E Bruno ŠULC

 

SANATORIJUM POD KLEPSIDROM

 

I / II / III / IV / V

 

ILUSTRACIJE

 

 

Санаторій "Під клепсидрою" | Санаторій Під Клепсидрою | Санаторій Під Клепсидрою | Санаторый пад клепсідрай | The Sanatorium at the Sign of the Hourglass | El sanatorio del sepulturero

 

 

BRUNO SCHULZ

Sanatorium pod Klepsydrą[1]

 

 

 

BRUNO ŠULC

Sanatorijum pod klepsidrom[2]

I

 

I

Podróż trwała długo. Na tej bocznej, zapomnianej linii, na której tylko raz na tydzień kursuje pociąg – jechało zaledwie parę pasażerów. Nigdy nie widziałem tych wagonów archaicznego typu, dawno wycofanych na innych liniach, obszernych jak pokoje, ciemnych i pełnych zakamarków. Te korytarze załamujące się pod różnymi kątami, te przedziały puste, labiryntowe i zimne miały w sobie coś dziwnie opuszczonego, coś niemal przerażającego. Przenosiłem się z wagonu do wagonu w poszukiwaniu jakiegoś przytulnego kąta. Wszędzie wiało, zimne przeciągi torowały sobie drogę przez te wnętrza, przewiercały na wskroś cały pociąg. Tu i ówdzie siedzieli ludzie z węzełkami na podłodze, nie śmiejąc zająć pustych kanap nadmiernie wysokich. Zresztą te cedrowe, wypukłe siedzenia zimne były jak lód i lepkie od starości. Na pustych stacjach nie wsiadał ani jeden pasażer. Bez gwizdu, bez sapania pociąg ruszał powoli i jakby w zamyśleniu w dalszą drogę.

Put je dugo trajao. Tom sporednom, zaboravljenom prugom, kojom samo jednom nedeljno ide voz – putovalo je jedva nekoliko putnika. Nikada nisam video te vagone arhaičnog tipa, davno povučene iz upotrebe na drugim prugama, prostrane kao sobe, mračne i pune zakutaka. Te hodnike koji se lome pod raznim uglovima, ta pusta lavirintska i hladna kupea imala su u sebi nešto čudno napušteno, nešto što skoro zastrašuje. Prelazio sam iz vagona u vagon tražeći neki prijatan kutak. Svuda je duvalo, hladne promaje su krčile sebi put kroz te unutrašnjosti, skroz bušile ceo voz. Ovde-onde su sa zavežljajima sedeli ljudi na podu, bojeći se da zauzmu preterano visoke prazne otomane. Uostalom, ta ispupčena sedišta prevučena mušemom bila su hladna kao led i lepljiva od starosti. Na pustim stanicama nije ulazio nijedan putnik. Bez zvižduka, bez dahtanja, voz je kretao na dalji put lagano i kao zamišljen.

Przez jakiś czas towarzyszył mi człowiek w podartym mundurze kolejowca, milczący, pogrążony w myślach. Przyciskał chustkę do spuchniętej, obolałej twarzy. Potem i ten gdzieś przepadł, wysiadł niepostrzeżenie na którymś przystanku. Zostało po nim wyciśnięte miejsce w słomie, zalegającej podłogę, i czarna, zniszczona walizka, którą zapomniał.

Neko vreme mi je društvo pravio čovek u pocepanoj železničkoj uniformi, ćutljiv, utonuo u misli. Pritiskao je maramu na oteklo bolesno lice. Onda se i on nekud izgubio, neprimetno sišao na nekoj stanici. Iza njega je ostalo utisnuto mesto u slami koja je prekrivala pod, i crn, otrcan kofer, koji je bio zaboravio.

