ç  SKLEPY CYNAMONOWE  è

 

Los Maniquies / Манекены / Manekenai / Mannequins / Манэкіны / Los maniquíes

 

 

Bruno Schulz

 

Manekiny [1]

 

 

Ta ptasia impreza mego ojca była ostatnim wybuchem kolorowości, ostatnim i świetnym kontrmarszem fantazji, który ten niepoprawny improwizator, ten fechtmistrz wyobraźni poprowadził na szańce i okopy jałowej i pustej zimy. Dziś dopiero rozumiem samotne bohaterstwo, z jakim sam jeden wydał on wojnę bezbrzeżnemu żywiołowi nudy drętwiącej miasto. Pozbawiony wszelkiego poparcia, bez uznania z naszej strony bronił ten mąż przedziwny straconej sprawy poezji. Był on cudownym młynem, w którego leje sypały się otręby pustych godzin, ażeby w jego trybach zakwitnąć wszystkimi kolorami i zapachami korzeni Wschodu. Ale przywykli do świetnego kuglarstwa tego metafizycznego prestidigitatora, byliśmy skłonni zapoznawać wartość jego suwerennej magii, która nas ratowała od letargu pustych dni i nocy. Adeli nie spotkał żaden wyrzut za jej bezmyślny i tępy wandalizm. Przeciwnie, czuliśmy jakieś niskie zadowolenie, haniebną satysfakcję z ukrócenia tych wybujałości, których kosztowaliśmy łakomie do syta, ażeby potem uchylić się perfidnie od odpowiedzialności za nie. A może był w tej zdradzie i tajny pokłon w stronę zwycięskiej Adeli, której przypisywaliśmy niejasno jakąś misję i posłannictwo sił wyższego rzędu. Zdradzony przez wszystkich, wycofał się ojciec bez walki z miejsc swej niedawnej chwały. Bez skrzyżowania szpad oddał w ręce wroga domenę swej byłej świetności. Dobrowolny banita usunął się do pustego pokoju na końcu sieni i oszańcował się tam samotnością.

 

 

Bruno Šulc

 

Manekeni [2]

 

 

To ptičje preduzeće moga oca bila je poslednja eksplozija šarenila, poslednji sjajni kontramarš fantazije, koji je taj nepopravljivi improvizator, taj mačevalac mašte poveo na šančeve i opkope jalove i prazne zime. Tek danas shvatam samotno junaštvo s kojim je on sam objavio rat beskrajnoj stihiji dosade koja je mučila grad. Lišen svake pomoći, bez priznanja s naše strane, taj čudni čovek branio je stvar poezije. Bio je čudesan mlin u čije mućnjake su padale mekinje praznih sati, da u njegovim žlebovima procvetaju svim bojama i mirisima istočnog korenja. Ali, navikli na sjajno mađioničarstvo tog metafizičkog magičara, bili smo skloni da se upoznajemo sa vrednošću njegove suverene magije, koja nas je spasavala od letarga praznih dana i noći. Adeli niko ništa nije prebacio za njen besmisleni i tupi vandalizam. Naprotiv, osećali smo neko nisko zadovoljstvo, sramnu satisfakciju što je ukroćeno ovo preobilje u kome smo lakomo uživali, dok se nismo zasitili, da bismo se posle perfidno izvukli od odgovornosti za njega. A možda je u toj izdaji bilo i tajnog poklona upućenog pobednici Adeli, kojoj smo pripisivali neku misiju i posledništvo sile višeg reda. Izdat od svih, otac se bez borbe povukao sa mesta svoje nekadašnje slave. Ne ukrstivši špade, predao je u neprijateljske ruke domen svog nekadašnjeg sjaja. Dobrovoljni izgnanik se povukao u praznu sobu na kraju trema i ušančio u samoću.

 

Zapomnieliśmy o nim.

Zaboravili smo na njega.

Obległa nas znowu ze wszech stron żałobna szarość miasta, zakwitając w oknach ciemnym liszajem świtów, pasożytniczym grzybem zmierzchów, rozrastającym się w puszyste futro długich nocy zimowych. Tapety pokojów, rozluźnione błogo za tamtych dni i otwarte dla kolorowych lotów owej skrzydlatej czeredy, zamknęły się znów w sobie, zgęstniały plącząc się w monotonii gorzkich monologów.

