www.brunoschulz.org

------------------------------------

 

 

ç  SKLEPY CYNAMONOWE  è

 

Трактат про манекени, або друга Книга Буття / Tratado de los maniquíes o El segundo libro del Génesis / Трактат о манекенах, или Вторая книга рода / Traktatas apie manekenus, Arba Antroji pradžios knyga / A Treatise on Mannequins or, The Second Book of Genesis / Tratat despre manechine sau cartea a doua a genelui / Трактат аб манэкінах або другая кніга быцьця

 

 

 

BRUNO SCHULZ

 

TRAKTAT O MANEKINACH

ALBO WTÓRNA KSIĘGA RODZAJU [1]

 

 

– Demiurgos – mówił mój ojciec – nie posiadł monopolu na tworzenie – tworzenie jest przywilejem wszystkich duchów. Materii dana jest nieskończona płodność, niewyczerpana moc życiowa i zarazem uwodna siła pokusy, która nas nęci do formowania. W głębi materii kształtują się niewyraźne uśmiechy, zawiązują się napięcia, zgęszczają się próby kształtów. Cała materia faluje od nieskończonych możliwości, które przez nią przechodzą mdłymi dreszczami. Czekając na ożywcze tchnienie ducha, przelewa się ona w sobie bez końca, kusi tysiącem słodkich okrąglizn i miękkości, które z siebie w ślepych rojeniach wymajacza.

 

 

 

BRUNO ŠULC

 

TRAKTAT O MANEKENIMA

ILI DRUGA KNJIGA POSTANJA [2]

 

 

Demijurg – govorio je moj otac – nema monopol stvaranja – stvaranje je privilegija svih duhova. Materiji je data beskrajna plodnost, neiscrpljiva životna snaga iskušenja koja nas mami da nečemu dajemo formu. U dubini materije formiraju se nejasni osmesi, stvaraju se napetosti, zgušnjavaju se probe oblika. Cela materija se talasa od beskrajnih mogućnosti koje kroz nju prolaze lakim drhtajima. Čekajući na životvoran dah duha, ona se preliva u sebi bez kraja, kuša hiljadama slatkih okruglina i mekoća, koje u slepim maštanjima rađa iz sebe.

Pozbawiona własnej inicjatywy, lubieżnie podatna, po kobiecemu plastyczna, uległa wobec wszystkich impulsów – stanowi ona teren wyjęty spod prawa, otwarty dla wszelkiego rodzaju szarlatanerii i dyletantyzmów, domenę wszelkich nadużyć i wątpliwych manipulacji demiurgicznych. Materia jest najbierniejszą i najbezbronniejszą istotą w kosmosie. Każdy może ją ugniatać, formować, każdemu jest posłuszna. Wszystkie organizacje materii są nietrwałe i luźne, łatwe do uwstecznienia i rozwiązania. Nie ma żadnego zła w redukcji życia do form innych i nowych. Zabójstwo nie jest grzechem. Jest ono nieraz koniecznym gwałtem wobec opornych i skostniałych form bytu, które przestały być zajmujące. W interesie ciekawego i ważnego eksperymentu może ono nawet stanowić zasługę. Tu jest punkt wyjścia dla nowej apologii sadyzmu.

Lišena sopstvene inicijative, čulno podatna, ženski plastična, popustiljiva prema svim impulsima, ona predstavlja teren van zakona, otvara za svakojake vrste šarlatanstva i diletatizama domen svakojakih zloupotreba i sumnjivih demijurških manipulacija. Materija je najpasivnije i najnezaštićenije biće u kosmosu. Svako je može mesiti, formirati, svakom je poslušna. Sve organizacije materije su i labave, lako se mogu unazaditi i rasturiti. Nema nikakvog zla u redukciji života na druge ili nove forme. Ubistvo nije greh. Ono je često puta neophodno nasilje nad otpornim i okamenjenim formama života, koje su prestale da budu zanimljive. U interesu zanimljivog i važnog eksperimenta ono čak može pretpostavljati zaslugu. To je polazna tačka za novu apologiju sadizma.

Mój ojciec był niewyczerpany w gloryfikacji tego przedziwnego elementu, jakim była materia. – Nie ma materii martwej – nauczał – martwota jest jedynie pozorem, za którym ukrywają się nieznane formy życia. Skala tych form jest nieskończona, a odcienie i niuanse niewyczerpane. Demiurgos był w posiadaniu ważnych i ciekawych recept twórczych. Dzięki nim stworzył on mnogość rodzajów, odnawiających się własną siłą. Nie wiadomo, czy recepty te kiedykolwiek zostaną zrekonstruowane. Ale jest to niepotrzebne, gdyż jeśliby nawet te klasyczne metody kreacji okazały się raz na zawsze niedostępne, pozostają pewne metody illegalne, cały bezmiar metod heretyckich i występnych.

Moj otac je bio neiscrpan u glorifikaciji tog tako čudnog elementa, kakav je materija. Nema mrtve materije – učio je on – mrtvilo je samo privid iza koga se skrivaju nepoznate forme života. Skala tih formi je beskrajna, a prelivi i nijanse neiscrpljive. Demijurg je posedovao važne i interesantne stvaralačke recepte. Zahvaljujući njima, stvorio je mnoštvo vrsta koje se obnavljaju sopstvenom snagom. Ko zna da li će ti recepti ikada biti rekonstruisani. Ali to je nepotrebno, jer ako bi se čak te klasične metode kreacije pokazale jednom zauvek kao nedostupne, ostaju izvesne ilegalne metode, ceo jedan beskraj jeretičkih i prestupničkih metoda.