Brodząc w słomie i odpadkach, szedłem chwiejnym krokiem od wagonu do wagonu. Drzwi przedziałów chwiały się w przeciągu, na przestrzał otwarte. Nigdzie ani jednego pasażera. Wreszcie spotkałem konduktora w czarnym mundurze służby kolejowej tej linii. Owijał szyję grubą chustką, pakował swoje manatki, latarkę, książkę urzędową. - Dojeżdżamy, panie - rzekł, spojrzawszy na mnie całkiem białymi oczyma. Pociąg powoli stawał, bez sapania, bez stukotu, jak gdyby życie powoli zeń uchodziło wraz z ostatnim tchnieniem pary. Stanęliśmy. Cisza i pustka, żadnego budynku stacyjnego. Pokazał mi jeszcze, wysiadając, kierunek, w którym leżało Sanatorium. Z walizką w ręku poszedłem białym wąskim gościńcem, uchodzącym niebawem w ciemny gąszcz parku. Z pewną ciekawością przyglądałem się pejzażowi. Droga, którą szedłem, wznosiła się i wyprowadzała na grzbiet łagodnej wyniosłości, z której obejmowało się wielki widnokrąg. Dzień był całkiem szary, przygaszony, bez akcentów.  I może pod wpływem tej aury, ciężkiej i bezbarwnej, ciemniała cała ta wielka misa horyzontu, na której aranżował się rozległy, lesisty krajobraz ułożony kulisowe z pasm i warstw zalesienia, coraz dalszych i bardziej szarych, spływających smugami, łagodnymi spadami, to z lewej, to z prawej strony. Cały ten ciemny krajobraz, pełen powagi, zdawał się ledwie dostrzegalnie płynąć sam w sobie, przesuwać się mimo siebie jak chmurne i spiętrzone niebo pełne utajonego ruchu. Płynne pasy i szlaki lasów zdawały się szumieć i rosnąć na tym szumie jak przypływ morza wzbierający niedostrzegalnie ku lądowi. Wśród ciemnej dynamiki lesistego terenu wyniesiona biała droga wiła się jak melodia grzbietem szerokich akordów, naciskana naporem potężnych mas muzycznych, które ją w końcu pochłaniały. Uszczknąłem gałązkę z przydrożnego drzewa. Zieleń liści była całkiem ciemna, niemal czarna. Była to czerń dziwnie nasycona, głęboka i dobroczynna jak sen pełen mocy i posilności. I wszystkie szarości krajobrazu były pochodnymi tej jednej barwy. Taki kolor przybiera krajobraz niekiedy u nas w chmurny zmierzch letni, nasycony długimi deszczami. Ta sama głęboka i spokojna abnegacja, to samo zdrętwienie zrezygnowane i ostateczne, nie potrzebujące już pociechy barw.

Gacajući po slami i otpacima, nesigurnim korakom išao sam iz vagona u vagon. Vrata kupea širom otvorena njihala su se na promaji. Nigde nijednog putnika. Najzad sam sreo konduktera u crnoj uniformi železničarske službe na toj pruzi. Uvijao je vrat debelom maramom, pakovao svoje prnje, fenjer, službenu knjižicu. »Stižemo, gospodine«, rekao je, pogledavši me sasvim belim očima. Voz je lagano usporavao bez dahtanja, bez lupe, kao da ga je lagano napuštao život zajedno sa poslednjim dahom pare. Stali smo. Tišina i pustoš, nikakve stanične zgrade. Silazeći, još mi je pokazao pravac u kom se nalazio Sanatorijum. S koferom u ruci pošao sam uskim drumom, koji je ubrzo zalazio u tamni gustiš parka. Sa izvesnom radoznalošću razgledao sam pejzaž. Put kojim sam išao dizao se i izlazio na blagu uzvišicu, sa koje se mogao obuhvatiti širok vidokrug. Dan je bio sasvim siv, tmuran, bez akcenata. I možda pod uticajem te aure, teške i bezbojne, tamnela je cela ta ogromna linija horizonta, u kojoj se raspoređivao prostrani pošumljeni predeo, kao kulise složen od pojaseva i slojeva šuma, sve udaljenijih i sivljih, koje su se u potocima, u blagim padovima spuštale čas s leve, čas s desne strane. Ceo taj tamni predeo, pun dostojanstva, izgledao je kao da neprimetno sam teče u sebi, da promiče pored sebe kao oblačno i nagomilano nebo puno pritajenog kretanja. Tekući pojasevi i drumovi šuma izgledali su kao da žubore i rastu u tom šumu kao morska plima koja lagano nadolazi prema kopnu. Usred tamne dinamike šumovitog terena uzdignuti beli put se vio kao melodija hrptom širokih akorda, podržavana pritiskom moćnih muzičkih masa, koje su je na kraju gutale. Odsekao sam grančicu s drveta kraj puta. Zelenilo lišća bilo je sasvim tamno, skoro crno. Bilo je to crnilo čudno zasićeno, duboko i dobrotvorno kao san pun snage i okrepljenja. I sve sivine predela bile su izvedene iz te jedine boje. Takvu boju dobija predeo ponekad kod nas u tmurni letnji sumrak, zasićen dugim kišama. Ista ona duboka i spokojna abnegacija, ista rezignirana i krajnja ukočenost, kojoj više nije potrebna uteha boja.