Ponovo nas je sa svih strana opkolilo tužno sivilo grada, procvetavajući u prozorima tamnim lišajem osvita, parazitskom gljivom sumraka, koji su prerastali u meko krzno dugih zimskih noći. Sobne tapete, lako olabavljene za vreme onih dana i otvorene za šarene letove one krilate gomile, ponovo su se zatvorile u same sebe, zgusnule uplićući se u monotoniju gorkih monologa.

Lampy poczerniały i zwiędły jak stare osty i bodiaki. Wisiały teraz osowiale i zgryźliwe. dzwoniąc cicho kryształkami szkiełek, gdy ktoś przeprawiał się omackiem przez zmierzch pokoju. Na próżno wetknęła Adela we wszystkie ramiona tych lamp kolorowe świece. nieudolny surogat, blade wspomnienie świetnych iluminacji, którymi kwitły niedawno wiszące ich ogrody. Ach! gdzie było to świergotliwe pączkowanie, to owocowanie pośpieszne i fantastyczne w bukietach tych lamp, z których jak z pękających czarodziejskich tortów ulatywały skrzydlate fantazmaty, rozbijające powietrze na talie kart magicznych, rozsypując je w kolorowe oklaski, sypiące się gęstymi łuskami lazuru, pawiej, papuziej zieleni, metalicznych połysków, rysując w powietrzu linie i arabeski, migotliwe, ślady lotów i kołowań, rozwijając kolorowe wachlarze trzepotów, utrzymujące się długo po przelocie w bogatej i błyskotliwej atmosferze. Jeszcze teraz kryły się w głębi zszarzałej aury echa i możliwości barwnych rozbłysków, lecz nikt nie nawiercał fletem, nie doświadczał świdrem zmętniałych słojów powietrznych.

Lampe su pocrnele i uvele kao stare bodlje i drač. Sada su visile otupele i svadljive, tiho zveckajući kristalićima stakla kad bi neko pipajući prolazio kroz sumrak sobe. Uzalud je Adela u sve krakove tih lampi postavila šarene sveće, jadni surogat, bledu uspomenu sjajnih iluminacija, kojim su još nedavno cvetali njihovi vrtovi. Ah! Kuda se delo to cvrkutavo pupljenje, to žurno i fantastično zametanje plodova u buketima tih lampi, iz kojih su kao iz čarobnih torti uz prasak poletale krilate fantazme, razbijajući vazduh na talije magičnih karata, rasipajući ih u šaren pljesak, prepun gustih krljušti lazura, paunovog, papagajskog zelenila, metalnih odsjaja, izvlačeći u vazduhu linije i arabeske, treptave tragove letova i kruženja, razvijajući šarene lepeze zamahnutih krila koji su se održavali još dugo posle preleta u bogatoj i sjajnoj atmosferi. Još i sada su se u dubini posivele aure krili odjeci i mogućnosti šarenih blesaka, ali niko nije flautom bušio, svrdlom uznemiravao pomućene slojeve vazduha.

 

Tygodnie te stały pod znakiem dziwnej senności.

Te nedelje su proticale u znaku čudne sanjivosti.