W miarę jak ojciec od tych ogólnych zasad kosmogonii zbliżał się do terenu swych ciaśniejszych zainteresowań, głos jego zniżał się do wnikliwego szeptu, wykład stawał się coraz trudniejszy i zawilszy, a wyniki, do których dochodził, gubiły się w coraz bardziej wątpliwych i ryzykownych regionach. Gestykulacja jego nabierała ezoterycznej solenności. Przymykał jedno oko, przykładał dwa palce do czoła, chytrość jego spojrzenia stawała się wprost niesamowita. Wwiercał się tą chytrością w swe interlokutorki, gwałcił cynizmem tego spojrzenia najwstydliwsze, najintymniejsze w nich rezerwy i dosięgał wymykające się w najgłębszym zakamarku, przypierał do ściany i łaskotał, drapał ironicznym palcem, póki nie dołaskotał się błysku zrozumienia i śmiechu, śmiechu przyznania i porozumienia się, którym w końcu musiało się kapitulować.

Ukoliko se otac od tih opštih principa kosmogonije više približavao terenu svojih užih interesovanja, utoliko mu se glas spuštao do prodornog šapata, izlaganje mu je postojalo sve teže i zamršenije, a zaključci, do kojih je dolazio, gubili su se u sve sumnjivijim i rizičnijim regionima. Njegova gestikulacija je dobijala ezoteričnu svečanost. Zatvarao bi jedno oko, stavljao dva prsta na čelo, lukavost njegovog pogleda postojala bi prosto neverovatna. Tom lukavošću se uvlačio u svoje sagovornice, cinizmom tog pogleda silovao je najstidljivije, najintimnije rezerve u njima i dostizao ih je, dok su one izmicale, u najdubljem skloništu, pritiskivao ih uza zid i golicao, grebao ironičnim prstom, dok ne bi izgolicao blesak razumevanja i smeha, smeha priznanja i sporazuma, kojim se na kraju moralo kapitulirati.

Dziewczęta siedziały nieruchomo, lampa kopciła, sukno pod igłą maszyny dawno się zsunęło, a maszyna stukotała pusto, stębnując czarne, bezgwiezdne sukno, odwijające się z postawu nocy zimowej za oknem.

Devojke su sedele nepomično, lampa je dimila, sukno je ispod igle mašine davno bilo skliznulo, a mašina je caktala prazno, prošivajući crno bezzvezdano sukno, što se odvijalo iz crne bale noći iza prozora.

– Zbyt długo żyliśmy pod terrorem niedościgłej doskonałości Demiurga – mówił mój ojciec – zbyt długo doskonałość jego tworu paraliżowała naszą własną twórczość. Nie chcemy z mm konkurować. Nie mamy ambicji mu dorównać. Chcemy być twórcami we własnej, niższej sferze, pragniemy dla siebie twórczości, pragniemy rozkoszy twórczej, pragniemy, jednym słowem, demiurgii.    Nie wiem, w czyim imieniu proklamował mój ojciec te postulaty, jaka zbiorowość, jaka korporacja, sekta czy zakon, nadawała swą solidarnością patos jego słowom. Co do nas, to byliśmy dalecy od wszelkich zakusów demiurgicznych.

Suviše dugo smo živeli pod terorom nedostižnog savršenstva Demijurga – govorio je moj otac – suviše dugo je savršenstvo njegovog dela paralisalo naše sopstveno stvaralaštvo. Ne želimo da mu konkurišemo. Nemamo ambicije da ga dostignemo. Hoćemo da budemo tvorci u sopstvenoj nižoj sferi, želimo za sebe stvaralaštvo, želimo stvaralačko blaženstvo, želimo – jednom rečju – demijurgiju. – Ne znam u čije je ime moj otac proklamovao te postulate, kakva zajednica, kakva korporacija, sekta ili zakon, svojom solidarnošću je davala patos njegovim rečima. Što se nas tiče mi smo bili daleko od svakih demijurških pretenzija.

Lecz ojciec mój rozwinął tymczasem program tej wtórej demiurgii, obraz tej drugiej generacji stworzeń, która stanąć miała w otwartej opozycji do panującej epoki. Nie zależy nam – mówił on – na tworach o długim oddechu, na istotach na daleką metę. Nasze kreatury nie będą bohaterami romansów w wielu tomach. Ich role będą krótkie, lapidarne, ich charaktery – bez dalszych planów. Często dla jednego gestu, dla jednego słowa podejmiemy się trudu powołania ich do życia na tę jedną chwilę. Przyznajemy otwarcie: nie będziemy kładli nacisku na trwałość ani solidność wykonania, twory nasze będą jak gdyby prowizoryczne, na jeden raz zrobione. Jeśli będą to ludzie, to damy im na przykład tylko jedną stronę twarzy, jedną rękę, jedną nogę, tę mianowicie, która im będzie w ich roli potrzebna. Byłoby pedanterią troszczyć się o ich drugą, nie wchodzącą w grę nogę. Z tyłu mogą być po prostu zaszyte płótnem lub pobielone. Naszą ambicję pokładać będziemy w tej dumnej dewizie: dla każdego gestu inny aktor. Do obsługi każdego słowa, każdego czynu powołamy do życia osobnego człowieka. Taki jest nasz smak, to będzie świat według naszego gustu. Demiurgos kochał się w wytrawnych, doskonałych i skomplikowanych materiałach, my dajemy pierwszeństwo tandecie. Po prostu porywa nas, zachwyca taniość, lichota, tandetność materiału. Czy rozumiecie – pytał mój ojciec – głęboki sens tej słabości, tej pasji do pstrej bibułki, do papier mâché, do lakowej farby, do kłaków i trociny? To jest – mówił z bolesnym uśmiechem – nasza miłość do materii jako takiej, do jej puszystości i porowatości, do jej jedynej, mistycznej konsystencji. Demiurgos, ten wielki mistrz i artysta, czyni ją niewidzialną, każe jej zniknąć pod grą życia. My, przeciwnie, kochamy jej zgrzyt, jej oporność, jej pałubiastą niezgrabność. Lubimy pod każdym gestem, pod każdym ruchem widzieć jej ociężały wysiłek, jej bezwład, jej słodką niedźwiedziowatość.