 

W lesie było ciemno jak w nocy. Szedłem omackiem po cichym igliwiu. Gdy drzewa się przerzedziły, zadudniły mi pod nogami belki mostu. Na drugim jego końcu, wśród czerni drzew majaczyły szare wielookienne ściany hotelu, reklamującego się jako Sanatorium. Podwójne szklane drzwi u wejścia były otwarte. Wchodziło się w nie wprost z mostku ujętego z obu stron w chwiejne balustrady z gałęzi brzozowych. W korytarzu panował półmrok i solenna cisza. Zacząłem na palcach posuwać się od drzwi do drzwi, czytając w ciemności umieszczone nad nimi numery. Na zakręcie natknąłem się wreszcie na pokojówkę. Wybiegła z pokoju, jakby się wyrwała z czyichś rąk natrętnych, zdyszana i wzburzona. Ledwo rozumiała, co do niej mówiłem. Musiałem powtórzyć. Kręciła się bezradnie.

U šumi je bilo mračno kao u noći. Išao sam pipajući po sitnim iglicama. Kad se drveće proredilo, pod nogama su mi zatutnjale grede mosta. Na njegovom drugom kraju, kroz crnilo drveća, nazirali su se sivi zidovi sa mnoštvom prozora hotela koji se reklamirao kao Sanatorijum. Dvokrilna staklena vrata na ulazu bila su otvorena. U njih se ulazilo pravo s mosta oivičenog sa obe strane klimavim ogradama od brezovih grana. U hodniku su vladali polumrak i svečana tišina. Počeo sam na prstima ići od vrata do vrata, čitajući u mraku brojeve na njima. Na zavijutku sam najzad nabasao na sobaricu. Istrčala je iz sobe, zadihana kao da se otela iz nečijih bezobraznih ruku. Jedva je shvatila šta sam joj govorio. Morao sam da ponovim. Nemoćno se vrtela.

Czy moją depeszę otrzymali? Rozłożyła ręce, jej wzrok powędrował w bok. Czekała tylko na sposobność, by móc skoczyć ku drzwiom wpółotwartym, ku którym zezowała.

Jesu li dobili moj telegram? Raširila je ruke, njen pogled je skrenuo u stranu. Samo je čekala trenutak da može skočiti prema poluotvorenim vratima prema kojima je koso poglédala.

– Przyjechałem z daleka, zamówiłem telegraficznie pokój w tym domu – rzekłem z pewnym zniecierpliwieniem. – Do kogo mam się zwrócić?

– Doputovao sam izdaleka, telegrafski sam poručio sobu u ovoj kući – rekao sam sa izvesnim nestrpljenjem. – Kome treba da se obratim?

Nie wiedziała. – Może pan wejdzie do restauracji – plątała się. – Teraz wszyscy śpią. Gdy pan Doktor wstanie, zamelduję pana.

Nije znala. – Možda da uđete u restoraciju – govorila je zbunjeno. – Sada svi spavaju. Kad gospodin Doktor ustane, prijaviću vas.

  Śpią? Przecież jest dzień, daleko jeszcze do nocy...

  Spavaju? Pa još je dan, još je daleko od noći...

– U nas ciągle śpią. Pan nie wie? – Podniosła na mnie zaciekawione oczy. – Zresztą tu nigdy nie jest noc – dodała z kokieterią. Już nie chciała uciekać, skubała w rękach koronkę fartuszka, kręcąc się.

– Kod nas stalno spavaju. Zar vi ne znate? – Podigla je radoznale oči na mene. – Uostalom, ovde nikada nema noći – dodala je koketno. Više nije htela da beži, rukama je čupala čipku kecelje, vrteći se.

Zostawiłem ją. Wszedłem do ciemnej na wpół restauracji. Stały tu stoliki, wielki bufet zajmował szerokość całej ściany. Po długim czasie uczułem znowu pewien apetyt. Cieszył mnie widok ciast i tortów, którymi obficie były zastawione płyty bufetu.

Ostavio sam je. Ušao sam u polutamnu restoraciju. Tu su stajali stočići, veliki bife je zauzimao širinu celog zida. Posle dužeg vremena opet sam osetio izvestan apetit. Radovao me je prizor kolača i torti koje su obilno pokrivale ploče bifea.