Łóżka cały dzień nie zaścielone, zawalone pościelą zmiętą i wytarzaną od ciężkich snów, stały jak głębokie łodzie gotowe do odpływu w mokre i zawiłe labirynty jakiejś czarnej, bezgwiezdnej Wenecji. O głuchym świcie Adela przynosiła nam kawę. Ubieraliśmy się leniwie w zimnych pokojach, przy świetle świecy odbitej wielokrotnie w czarnych szybach okien. Poranki te były pełne bezładnego krzątania się, rozwlekłego szukania w różnych szufladach i szafach. Po całym mieszkaniu słychać było kłapanie pantofelków Adeli. Subiekci zapalali latarnie, brali z rąk matki wielkie klucze sklepowe i wychodzili w gęstą, wijącą ciemność. Matka nie mogła dojść do ładu z toaletą. Świece dogasały w lichtarzu. Adela przepadała gdzieś w odległych pokojach lub na strychu, gdzie rozwieszała bieliznę. Nie można jej się było dowołać. Młody jeszcze, mętny i brudny ogień w piecu lizał zimne, błyszczące narośle sadzy w gardzieli komina. Świeca gasła, pokój pogrążał się w ciemności. Z głowami na obrusie stołu, wśród resztek śniadania zasypialiśmy na wpół ubrani. Leżąc twarzami na futrzanym brzuchu ciemności, odpływaliśmy na jego falistym oddechu w bezgwiezdną nicość. Budziło nas głośne sprzątanie Adeli. Matka nie mogła uporać się z toaletą. Nim skończyła czesanie, subiekci wracali na obiad. Mrok na rynku przybierał kolor złotawego dymu. Przez chwilę z tych dymnych miodów, z tych mętnych bursztynów mogły się rozpawić kolory najpiękniejszego popołudnia. Ale szczęśliwy moment mijał, amalgamat świtu przekwitał, wezbrany ferment dnia, już niemal dościgły, opadał z powrotem w bezsilną szarość. Zasiadaliśmy do stołu, subiekci zacierali czerwone z zimna ręce i nagle proza ich rozmów sprowadzała od razu pełny dzień, szary i pusty wtorek, dzień bez tradycji i bez twarzy. Ale gdy pojawiał się na stole półmisek z rybą w szklistej galarecie, dwie duże ryby leżące bok przy boku, głową do ogona jak figura zodiakalna, odpoznawaliśmy w nich herb owego dnia, emblemat kalendarzowy bezimiennego wtorku, i rozbieraliśmy go pospiesznie między siebie, pełni ulgi, że dzień odzyskał w nim swą fizjonomię.

Kreveti po ceo dan nezastrti, pretrpani posteljinom izgužvanom i uvaljanom od teških snova, stajali su kao duboke lađe spremne da otplove u mokre i složene lavirinte neke crne Venecije bez zvezda. U gluvo jutro Adela nam je donosila kafu. Lenjo smo se odevali u hladnim sobama, pri svetlu sveće koja se mnogokratno ogledala u crnim oknima prozora. Ta jutra su bila puna smušenog kretanja, dugog traženja po raznim fiokama i ormanima. Po celom stanu se čulo šljapkanje Adelinih papučica. Kalfe su palile fenjere, uzimale iz majčinih ruku ključeve od radnje i izlazile u gust, uzvitlani mrak. Majka nije mogla da izađe nakraj s toaletom. Sveće su dogorevale u svećnjaku. Adela bi se zamajala negde u dalekim sobama ili na tavanu, gde je prostirala rublje. Nemoguće je bilo dozvati je. Još mlada, mutna i prljava vatra u peći lizala je hladne, sjajne izrasline čađi u grlu dimnjaka. Sveća se gasila, soba je tonula u mrak. S glavama na stolnjaku, između ostataka doručka padali smo poluodeveni u san. Ležeći licima na krznenom trbuhu mraka, otplivali bismo na njegovom talasavom dahu u bezzvezdano ništavilo. Budilo nas je šumno Adelino spremanje. Majka nije mogla da izađe nakraj sa toaletom. Pre no što bi završila sa češljanjem, pomoćnici su se vraćali na ručak. Mrak na trgu je dobijao boju zlaćanog dima. U jednom trenutku iz tog dimnog meda, iz tih mutnih ćilibara, mogle su se razviti boje najlepšeg popodneva. Ali srećni trenutak je prolazio, amalgam osvita je precvetavao, narasli ferment dana, skoro već završen, ponovo je padao u nemoćno sivilo. Sedali smo za sto, pomoćnici su trljali ruke crvene od hladnoće i, iznenada, proza njihovih razgovora donosila je odjednom puni dan, sivi i prazni utorak, dan bez tradicije i bez lika. Ali kada se na stolu javljala činija sa ribom u staklastim pihtijama, dve velike ribe koje su ležale jedna pored druge, glavama prema repovima kao figura zodijaka, raspoznavali smo u njima grb toga dana, kalendarski amblem bezimenog utorka, i žurno smo ga delili između sebe, puni olakšanja, što je dan u njemu našao svoj lik.

Subiekci spożywali go z namaszczeniem, z powagą kalendarzowej ceremonii. Zapach pieprzu rozchodził się po pokoju. A gdy wytarli bułką ostatek galarety ze swych talerzy, rozważając w myśli heraldykę następnych dni tygodnia, i na półmisku zostawały tylko głowy z wygotowanymi oczyma czuliśmy wszyscy, że dzień został wspólnymi siłami pokonany i że reszta nie wchodziła już w rachubę.