Međutim, moj otac je bio razvio program te druge demijurgije, sliku te druge generacije stvorenja, koja je imala da zauzme stav otvorene opozicije prema vladajućoj eposi. Nije nam stalo – govorio je – do dela dugog daha, do bića na daleku metu. Naše kreature neće biti junaci romana u mnogo tomova. Njihove uloge će biti kratke, lapidarne, njihovi karakteri – bez daljih planova. Često radi jednog gesta, radi jedne reči latićemo se truda da bismo im dali život na jedan trenutak. Priznajemo otvoreno: težište nećemo bacati na trajnost i solidnost izrade, naša dela će biti kao provizorna, napravljena za jedan put. Ako to budu ljudi, daćemo im, na primer, samo jednu stranu lica, jednu ruku, jednu nogu, naime, onu koja će im u njihovoj ulozi biti potrebna. Bilo bi sitničarenje brinuti se za drugu nogu koja ne ulazi u igru. Odnatrag mogu prosto biti zašivene platnom ili okrečene. Naša ambicija biće sadržana u sledećoj gordoj devizi: za svaki gest drugi glumac. Za svaku reč, svaki čin daćemo život drugom čoveku. Takav je naš ukus, to će biti svet po našoj volji. Demijurg je uživao u prefinjenim, savršenim i komplikovanim materijalima, mi dajemo prvenstvo lošem kvalitetu. Prosto nosi nas, oduševljava jevtinoća, ništavnost, bezvrednost materijala. Shvatate li, pitao je moj otac, duboki smisao te slabosti, te strasti prema šarenoj hartiji, prema papier mâché, prema farbi od laka, prema kučinama i piljevini? To je – govorio je s bolnim osmehom – naša ljubav prema materiji kao takvoj, prema njenoj mekoći i poroznosti, prema njenoj jedinoj, mističnoj konzistenciji. Demijurg, taj veliki majstor i umetnik, čini je nevidljivom, naređuje joj da se izgubi pod igrom života. Mi, naprotiv, volimo njen škrgut, njenu otpornost, njenu lutkastu nezgrapnost. Volimo da pod svakim gestom, pod svakim pokretom vidimo njen teški napor, njenu nemoć, njenu slatku nezgrapnost.

Dziewczęta siedziały nieruchomo z szklanymi oczyma. Twarze ich były wyciągnięte i zgłupiałe zasłuchaniem, policzki podmalowane wypiekami, trudno było w tej chwili ocenić, czy należą do pierwszej, czy do drugiej generacji stworzenia.

Devojke su sedele nepokretne, staklenih očiju. Njihova lica su bila izdužena i otupela od slušanja, obrazi pokriveni crvenim pečatima, teško je bilo toga trenutka oceniti da li spadaju u prvu ili drugu generaciju stvorenja.

– Słowem – konkludował mój ojciec –  chcemy stworzyć po raz wtóry człowieka, na obraz i podobieństwo manekinu.

Jednom rečju – zaključivao je moj otac – hoćemo da drugi put stvorimo čoveka, po obrazu i podobiju manekena.

Tu musimy dla wierności sprawozdawczej opisać pewien drobny i błahy incydent, który zaszedł w tym punkcie prelekcji i do którego nie przywiązujemy żadnej wagi. Incydent ten, całkowicie niezrozumiały i bezsensowny w tym danym szeregu zdarzeń, da się chyba wytłumaczyć jako pewnego rodzaju automatyzm szczątkowy, bez antecedensów i bez ciągłości, jako pewnego rodzaju złośliwość obiektu, przeniesiona w dziedzinę psychiczną. Radzimy czytelnikowi zignorować go z równą lekkomyślnością, jak my to czynimy. Oto jego przebieg:

Tu, radi vernosti izveštača, moramo opisati jedan sitan i beznačajan incident koji se desio na tom mestu predavanja i kome ne pridajemo nikakvu važnost. Taj incident, sasvim nerazumljiv i besmislen u datom nizu događaja, može se možda objasniti kao neka vrsta rudimentarnog automatizma, bez antecedencija i bez kontinuiteta, kao neka vrsta zlobnosti objekta prenete u psihičku oblast. Savetujemo čitaocu da ga isto tako lakomisleno ignoriše, kao što činimo i mi. Evo njegovog toka:

W chwili gdy mój ojciec wymawiał słowo "manekin", Adela spojrzała na zegarek na bransoletce, po czym porozumiała się spojrzeniem z Poldą. Teraz wysunęła się wraz z krzesłem o piędź naprzód, podniosła brzeg sukni, wystawiła powoli stopę, opiętą w czarny jedwab, i wyprężyła ją jak pyszczek węża.

U trenutku kad je moj otac izgovarao reč „maneken”, Adela je pogledala na ručni sat, posle čega se sa Poldom sporazumela očima. Sada se zajedno sa stolicom pomakla za jedan pedalj napred, podigla rub haljine, lagano ispružila stopalo u pripijenoj crnoj svili i ispružila ga kao zmijsku glavu.