Położyłem walizkę na jednym ze stolików. Wszystkie były puste. Klasnąłem w ręce. Żadnej odpowiedzi. Zajrzałem do sąsiedniej sali, większej i jaśniejszej. Sala ta otwarta była szerokim oknem czy loggią na znany mi już pejzaż, który w obramowaniu framugi stał ze swoim głębokim smutkiem i rezygnacją jak żałobne memento. Na obrusach stolików widać było resztki niedawnego posiłku, odkorkowane butelki, na wpół opróżnione kieliszki. Gdzieniegdzie leżały nawet jeszcze napiwki nie podjęte przez służbę. Wróciłem do bufetu, przyglądając się ciastom i pasztetom. Miały wygląd nader smakowity. Zastanawiałem się, czy wypada samemu się obsłużyć. Uczułem napływ niezwykłego łakomstwa. Zwłaszcza pewien gatunek kruchego ciasta z marmoladą jabłeczną napędzał mi do ust oskomę. Już chciałem podważyć jedno z tych ciast srebrną łopatką, gdy uczułem za sobą czyjąś obecność. Pokojówka weszła na cichych pantoflach i dotykała mi pleców palcami. – Pan Doktor prosi pana – rzekła, oglądając swoje paznokcie.

Stavio sam kofer na jedan stočić. Svi su bili prazni. Zatapšao sam rukama. Nikakva odgovora. Zavirio sam u susednu salu, veću i svetliju. Ta sala je širokim prozorom ili lođom bila otvorena prema već poznatom mi predelu, koji je, uramljen prozorskom arkadom, sa svojom tugom i rezignacijom stajao kao žalosni memento. Na stolnjacima su se videli ostaci nedavnog jela, otčepljene boce, poluispražnjene čaše. Pogdegde su još ležale napojnice koje posluga nije bila pokupila. Vratio sam se bifeu, razgledajući kolače i paštete. Imali su veoma ukusan izgled. Razmišljao sam da li je zgodno da se sam poslužim. Osetio sam navalu neobične lakomosti. Osobita jedna vrsta suvog kolača s pekmezom od jabuka terala mi je vodu na usta. Već sam hteo da poduhvatim srebrnom lopaticom jedan od tih kolača, kad sam iza sebe osetio nečije prisustvo. Sobarica je ušla u mekim papučama i prstima mi doticala pleća: »Gospodin Doktor vas moli«, rekla je posmatrajući svoje nokte.

Szła przede mną – i pewna magnetyzmu, jaki wywierało granie jej bioder, nie odwracała się wcale. Bawiła się nasilaniem tego magnetyzmu, regulując odległość naszych ciał, podczas gdy mijaliśmy dziesiątki drzwi opatrzonych numerami. Korytarz ściemniał się coraz bardziej. W zupełnej już ciemności oparła się przelotnie o mnie. – Tu są drzwi Doktora – szepnęła – proszę wejść.

Išla je ispred mene – i, sigurna u magnetizam koji je izazvalo njihanje bedara, uopšte se nije okretala. Zabavljala se napajanjem tog magnetizma, regulišući razdaljinu naših tela, dok smo prolazili pored desetina vrata snabdevenih brojevima. Hodnik je postajao sve mračniji. U već potpunom mraku za trenutak se naslonila na mene: »To su Doktorova vrata«, šapnula je, »izvolite ući.«

Doktor Gotard przyjął mnie, stojąc na środku pokoju. Był to mężczyzna małego wzrostu, szeroki w barkach, z czarnym zarostem.

Doktor Gotard me je primio stojeći na sredini sobe. Bio je to muškarac malog rasta, širokih pleća, crne brade.

– Dostaliśmy pańską depeszę jeszcze wczoraj – rzekł. – Wysłaliśmy kocz zakładowy na stację, ale przyjechał pan innym pociągiem. Niestety, połączenie kolejowe jest nie najlepsze. Jakże się pan czuje?

– Još juče smo dobili vašu depešu – rekao je. – Poslali smo sanatorijumske kočije na stanicu, ali vi ste doputovali drugim vozom. Na žalost, železničke veze nisu najbolje. Kako se osećate?

– Czy ojciec żyje? – zapytałem, zatapiając wzrok niespokojny w jego uśmiechniętej twarzy.

– Je li otac živ? – upitao sam ga, utapajući svoj uznemireni pogled u njegovo nasmejano lice.

– Żyje, naturalnie – rzekł, wytrzymując spokojnie moje żarliwe spojrzenie. – Oczywiście w granicach uwarunkowanych sytuacją – dodał, przymrużając oczy. – Wie pan równie dobrze jak ja, że z punktu widzenia pańskiego domu, z perspektywy pańskiej ojczyzny – ojciec umarł. To się nie da całkiem odrobić. Ta śmierć rzuca pewien cień na jego tutejszą egzystencję.