Pomoćnici su ga jeli pobožno, s dostojanstvom kalendarske ceremonije. Miris bibera se širio po sobi. A kad bismo hlebom pokupili ostatak pihtija sa svojih tanjira, u mislima pretresajući heraldiku sledećih dana u nedelji, a u činiji bi ostale samo glave sa iskuvanim očima – svi bismo osećali da je dan savladan zajedničkim snagama i da se sa ostatkom više nije računalo.

W samej rzeczy z resztą tą, wydaną na jej łaskę, Adela nie robiła sobie długich ceregieli. W śród brzęku garnków i chlustów zimnej wody likwidowała z energią tych parę godzin do zmierzchu, które matka przesypiała na otomanie. Tymczasem w jadalni przygotowywano już scenerię wieczoru. Polda i Paulina, dziewczęta do szycia, rozgospodarowywały się w niej z rekwizytami swego fachu. Na ich ramionach wniesiona wchodziła do pokoju milcząca, nieruchoma pani, dama z kłaków i płótna, z czarną drewnianą gałką zamiast głowy. Ale ustawiona w kącie, między drzwiami a piecem, ta cicha dama stawała się panią sytuacji. Ze swego kąta, stojąc nieruchomo, nadzorowała w milczeniu pracę dziewcząt. Pełna krytycyzmu i niełaski przyjmowała ich starania i umizgi, z jakimi przyklękały przed nią, przymierzając fragmenty sukni, znaczone białą fastrygą. Obsługiwały z uwagą i cierpliwością milczący idol, którego nic zadowolić nie mogło. Ten moloch był nieubłaganym, jak tylko kobiece molochy być potrafią, i odsyłał je wciąż na nowo do pracy, a one, wrzecionowate i smukłe, podobne do szpuli drewnianych, z których odwijały się nici, i tak ruchliwe jak one, manipulowały zgrabnymi ruchami nad tą kupą jedwabiu i sukna, wcinały się szczękającymi nożycami w jej kolorową masę, furkotały maszyną, depcąc pedał lakierkową, tanią nóżką, a dookoła nich rosła kupa odpadków, różnokolorowych strzępów i szmatek, jak wyplute łuski i plewy dookoła dwóch wybrednych i marnotrawnych papug. Krzywe szczęki nożyc otwierały się ze skrzypieniem, jak dzioby tych kolorowych ptaków.

Ustvari sa tim ostatkom koji joj je bio predat na milost i nemilost, Adela se nije mnogo cifrala. Uz lupu lonaca i pljuskove hladne vode  energično je likvidirala tih nekoliko sati do sumraka, koje bi majka prespavala na otomanu. Za to vreme je u trpezariji već pripreman dekor večeri. Polda i Paulina, švalje, širile bi se u njoj sa rekvizitima svoga faha. Uneta na njihovim ramenima, ulazila bi u sobu ćutljiva, nepokretna gospođa od dlaka i krpa s drvenom kuglom mesto glave. Ali postavljena u ugao, između vrata i peći, ta tiha dama postajala je gospodar situacije. Iz svoga ugla, stojeći mirno, ćutke je nadzirala rad devojaka. Puna kriticizma i nemilosti primala je njihovo obigravanje i umiljavanja, s kojim su se spuštali pred njom na kolena, mereći delove haljine, obeležene belim fircom. Pažljivo i strpljivo su služile ćutljivi idol, koga ništa nije moglo zadovoljiti. Taj moloh je bio neumoljiv, kako samo mogu biti ženski molosi, i stalno ih je ponova slao na posao, a one, vretenaste i vitke, nalik na drvene kaleme sa kojih se odvija konac, i tako pokretljive kao oni, baratale su veštim rukama iznad te gomile svile i sukna, šuškale mašinom, pritiskujući pedal lakiranom, jevtinom kožicom, a oko njih je rasla gomila otpadaka, raznobojnih ostataka i krpica, kao ispljuvane ljuske i pleva oko dva prefinjena i rasipna papagaja. Krive čeljusti makaza otvarale su se sa škripom, kao kljunovi tih šarenih ptica.