Tak siedziała przez cały czas tej sceny, całkiem sztywno, z wielkimi, trzepoczącymi oczyma, pogłębionymi lazurem atropiny, z Poldą i Pauliną po obu bokach. Wszystkie trzy patrzyły rozszerzonymi oczami na ojca. Mój ojciec chrząknął, zamilkł, pochylił się i stał się nagle bardzo czerwony. W jednej chwili lineatura jego twarzy, dopiero co tak rozwichrzona i pełna wibracji, zamknęła się na spokorniałych rysach.

Tako je sedela sve vreme te scene, sasvim ukrućeno, velikih očiju koje su treptale, još dubljih od lazura atropina, sa Poldom i Paulinom sa obe strane. Sve tri su raširenih očiju gledale moga oca. Moj otac se nakašlja, ućuta, sagnu se i naglo veoma pocrvene. U jednom trenutku crte njegova lica, maločas tako razbarušene i pune vibracije, složiše se u pokorne linije.

On – herezjarcha natchniony, ledwo wypuszczony z wichru uniesienia – złożył się nagle w sobie, zapadł i zwinął. A może wymieniono go na innego. Ten inny siedział sztywny, bardzo czerwony, ze spuszczonymi oczyma. Panna Polda podeszła i pochyliła się nad nim. Klepiąc go lekko po plecach, mówiła tonem łagodnej zachęty: Jakub będzie rozsądny, Jakub posłucha, Jakub nie będzie uparty. No, proszę... Jakub, Jakub...

On – nadahnuti herezijarh, jedva pušten iz vihora zanosa – naglo se zgrčio u sebi, pao i sklupčao se. A možda su ga zamenili drugim. Ovaj drugi je sedeo ukočeno, veoma crven, spuštenih očiju. Gospođica Polda je prišla i sagnula se nad njim. Tapšući ga lako po plećima, govorila je tonom blagog hrabrenja: „Jakub će biti pametan, Jakub će poslušati, Jakub neće biti tvrdoglav. No, molim... Jakube, Jakube... ”

Wypięty pantofelek Adeli drżał lekko i błyszczał jak języczek węża. Mój ojciec podniósł się powoli ze spuszczonymi oczyma, postąpił krok naprzód, jak automat, i osunął się na kolana. Lampa syczała w ciszy, w gęstwinie tapet biegły tam i z powrotem wymowne spojrzenia, leciały szepty jadowitych języków gzygzaki myśli...

Ispružena Adelina papučica je lako podrhtavala i sijala se kao zmijin jezičak. Moj otac se digao lagano i spuštenih očiju, pošao korak napred, kao automat, i skljokao se na kolena. Lampa je šištala u tišini, u gustišu tapeta su tamo-amo leteli značajni pogledi, šapati otrovnih jezika, misli u cik-cak linijama...

 

 

 

 

TRAKTAT O MANEKINACH

CIĄG DALSZY [3]

TRAKTAT O MANEKENIMA

Nastavak

 

 

Następnego wieczora ojciec podjął z odnowioną swadą ciemny i zawiły swój temat. Lineatura jego zmarszczek rozwijała się i zawijała z wyrafinowaną chytrością. W każdej spirali ukryty był pocisk ironii. Ale czasami inspiracja rozszerzała kręgi jego zmarszczek, które rosły jakąś ogromną wirującą grozą, uchodząc w milczących wolutach w głąb nocy zimowej. – Figury panopticum, moje panie – zaczął on –  kalwaryjskie parodie manekinów, ale nawet w tej postaci strzeżcie się lekko je traktować. Materia nie zna żartów. Jest ona zawsze pełna tragicznej powagi. Kto ośmiela się myśleć, że można igrać z materią, że kształtować ją można dla żartu, że żart nie wrasta w nią, nie wżera się natychmiast jak los, jak przeznaczenie? Czy przeczuwacie ból, cierpienie głuche, nie wyzwolone, zakute w materię cierpienie tej pałuby, która nie wie, czemu nią jest, czemu musi trwać w tej gwałtem narzuconej formie, będącej parodią? Czy pojmujecie potęgę wyrazu, formy, pozoru, tyrańską samowolę, z jaką rzuca się on na bezbronną kłodę i opanowuje, jak własna, tyrańska, panosząca się dusza? Nadajecie jakiejś głowie z kłaków i płótna wyraz gniewu i pozostawiacie ją z tym gniewem, z tą konwulsją, z tym napięciem raz na zawsze, zamkniętą ze ślepą złością, dla której nie ma odpływu. Tłum śmieje się z tej parodii. Płaczcie, moje panie, nad losem własnym, widząc nędzę materii więzionej, gnębionej materii, która nie wie, kim jest i po co jest, dokąd prowadzi ten gest, który jej raz na zawsze nadano.

Sledeće večeri otac je s obnovljenom živošću nastavio svoju tamnu i zamršenu temu. Mreža njegovih bora razvijala se i zavijala sa rafinovanom lukavošću. Ali ponekad je inspiracija širila krugove njegovih bora, koje su rasle nekom ogromnom, uskovitlanom grozom, odlazeći u ćutljivim volutama u dubinu zimske noći. Figure panoptikuma, moje gospođice – počeo je – kalvarijske parodije manekena, ali čak i u tom obliku čuvajte se, lako je tretirati. Materija ne zna za šalu. Ona je uvek puna tragičnog dostojanstva. Ko se usuđuje da misli da se može igrati sa materijom, da se ona može formirati šale radi, da šala ne urasta u nju, ne uvlači se odmah kao sudbina, kao predodređenje? Da li predosećate bol, potmulu patnju te marionete, koja ne zna zašto je to, zašto mora da traje u toj silom nameštenoj formi, koja je parodija? Shvatate li moć izraza, forme, izgleda, tiranske samovolje, s kakvom se on baca na bespomoćnu kladu i savlađuje je, kao sopstvena, tiranska, svirepa duša? Dajte nekoj glavi od kučina i platna izraz gneva i ostavite je sa tim gnevom, sa tim grčem, sa tom napetošću jednom zauvek, zatvorenu sa slepim besom, za koji nema oseke. Gomila se smeje toj parodiji. Plačite, moje gospođice, nad sopstvenom sudbinom, videći bedu zarobljene materije, koja ne zna šta je i zašto postoji, kuda vodi taj gest, koji joj je jednom zauvek dat.