– Naravno da je živ – rekao je, mirno izdržavajući moj uporan pogled. – Naravno, u granicama uslovljenim situacijom – dodao je zažmurivši. – Vi isto tako dobro znate kao i ja da je sa gledišta vaše kuće, iz perspektive vaše otadžbine, vaš otac – umro. To se ne može sasvim nadoknaditi. Ta smrt baca izvesnu senku na njegovu ovdašnju egzistenciju.

– Ale ojciec sam nie wie, nie domyśla się? – zapytałem szeptem. Potrząsnął głową z głębokim przekonaniem. – Niech pan będzie spokojny – rzekł przyciszonym głosem – nasi pacjenci nie domyślają się, nie mogą się domyślić...

– Ali otac sam ne zna, ne doseća se? – zapitao sam šapatom. Zavrteo je glavom s dubokim ubeđenjem. – Budite spokojni, – rekao je tišim glasom – naši pacijenti se ne dosećaju, ne mogu se dosetiti...

– Cały trick polega na tym – dodał, gotów mechanizm jego demonstrować na palcach, już ku temu przygotowanych – że cofnęliśmy czas. Spóźniamy się tu z czasem o pewien interwał, którego wielkości niepodobna określić. Rzecz sprowadza się do prostego relatywizmu. Tu po prostu jeszcze śmierć ojca nie doszła do skutku, ta śmierć, która go w pańskiej ojczyźnie już dosięgła.

– Ceo trik se sastoji u tome – dodao je, spreman da prstima već pripremljenim za to pokaže njegov mehanizam – što smo vreme vratili unatrag. Ovde ponekad zakašnjavamo za jedan interval, čija se veličina ne može odrediti. Stvar se svodi na prosti relativizam. Ovde prosto očeva smrt još nije nastupila, ta smrt, koja ga je u vašoj otadžbini već sustigla.

– W takim razie – rzekłem – ojciec jest umierający lub bliski śmierci...

  U tom slučaju, – rekao sam – otac umire ili je blizu samrti.

– Nie rozumie mnie pan – odrzekł tonem pobłażliwego zniecierpliwienia. – Reaktywujemy tu przeszły czas z jego wszystkimi możliwościami, a zatem i z możliwością wyzdrowienia.

– Ne razumete me – odgovorio je tonom snishodljive nestrpljivosti. – Ovde reaktiviramo minulo vreme sa svim njegovim mogućnostima, pa, dakle, i sa mogućnošću ozdravljenja.

Patrzył na mnie z uśmiechem, trzymając się za brodę.

Gledao me je nasmejan, držeći se za bradu.

– Ale teraz zechce pan pewnie zobaczyć się z ojcem. Stosownie do pańskiego zlecenia zarezerwowaliśmy dla pana drugie łóżko w pokoju ojca. Zaprowadzę pana.

– Ali vi sigurno sada želite da se vidite sa ocem. Prema vašoj želji, rezervisali smo vam krevet u očevoj sobi. Odvešću vas.

Gdyśmy wyszli na ciemny korytarz, Doktor Gotard już mówił szeptem. Zauważyłem, że ma na nogach filcowe pantofle, jak pokojówka.

Kad smo ušli u tamni hodnik, Doktor Gotard je već govorio šapatom. Primetio sam da na nogama ima filcane papuče kao i sobarica.

– Dajemy naszym pacjentom długo się wysypiać, oszczędzamy ich energię życiową. Zresztą i tak nie mają tu nic lepszego do roboty.

– Puštamo naše pacijente da dugo spavaju, štedimo im životnu energiju. Uostalom, ovde i tako nemaju ništa bolje da rade.

Pod którymiś tam drzwiami zatrzymał się. Przyłożył palec do ust.

Pred jednim vratima je zastao. Stavio je prst na usta.

– Niechże pan wejdzie cicho – ojciec śpi. Niech się pan także położy. To najlepsze, co pan może w tej chwili uczynić. Do widzenia.

– Uđite tiho. Otac spava. Lezite i vi. To je najbolje što u ovom trenutku možete da učinite. Do viđenja.