 

Dziewczęta deptały nieuważnie po barwnych obrzynkach, brodząc nieświadomie niby w śmietniku możliwego jakiegoś karnawału, w rupieciarni jakiejś wielkiej nieurzeczywistnionej maskarady. Otrzepywały się ze szmatek z nerwowym śmiechem, łaskotały oczyma zwierciadła. Ich dusze, szybkie czarodziejstwo ich rąk było nie w nudnych sukniach, które zostawały na stole, ale w tych setkach odstrzygnięć, w tych wiórach lekkomyślnych i płochych, którymi zasypać mogły całe miasto, jak kolorową fantastyczną śnieżycą. Nagle było im gorąco i otwierały okno, ażeby w niecierpliwości swej samotni, w głodzie obcych twarzy, przynajmniej bezimienną twarz zobaczyć, do okna przyciśniętą. Wachlowały rozpalone swe policzki przed wzbierającą firankami nocą zimową – odsłaniały płonące dekolty, pełne nienawiści do siebie i rywalizacji, gotowe stanąć do walki o tego pierrota, którego by ciemny powiew nocy przywiał na okno. Ach! jak mało wymagały one od rzeczywistości. Miały wszystko w sobie, miały nadmiar wszystkiego w sobie. Ach! byłby im wystarczył pierrot wypchany trocinami, jedno-dwa słowa, na które od dawna czekały, by móc wpaść w swą rolę dawno przygotowaną, z dawna tłoczącą się na usta, pełną słodkiej i strasznej goryczy, ponoszącą dziko, jak stronice romansu połykane nocą wraz ze łzami ronionymi na wypieki lic.

Devojke su nemarno gazile po šarenim parčićima, gacajući besvesno kao po smetlištu nekog mogućeg karnevala, u staretinarnici neke neostvarene maskarade. Otresale su krpice sa sebe smejući se nervozno, očima su golicale ogledala. Njihove duše, brzo čarobnjaštvo njihovih ruku nije bilo u dosadnim haljinama, koje su ostajale na stolu, nego u tim stotinama odsečenih komadića, u tom lakomislenom i plašljivom iverju, kojim su mogli zasuti ceo grad, kao šarenom fantastičnom mećavom. Iznenada bi im postalo vrućina pa su otvarale prozor, da bi u nestrpljivosti svoje samoće, u gladi stranih lica, videle makar i bezimeno lice pritisnuto uz prozor. Hladile su zažarene obraze pred zimskom noći koja je nadolazila iza zavesa – otkrivale su vrela dekoltea, pune uzajamne mržnje i rivalstva, spremne da se bore za pjeroa kog bi im tamni dah noći bacio na prozor. Ah! kako su malo one tražile od stvarnosti. Sve su imale u sebi, imale su i previše svega u sebi. Ah! bio bi im dovoljan pjero ispunjen piljevinom, jedno dve reči, na koje su odavna čekale, da bi mogle da uđu u svoju davno pripremljenu ulogu, onu koja se odavno gurala na usta, punu slatke i strašne gorčine, koja ih je divlje uzbuđivala, kao stranice romana gutane po noći zajedno sa suzama ronjenim niz crvene pečate na licu.

Podczas jednej ze swych wędrówek wieczornych po mieszkaniu, przedsiębranych pod nieobecność Adeli, natknął się mój ojciec na ten cichy seans wieczorny. Przez chwilę stał w ciemnych drzwiach przyległego pokoju, z lampą w ręku, oczarowany sceną pełną gorączki i wypieków, tą idyllą z pudru, kolorowej bibułki i atropiny, której jako tło pełne znaczenia podłożona była noc zimowa, oddychająca wśród wzdętych firanek okna. Nakładając okulary, zbliżył się w paru krokach i obszedł dookoła dziewczęta, oświecając je podniesioną w ręku lampą. Przeciąg z otwartych drzwi podniósł firanki u okna, panienki dawały się oglądać, kręcąc się w biodrach, polśniewając emalią oczu, lakiem skrzypiących pantofelków, sprzączkami podwiązek pod wzdętą od wiatru sukienką; szmatki jęły umykać po podłodze, jak szczury, ku uchylonym drzwiom ciemnego pokoju, a ojciec mój przyglądał się uważnie prychającym osóbkom, szepcąc półgłosem: Genus avium... jeśli się nie mylę, scansores albo pistacci... w najwyższym stopniu godne uwagi.