Tłum śmieje się. Czy rozumiecie straszny sadyzm, upajające, demiurgiczne okrucieństwo tego śmiechu? Bo przecież płakać nam, moje panie, trzeba nad losem własnym na widok tej nędzy materii, gwałconej materii, na której dopuszczono się strasznego bezprawia. Stąd płynie, moje panie, straszny smutek wszystkich błazeńskich golemów, wszystkich pałub, zadumanych tragicznie nad śmiesznym swym grymasem.

Gomila se smeje. Shvatate li strašan sadizam, opojnu, demijuršku okrutnost tog smeha? Jer plakati nam, moje gospođice, treba nad sopstvenom sudbinom kad vidimo tu bedu materije, silovane materije, nad kojom je izvršeno strašno bespravlje. Odatle počinje, moje gospođice, strašna snaga svih ludačkih golema, svih marioneta, tragično zamišljenih nad svojom smešnom grimasom.

Oto jest anarchista Luccheni, morderca cesarzowej Elżbiety, oto Draga, demoniczna i nieszczęśliwa królowa Serbii, oto genialny młodzieniec, nadzieja i duma rodu, którego zgubił nieszczęsny nałóg onanii. O, ironio tych nazw, tych pozorów!

Eno anarhiste Lukenija, ubice carice Elizabete, eno Drage, demonske i nesrećne kraljice Srbije, eno genijalnog mladića, nade i ponosa roda, koga je upropastio nesrećni porok onanije. O, ironijo tih naziva, tih obmana!

Czy jest w tej pałubie naprawdę coś z królowej Dragi, jej sobowtór, najdalszy bodaj cień jej istoty? To podobieństwo, ten pozór, ta nazwa uspokaja nas i nie pozwala nam pytać, kim jest dla siebie samego ten twór nieszczęśliwy. A jednak to musi być ktoś, moje panie, ktoś anonimowy, ktoś groźny, ktoś nieszczęśliwy, ktoś, co nie słyszał nigdy w swym głuchym życiu o królowej Dradze...

Da li u toj marioneti zaista ima nešto od kraljice Drage, njen dvojnik, makar najdalja senka njenog bića? Ta sličnost, ta obmana, taj naziv nas umiruje i ne dozvoljava nam da pitamo, ko je sam po sebi taj nesrećni stvor. A ipak to mora biti neko, moje gospođice, neko anoniman, neko strašan, neko nesrećan, neko, ko u svom gluvom životu nikad ništa nije čuo o životu kraljice Drage...

Czy słyszeliście po nocach straszne wycie tych pałub woskowych, zamkniętych w budach jarmarcznych, żałosny chór tych kadłubów z drzewa i porcelany, walących pięściami w ściany swych więzień?

Jeste li čuli noću strašno zavijanje tih voštanih marioneta, zatvorenih u vašarske šatore, žalosni hor tih trupova od drveta i porculana, koji udaraju pesnicama u zidove svojih tamnica?

W twarzy mego ojca, rozwichrzonej grozą spraw, które wywołał z ciemności, utworzył się wir zmarszczek, lej rosnący w głąb, na którego dnie gorzało groźne oko prorocze. Broda jego zjeżyła się dziwnie, wiechcie i pędzle włosów, strzelające z brodawek, z pieprzów, z dziurek od nosa, nastroszyły się na swych korzonkach. Tak stał drętwy, z gorejącymi oczyma, drżąc od wewnętrznego wzburzenia, jak automat, który zaciął się i zatrzymał na martwym punkcie.

Na licu moga oca, uzbuđenog strahotom stvari, koje je izvukao iz tame, stvorio se vir bora, levak koji je rastao u dubinu, na čijem dnu je gorelo strašno proročko oko. Njegova brada se čudno naježila, čuperci i četkice kose, koji su šikljali iz bradavica, iz mladeža, iz nozdrva, naježili su se na svojim korenovima. Tako je stajao ukočen, užarenih očiju, dršćući od unutrašnjeg uzbuđenja, kao automat, koji je zapeo i zastao na mrtvoj tački.

Adela wstała z krzesła i poprosiła nas o przymknięcie oczu na to, co się za chwilę stanie. Potem podeszła do ojca i z rękoma na biodrach, przybierając pozór podkreślonej stanowczości, zażądała bardzo dobitnie..._ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

 

 

 

Adela je ustala sa stolice i zamolila nas da zažmurimo na ono što će se za trenutak dogoditi. Zatim je prišla ocu i sa rukama na bedrima, sa izgledom netaknute odlučnosti, zatražila veoma jasno...

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _   

Panienki siedziały sztywno, ze spuszczonymi oczyma, w dziwnej drętwości...

Gospođice su sedele ukočeno, spuštenih očiju, u nekoj čudnoj zaprepašćenosti...

 

 

 

 

TRAKTAT O MANEKINACH

DOKOŃCZENIE [4]

TRAKTAT O MANEKENIMA

Završetak

 

 

Któregoś z następnych wieczorów ojciec mój w te słowa ciągnął dalej swą prelekcję:

Jedne od sledećih večeri moj otac je ovim rečima nastavio dalje predavanje:

– Nie o tych nieporozumieniach ucieleśnionych, nie o tych smutnych parodiach, moje panie, owocach prostackiej i wulgarnej niepowściągliwości – chciałem mówić zapowiadając mą rzecz o manekinach. Miałem na myśli coś innego.