– Do widzenia – szepnąłem, czując bicie serca podchodzące mi do gardła. Nacisnąłem klamkę, drzwi poddały się same, uchyliły jak usta otwierające się bezbronnie we śnie. Wszedłem do środka. Pokój był prawie pusty, szary i nagi. Na zwykłym drewnianym łóżku pod małym okienkiem leżał mój ojciec w obfitej pościeli i spał. Głęboki jego oddech wyładowywał całe pokłady chrapania z głębi snu. Cały pokój zdawał się być już wyłożony tym chrapaniem, od podłogi do sufitu, a wciąż jeszcze przybywały nowe pozycje. Pełen wzruszenia patrzyłem na wychudzoną, zmizerowaną twarz ojca, pochłoniętą teraz całkiem przez tę pracę chrapania, twarz, która w dalekim transie – porzuciwszy swą ziemską powłokę – spowiadała się gdzieś na odległym brzegu ze swej egzystencji uroczystym wyliczaniem swych minut.

– Do viđenja – prošaputao sam, osećajući kako mi se srce lupajući diže pod grlo. Pritisnuo sam kvaku, vrata sama ustupiše, otvoriše se kao usta koja se nemoćno šire u snu. Ušao sam unutra. Soba je bila skoro prazna, siva i gola. Na običnom drvenom krevetu pod malim prozorčetom ležao je moj otac u obilnoj posteljini i spavao. Njegovo duboko disanje oslobađalo je cele slojeve hrkanja iz dubine sna. Cela soba je izgledala kao da je ispunjena tim hrkanjem, od poda do tavanice, a uz to su još dolazile nove količine. Pun uzbuđenja posmatrao sam slabo, omršavelo očevo lice, koje je u dalekom transu – napustivši svoju zemaljsku masku – negde na dalekoj obali ispovedalo svoju egzistenciju svečanim odbrajanjem svojih minuta.

Drugiego łóżka nie było. Od okna ciągnęło przenikliwe zimno. Piec był nieopalony.

Drugog kreveta nije bilo. Od prozora je dopirala oštra hladnoća. Peć nije gorela.

Nie zdają się tu zbytnio troszczyć o pacjentów – myślałem sobie. Tak chory człowiek wydany na pastwę przeciągów! I nikt chyba tu nie sprząta. Gruba warstwa kurzu zalegała podłogę, pokrywała szafkę nocną z lekarstwami i ze szklanką wystygłej kawy. Na bufecie leżą stosy ciastek, a pacjentom dają czystą czarną kawę zamiast czegoś posilnego! Ale wobec dobrodziejstw cofniętego czasu jest to naturalnie drobnostką.

 

 

 

 

Ne izgleda da se ovde mnogo brinu za pacijente, mislio sam u sebi. Tako bolestan čovek predat na milost i nemilost promaje! I sigurno ovde niko ne sprema. Debeo sloj prašine pokrivao je pod, noćni ormančić sa lekovima i čašom ohlađene kafe. Na bifeu leže gomile kolača, a pacijentima se daje čista crna kafa mesto nečeg hranljivog! Ali u poređenju sa dobročinstvom vremena vraćenog unatrag to je, naravno, sitnica.

Rozebrałem się powoli i wsunąłem się do łóżka ojca. Nie obudził się. Chrapanie jego tylko, widocznie za wysoko już spiętrzone, zeszło o oktawę niżej, rezygnując z gómolotności swej deklamacji. Stało się niejako prywatnym chrapaniem, na własny użytek. Obcisnąłem dookoła ojca pierzynę, chroniąc go, ile możności, od wiejącego z okna przeciągu. Wkrótce zasnąłem obok niego.

Lagano sam se svukao i uvukao u očev krevet. Nije se probudio. Samo je njegovo hrkanje, očevidno već previsoko podignuto, sišlo za oktavu niže, napuštajući uzvišenost svoje deklamacije. Postalo je neko privatno hrkanje, za sopstvenu upotrebu. Ušuškao sam oko oca perinu, zaklanjajući ga, koliko je to bilo moguće, od promaje koja je duvala od prozora. Uskoro sam zaspao pokraj njega.

 

 

 

II  F

www.brunoschulz.org



[1] Sanatorium pod Klepsydrą / Bruno Schulz. – [Ilustrator: Bruno Schulz]. – Wiadomości Literackie (Warszawa), 1935 (21. IV), nr 16; s. 4-5; 6 ill. >> SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ / Bruno Schulz. – Warszawa: Towarzystwo Wydawnicze "Rój", 1937. – 262 p. 33 ill.

[2] [Bruno Šulc: Prodavnice cimetove boje, s poljskog preveo Stojan Subotin, Nolit : Beograd, 1961, str. 265 8 Antologija poljske fantastike, priredio Stojan Subotin, Nolit : Beograd, 1969, str. 187-241]