Za vreme jednog od svojih večernjih lutanja po stanu, preduzetih za vreme Adelina odsustva, moj otac je nabasao na tu tihu večernju seansu. Trenutak je stajao u tamnim vratima susedne sobe, s lampom u rukama, opčaran scenom punom groznice i crvenih pečata na licu, tom idilom od pudera, šarene hartije i propina, kojoj je kao pozadina puna značenja bila postavljena zimska noć što je disala između dignutih prozorskih zavesa. Stavljajući naočare, približio se na nekoliko koraka i obišao oko devojaka, osvetljavajući ih lampom podignutom u ruci. Promaja iz otvorenih vrata podigla je zavese na prozoru, devojke su dozvoljavale da ih razgleda, njihajući se u bedrima, svetlucajući emaljem očiju, lakom škripavih papučica, kopčama podvezica pod haljinom podignutom od vetra; krpice počeše bežati po podu, prema otvorenim vratima tamne sobe, kao pacovi, a moj otac je pažljivo posmatrao ta stvorenja što su bežala, šapućući poluglasno: „Genus avium … ako se ne varam scansores ili pistacci... u najvećoj meri dostojne pažnje.”

Przypadkowe to spotkanie stało się początkiem całej serii seansów, podczas których ojciec mój zdołał rychło oczarować obie panienki urokiem swej przedziwnej osobistości. Odpłacając się za pełną galanterii i dowcipu konwersację, którą zapełniał im pustkę wieczorów – dziewczęta pozwalały zapalonemu badaczowi studiować strukturę swych szczupłych i tandetnych ciałek. Działo się to w toku konwersacji, z powagą i wytwornością, która najryzykowniejszym punktom tych badań odbierała dwuznaczny ich pozór. Odsuwając pończoszkę z kolana Pauliny i studiując rozmiłowanymi oczyma zwięzłą i szlachetną konstrukcję przegubu, ojciec mój mówił: Jakże pełna uroku i jak szczęśliwa jest forma bytu, którą panie obrały. Jakże piękna i prosta jest teza, którą dano wam swym życiem ujawnić. Lecz za to z jakim mistrzostwem, z jaką finezją wywiązują się panie z tego zadania. Gdybym odrzucając respekt przed Stwórcą, chciał się zabawić w krytykę stworzenia, wołałbym: mniej treści, więcej formy! Ach, jakby ulżył światu ten ubytek treści. Więcej skromności w zamierzeniach, więcej wstrzemięźliwości w pretensjach panowie demiurdzy a świat byłby doskonalszy! – wołał mój ojciec akurat w momencie, gdy dłoń jego wyłuskiwała białą łydkę Pauliny z uwięzi pończoszki. W tej chwili Adela stanęła w otwartych drzwiach jadalni, niosąc tacę z podwieczorkiem. Było to pierwsze spotkanie dwu tych wrogich potęg od czasu wielkiej rozprawy. My wszyscy, którzy asystowaliśmy przy tym spotkaniu, przeżyliśmy chwilę wielkiej trwogi. Było nam nad wyraz przykro być świadkami nowego upokorzenia i tak już ciężko doświadczonego męża. Mój ojciec powstał z klęczek bardzo zmieszany, falą po fali zabarwiała się jego twarz coraz ciemniej napływem wstydu. Ale Adela znalazła się niespodzianie na wysokości sytuacji. Podeszła z uśmiechem do ojca i dała mu prztyczka w nos. Na to hasło Polda i Paulina klasnęły radośnie w dłonie, zatupotały nóżkami i uwiesiwszy się z obu stron u ramion ojca, obtańczyły z nim stół dookoła. W ten sposób, dzięki dobremu sercu dziewcząt, rozwiał się zarodek przykrego konfliktu w ogólnej wesołości.

 