– Nisam o tim otelovljenim nesporazumima, nisam o tim važnim parodijama, moje gospođice, plodovima prostačke i vulgarne neuzdržljivosti – hteo da govorim objavljujući svoje predavanje o manekenima. Nešto drugo sam imao na umu.

Tu ojciec mój zaczął budować przed naszymi oczyma obraz tej wymarzonej przez niego generatio aequivoca, jakiegoś pokolenia istot na wpół tylko organicznych, jakiejś pseudowegetacji i pseudofauny, rezultatów fantastycznej fermentacji materii.

Tu je moj otac pred našim očima počeo da gradi sliku te njegove u snu viđene generatio aequivoca, nekog pokolenja samo poluorganskih bića, neke pseudovegetacije i pseudofaune, rezultata fantastične fermentacije materije.

Były to twory podobne z pozoru do istot żywych, do kręgowców, skorupiaków, członkonogów, lecz pozór ten mylił. Były to w istocie istoty amorfne, bez wewnętrznej struktury, płody imitatywnej tendencji materii, która obdarzona pamięcią, powtarza z przyzwyczajenia raz przyjęte kształty. Skala morfologii, której podlega materia, jest w ogóle ograniczona i pewien zasób form powtarza się wciąż na różnych kondygnacjach bytu.

Bila su to stvorenja naizgled slična živim bićima, kičmenjacima, ljuskarima, zglavkarima, ali taj izgled je varao. U stvari, to su bila amorfna bića, bez unutrašnje strukture, plodovi imitatorske tendencije materije, koja, obdarena pamćenjem, po navici ponavlja jednom primljene oblike. Skala morfologije, kojoj podleže materija, uopšte uzevši ograničena je i izvesna količina forme stalno se ponavlja na raznim spratovima života.

Istoty te ruchliwe – wrażliwe na bodźce, a jednak dalekie od prawdziwego życia – można   było otrzymać zawieszając pewne skomplikowane koloidy w roztworach soli kuchennej. Koloidy te po kilku dniach formowały się, organizowały w pewne zagęszczenia substancji przypominającej niższe formy fauny.

Ta bića – pokretljiva, osetljiva na podstreke, a ipak daleka od pravog života – mogla su se dobiti stavljajući izvesne komplikovane koloide u rastvor kuhinjske soli. Ti koloidi su se po nekoliko dana formirali, organizovali u izvesne gustine supstance koja je podsećala na niže forme faune.

U istot tak powstałych można było stwierdzić proces oddychania, przemianę materii, ale analiza chemiczna nie wykazywała w nich nawet śladu połączeń białkowych ani w ogóle związków węgla.

Kod bića tako nastalih mogao se utvrditi proces disanja, promena materije, ali hemijska analiza nije u njima otkrivala čak ni traga belančevinastih jedinjenja niti ikakvih jedinjenja ugljenika.

Wszelako prymitywne te formy były niczym w porównaniu z bogactwem kształtów i wspaniałości pseudofauny i flory, która pojawia się niekiedy w pewnych ściśle określonych środowiskach. Środowiskami tymi są stare mieszkania, przesycone emanacjami wielu żywotów i zdarzeń – zużyte atmosfery, bogate w specyficzne ingrediencje marzeń ludzkich – rumowiska, obfitujące w humus wspomnień, tęsknot, jałowej nudy. Na takiej glebie owa pseudowegetacja kiełkowała szybko i powierzchownie, pasożytowała obficie i efemerycznie, pędziła krótkotrwałe generacje, które rozkwitały raptownie i świetnie, ażeby wnet zgasnąć i zwiędnąć.

Ipak, te primitivne forme nisu bile ništa u poređenju sa bogatstvom oblika i veličanstvenosti pseudofaune i flore, koja se ponekad javlja u izvesnim strogo određenim sredinama. Te sredine su stari stanovi, prezasićeni emanacijama mnogih života i događaja – istrošene atmosfere, bogate specifičnim dodacima ljudskih maštanja – ruševine, bogate humusom uspomena, čežnji, jalove dosade. Na takvom tlu je ova vegetacija klijala brzo i kratkotrajno, živela parazitski obilno i efemerno, izrastala kratkotrajnim generacijama, koje su se rascvetavale naglo i blistavo, da bi se odmah ugasile i uvele.

Tapety muszą być w takich mieszkaniach już bardzo zużyte i znudzone nieustanną wędrówką po wszystkich kadencjach rytmów; nic dziwnego, że schodzą na manowce dalekich, ryzykownych rojeń. Rdzeń mebli, ich substancja musi już być rozluźniona, zdegenerowana i podległa występnym pokusom: wtedy na tej chorej, zmęczonej i zdziczałej glebie wykwita, jak piękna wysypka, nalot fantastyczny, kolorowa, bujająca pleśń.

Tapete u takvim stanovima moraju biti već vrlo istrošene i umorne od neprestanog putovanja po svim kadencama ritmova; ništa čudno što onda silaze na stranputice dalekih, rizičnih maštanja. Rđa nameštaja, njihova supstanca mora već biti razlabavljena, degenerisana i podložna grešnim iskušenjima: tada na tom bolesnom, umornom i podivljalom tlu procvetava, kao lepa ospa, fantastična skrama, šarena, bujna plesan.

