, ale widzę go bądź co bądź, jestem z nim razem, mówię z nim... Właściwie winienem Doktorowi Gotardowi nieskończoną wdzięczność.

S druge strane, može li se tražiti od mene da sam otkažem ugovor Doktoru Gotardu? Ma kako da je bedna ta očeva egzistencija, ja ga ipak vidim, zajedno sam s njim, govorim s njim... Zapravo ja Doktoru Gotardu dugujem beskrajnu zahvalnost.

Kilkakrotnie chciałem się z nim otwarcie rozmówić. Ale Doktor Gotard jest nieuchwytny. – Właśnie poszedł do sali restauracyjnej – oznajmia mi pokojówka. Kieruję się tam, gdy dogania mnie ona, ażeby powiedzieć, że się pomyliła. Dr Gotard jest w sali operacyjnej. Spieszę na piętro, zastanawiając się, jakie operacje mogą tu być przeprowadzane, wchodzę do przedsionka i w samej rzeczy każą mi czekać. Dr Gotard wyjdzie za chwilkę, właśnie skończył operację, myje ręce. Widzę go niemal, małego, kroczącego wielkimi krokami, w rozwianym płaszczu, spieszącego przez szereg sal szpitalnych. Po chwili cóż się okazuje? Doktora Gotarda wcale tu nie było, od lat nie przeprowadzono tu żadnej operacji. Doktor Gotard śpi w swoim pokoju, a jego czarna broda sterczy zadarta w powietrze. Pokój zapełnia się chrapaniem jak kłębami chmur, które rosną, piętrzą się, podnoszą na swym skłębieniu Doktora Gotarda wraz z jego łóżkiem, coraz wyżej i wyżej – wielkie patetyczne wniebowstąpienie na falach chrapania i wzdętej pościeli.

Nekoliko puta hteo sam otvoreno da razgovaram s njim. Ali Doktor Gotard je neumoljiv. Baš sad je otišao u salu restoracije – saopštava mi sobarica. Upućujem se tamo, kad me ona stiže da bi mi rekla da se prevarila. Doktor Gotard je u sali za operacije. Žurim na sprat, razmišljajući o tome kakve se operacije tu mogu vršiti, ulazim u trem, i tu mi naređuju da čekam. Doktor Gotard će izaći za trenutak, upravo je završio operaciju, pere ruke. Skoro ga vidim kako korača velikim koracima u raširenom mantilu, žureći se kroz niz bolničkih sala. Trenutak kasnije šta se ispostavlja? Doktora Gotarda ovde uopšte nije ni bilo, već godinama tu nije obavljena nijedna operacija. Doktor Gotard spava u svojoj sobi, a njegova crna brada strči uvis. Soba se ispunjava hrkanjem kao gomilama oblaka koji rastu, gomilaju se, dižu na sebi Doktora Gotarda zajedno sa njegovim krevetom, sve više i više – veliko patetično vaznesenje na talasima hrkanja i nadignute postelje.

Dzieją się tu jeszcze dziwniejsze rzeczy, rzeczy, które zatajam przed samym sobą, rzeczy fantastyczne wprost przez swą absurdalność. Ile razy wychodzę z pokoju, wydaje mi się, że ktoś szybko oddala się spod drzwi i skręca w boczny korytarz. Albo ktoś idzie przede mną, nie odwracając się. To nie jest pielęgniarka. Wiem, kto to jest! – Mamo! – wołam drżącym ze wzburzenia głosem i matka odwraca twarz i patrzy na mnie przez chwilę z błagalnym uśmiechem. Gdzież jestem? Co się tu dzieje? W jaką matnię wplątałem się?

Tu se događaju još čudnije stvari, stvari koje prikrivam pred samim sobom, stvari prosto fantastične po svojoj apsurdnosti. Koliko god puta da izlazim iz sobe, čini mi se da se neko brzo udaljuje od vrata i skreće u bočni hodnik, ili neko ide ispred mene ne osvrćući se. To nije negovateljka. Znam ko je to!  »Mama!«  vičem glasom drhtavim od uzbuđenja, majka okreće lice i trenutak me posmatra sa molećivim osmehom. Gde sam? Šta se tu događa? U kakvu mrežu sam se ja upleo?

 

 

V F

 

 

www.brunoschulz.org