Taj slučajan susret bio je početak cele serije seansi, za vreme kojih je moj otac brzo uspeo da opčara obe devojke lepotom svoje prečudne ličnosti. Plaćajući mu za punu galanteriju i duhovitu konverzaciju kojom im je ispunjavao praznine večeri – devojke su dozvoljavale strasnom istraživaču da studira strukturu njihovih vitkih – jednostavnih, malih tela. To se dešavalo u toku konverzacije, s dostojanstvom i elegancijom, koja je najrazličitijim tačkama tih ispitivanja oduzimala njihovu dvosmislenost. Smičući čarapu sa Paulininog kolena i zaljubljenim očima proučavajući sažetu i plemenitu konstrukciju pregiba, moj otac bi govorio: „Kako je puna lepote i kako srećna forma života koju su gospođice izabrale. Kako je lepa i prosta teza koja vam je data da je izrazite svojim životom. Ali zato s kakvim majstorstvom, s kakvom delikatnošću vi izvršavate taj zadatak. Kad bih, odbacujući poštovanje pred Stvoriteljem, hteo da se malo zabavim kritikom stvorenja, vikao bih – manje sadržaja, više forme! Ah, kako bi svetu bilo lakše od tog gubitka sadržaja. Više skromnosti u namerama, više uzdržljivosti u pretenzijama – gospodo Demijurzi – i svet bi bio savršeniji!” vikao je moj otac baš u trenutku kad je njegov dlan izvlačio beo Paulinin list iz čarape. Tog trenutka u otvorenim vratima trpezarije pojavila se Adela noseći poslužavnik sa užinom. Bio je to prvi susret te dve neprijateljske sile posle velikog obračuna. Svi mi koji smo prisustvovali tom susretu, preživeli smo trenutak velikog straha. Bilo nam je neiskazivo neprijatno što ćemo biti svedoci novog poniženja i tako već teško pogođenog čoveka. Moj otac se digao sa kolena veoma zbunjen, njegovo lice je pokrivao talas sve tamnije navale stida. Ali se Adela neočekivano pokazala na visini situacije. Osmehnuta je prišla ocu i kvrcnula ga u nos. Na taj znak Polda i Paulina su radosno zatapšale, zalupale nogama i obesivši se s obe strane o očeve ruke, obigrale unaokolo sto sa njim. Na taj način, zahvaljujući dobrom srcu devojaka u opštoj veselosti, razvejan je začetnik neprijatnog konflikta.

Oto jest początek wielce ciekawych i dziwnych prelekcji, które mój ojciec, natchniony urokiem tego małego i niewinnego audytorium, odbywał w następnych tygodniach owej wczesnej zimy.

To je bio početak veoma interesantnih i čudnih predavanja, koja je moj otac, nadahnut čarom tog malog i nevinog auditorija, držao sledećih nedelja ove rane zime.

Jest godne uwagi, jak w zetknięciu z niezwykłym tym człowiekiem rzeczy wszystkie cofały się niejako do korzenia swego bytu, odbudowywały swe zjawisko aż do metafizycznego jądra, wracały niejako do pierwotnej idei, ażeby w tym punkcie sprzeniewierzyć się jej i przechylić w te wątpliwe, ryzykowne i dwuznaczne regiony, które nazwiemy tu krótko regionami wielkiej herezji. Nasz herezjarcha szedł wśród rzeczy jak magnetyzer, zarażając je i uwodząc swym niebezpiecznym czarem. Czy mam nazwać i Paulinę jego ofiarą? Stała się ona w owych dniach jego uczennicą, adeptką jego teoryj, modelem jego eksperymentów.

Zaslužuje pažnju to kako su se u dodiru sa tim neobičnim čovekom sve stvari povlačile nekako do korena svoje biti, obnavljale svoju pojavu čak do metafizičkog jezgra, vraćale se nekako ka prvobitnoj ideji, da bi je u toj tački izdale i prešle u one sumnjive rizične dvosmislene regione koje ćemo ovde kratko nazvati regionima velike jeresi. Naš herezijarh je išao kroz stvari kao magnetizer, zaražujući ih i zavodeći svojim opasnim čarom. Treba li da i Paulinu nazovem njegovom žrtvom? Tih dana ona je postala njegova učenica, adept njegovih teorija, model njegovih eksperimenata.

Tutaj postaram się wyłożyć z należytą ostrożnością, i unikając zgorszenia, tę nader kacerską doktrynę, która opętała wówczas na długie miesiące mego ojca i opanowała wszystkie jego poczynania.

Ovde ću se postarati da sa potrebnom opreznošću, i izbegavajući sablazni, izložim tu preterano jeretičku doktrinu, koja je u to vreme na duge mesece opčarala moga oca i zagospodarila svim onim što je preduzimao.

 

 

Preveo Stojan Subotin

 

ç  SKLEPY CYNAMONOWE  è



[1] http://monika.univ.gda.pl/~literat/shulz/0004.htm

[2]  Bruno Šulc: Prodavnice cimetove boje, s poljskog preveo dr Stojan Subotin. – Beograd : Nolit, 1961. – 265 str.