– Wiedzą panie – mówił ojciec mój – że w starych mieszkaniach bywają pokoje, o których się zapomina. Nie odwiedzane miesiącami, więdną w opuszczeniu między starymi murami i zdarza się, że zasklepiają się w sobie, zarastają cegłą i, raz na zawsze stracone dla naszej pamięci, powoli tracą też swą egzystencję. Drzwi, prowadzące do nich z jakiegoś podestu tylnych schodów, mogą być tak długo przeoczane przez domowników, aż wrastają, wchodzą w ścianę, która zaciera ich ślad w fantastycznym rysunku pęknięć i rys.

– Gospođice znaju – govorio je moj otac – da u starim stanovima ima soba na koje se zaboravlja. Neposećivane mesecima, venu napuštene među starim zidinama i dešava se da se uvlače u sebe, zarastaju u ciglu i, jednom zasvagda izgubljene za naše pamćenje, lagano gube i svoju egzistenciju. Vrata koja vode ka njima sa nekog odmorišta sporednih stepenica mogu biti tako dugo neprimećena od domaćih, da urastaju, ulaze u zid, koji zatire njihov trag u fantastičnom crtežu pukotina i linija.

– Wszedłem raz – mówił ojciec mój – wczesnym rankiem na schyłku zimy, po wielu miesiącach nieobecności, do takiego na wpół zapomnianego traktu i zdumiony byłem wyglądem tych pokojów.

– Ušao sam jednom – govorio je moj otac – rano ujutru pred kraj zime, posle mnogo meseci odsutnosti, na tako poluzaboravljeni put i bio sam zaprepašćen izgledom tih soba.

Z wszystkich szpar w podłodze, z wszystkich gzymsów i framug wystrzelały cienkie pędy i napełniały szare powietrze migotliwą koronką filigranowego listowia, ażurową gęstwiną jakiejś cieplarni, pełnej szeptów, lśnień, kołysań, jakiejś fałszywej i błogiej wiosny. Dookoła łóżka, pod wieloramienną lampą, wzdłuż szaf chwiały się kępy delikatnych drzew, rozpryskiwały w górze w świetliste korony, w fontanny koronkowego listowia, bijące aż pod malowane niebo sufitu rozpylonym chlorofilem. W przyspieszonym procesie kwitnienia kiełkowały w tym listowiu ogromne, białe i różowe kwiaty, pączkowały w oczach, bujały od środka różowym miąższem i przelewały się przez brzegi, gubiąc płatki i rozpadając się w prędkim przekwitaniu.

Iz svih pukotina u podu, iz svih opšivnica i niša rasle su tanke mladice i punile sivi vazduh treperavom čipkom filigranskog lišća, mrežastu gustoću neke tople bašte, pune šapata, svetlucavog njihanja, nekog lažnog i blagog proleća. Oko kreveta, ispod lampe sa mnogo krakova, duž ormana njihali su se bokori finog drveća, na vrhovima se rasprskavali u sjajne krošnje, u vodoskoke čipkastog lišća, koje je prašinastim hlorofilom dopiralo čak do ofarbanog neba tavanice. U ubrzanom procesu cvetanja u tom lišću je klijalo ogromno, belo i ružičasto cveće, pupilo pred očima, bujno raslo iz sredine ružičastom mekotom i prelivalo se preko ivica, gubeći latice i raspadajući se u brzom precvetavanju.

– Byłem szczęśliwy – mówił mój ojciec –  z tego niespodzianego rozkwitu, który napełnił powietrze migotliwym szelestem, łagodnym szumem, przesypującym się jak kolorowe confetti przez cienkie rózgi gałązek.

– Bio sam srećan – govorio je moj otac – od tog neočekivanog cvetanja, koje je ispunilo vazduh trepetavim šuštanjem, blagim šumom, koji se kao šarene konfete prosipao kroz tanke šibljičice grančica.

Widziałem, jak z drgania powietrza, z fermentacji zbyt bogatej aury wydziela się i materializuje to pospieszne kwitnienie, przelewanie się i rozpadanie fantastycznych oleandrów , które napełniły pokój rzadką, leniwą śnieżycą wielkich, różowych kiści kwietnych.

Video sam kako se iz drhtanja vazduha, iz fermentacije bogate aure izdvaja i materijalizuje to žurno cvetanje, prelivanje i raspadanje fantastičnih oleandera, koji su ispunili sobu retkom, lenjom vejavicom velikih rumenih grozdova cveća.

– Nim zapadł wieczór – kończył ojciec – nie było już śladu tego świetnego rozkwitu. Cała złudna ta fatamorgana była tylko mistyfikacją, wypadkiem dziwnej symulacji materii, która podszywa się pod pozór życia.

– Pre no što je palo veče – završio je otac – nije bilo više ni traga od tog divnog cvetanja. Cela ta varljiva fatamorgana bila je samo mistifikacija, slučaj čudne simulacije materije, koja na sebe uzima izgled života.

Ojciec mój był dnia tego dziwnie ożywiony, spojrzenia jego, chytre, ironiczne spojrzenia, tryskały werwą i humorem. Potem, nagle poważniejąc, znów rozpatrywał nieskończoną skalę form i odcieni, jakie przybierała wielokształtna materia. Fascynowały go formy graniczne, wątpliwe i problematyczne, jak ektoplazma somnambulików, pseudomateria, emanacja kataleptyczna mózgu, która w pewnych wypadkach rozrastała się z ust uśpionego na cały stół, napełniała cały pokój, jako bujająca, rzadka tkanka, astralne ciasto, na pograniczu ciała i ducha.

Moj otac je bio čudno živahan tog dana, njegov pogled, lukav, ironičan pogled, bio je prepun živosti i veselosti. Zatim, uozbiljivši se naglo, opet bi pretresao beskrajnu skalu formi i preliva, koje uzima mnogolika materija. Fascinirale su ga granične forme, sumnjive i problematične, kao ektoplazma somnabula, pseudomaterija, kataleptična emanacija mozga, koja je u izvesnim trenucima iz spavačevih usta izrastala preko celog stola, ispunjavala celu sobu, kao lepršava, retka tkanina, astralno testo, na granici tela i duha.

– Kto wie – mówił – ile jest cierpiących, okaleczonych, fragmentarycznych postaci życia, jak sztucznie sklecone, gwoździami na gwałt zbite życie szaf i stołów, ukrzyżowanego drzewa, cichych męczenników okrutnej pomysłowości ludzkiej. Straszliwe transplantacje obcych i nienawidzących się ras drzewa, skucie ich w jedną nieszczęśliwą osobowość.

– Ko zna – govorio je – koliko je onih što pate, unakaženih, fragmentarnih oblika života, kao veštački skucan, ekserima na brzu ruku slupan život ormana i stolova, raspetog drveća, tihih mučenika okrutne ljudske dosetljivosti. Strašne transplantacije stranog i jedno drugom mrskog drveta, skovanog u jednu nesrećnu ličnost.

Ile starej, mądrej męki jest w bejcowanych słojach, żyłach i fladrach naszych starych, zaufanych szaf. Kto rozpozna w nich stare, zheblowane, wypolerowane do niepoznaki rysy, uśmiechy, spojrzenia!

Koliko je stare, mudre patnje u pajcovanim slojevima, žilama i šarama naših starih, poverljivih ormana. Ko će u njima raspoznati stare, istrugane crte, osmehe, poglede uglačane da se ne mogu prepoznati.

Twarz mego ojca, gdy to mówił, rozeszła się zamyśloną lineaturą zmarszczek, stała się podobna do sęków i słojów starej deski, z której zheblowano wszystkie wspomnienia. Przez chwilę myśleliśmy, że ojciec popadnie w stan drętwoty, który nawiedzał go czasem, ale ocknął się nagle, opamiętał i tak ciągnął dalej:

Očevo lice, dok je to govorio, bilo se razvuklo u zamišljenu mrežu bora, postalo nalik na čvorove i slojeve stare daske, sa koje su sastrugane sve uspomene. Trenutak smo mislili da će otac pasti u stanje ukočenosti, koje ga je ponekad posećivalo, ali se on naglo trgnuo, došao k sebi i ovako dalje nastavio:

– Dawne, mistyczne plemiona balsamowały swych umarłych. W ściany ich mieszkań były wprawione, wmurowane ciała, twarze; w salonie stał ojciec – wypchany, wygarbowana żona-nieboszczka była dywanem pod stołem. Znałem pewnego kapitana, który miał w swej kajucie lampę-meluzynę, zrobioną przez malajskich balsamistów z jego zamordowanej kochanki. Na głowie miała ogromne rogi jelenie.

– Davna, mistična plemena su balzamovala svoje mrtve. U zidove njihovih stanova su bila umetnuta, ugrađena tela, lica, u salonu je stajao otac – ispunjen, uštavljena pokojnica žena je bila ćilim pod stolom. Znao sam jednog kapetana koji je u svojoj kajiti imao lampu-meluzinu, koju su mu malajski balzamisti napravili od njegove ubijene ljubavnice. Na glavi je imala ogromne jelenske rogove.

W ciszy kajuty głowa ta, rozpięta między gałęziami rogów u stropu, powoli otwierała rzęsy oczu; na rozchylonych ustach lśniła błonka śliny, pękająca od cichego szeptu. Głowonogi, żółwie i ogromne kraby, zawieszone na belkach sufitu jako kandelabry i pająki, przebierały w tej ciszy bez końca nogami, szły i szły na miejscu. _ _ _ _ _ _  

Ta glava, razapeta među granama rogova pod tavanicom, u tišini kajite lagano je dizala trepavice, na poluotvorenim ustima sjajila se skramica pljuvačke, koja je pucala od tihog šapata. Meduze, kornjače i ogromni rakovi, obešeni na gredama tavanice kao kandelabri i pauci, bez kraja i konca su u toj tišini prebirali nogama, išli i išli na mestu...

Twarz mojego ojca przybrała naraz wyraz troski i smutku, gdy myśli jego na drogach nie wiedzieć jakich asocjacji przeszły do nowych przykładów:

Lice moga oca je odjednom dobilo brižan izraz, jer su mu misli putevima ko zna kakvih asocijacija prešle na nove primere:

– Czy mam przemilczeć – mówił przyciszonym głosem – że brat mój na skutek długiej i nieuleczalnej choroby zamienił się stopniowo w zwój kiszek gumowych, że biedna moja kuzynka dniem i nocą nosiła go w poduszkach, nucąc nieszczęśliwemu stworzeniu nieskończone kołysanki nocy zimowych? Czy może być coś smutniejszego niż człowiek zamieniony w kiszkę hegarową? Co za rozczarowanie dla rodziców, co za dezorientacja dla ich uczuć, co za rozwianie wszystkich nadziei, wiązanych z obiecującym młodzieńcem! A jednak wierna miłość biednej kuzynki towarzyszyła mu i w tej przemianie.

– Treba li da prećutim – govorio je prigušenim glasom – da se moj brat usled duge i neizlečive bolesti lagano promenio u klupče gumenih creva, da ga je moja sirota rođaka danju i noću nosila u jastucima, pevušeći nesrećnom stvorenju beskrajne uspavanke zimskih noći? Može li biti išta žalosnije od čoveka promenjenog u gumeno crevo? Kakvo razočaranje za roditelje, kakva dezorijentacija za njihova osećanja, kakvo rasvetljavanje svih nada, vezanih za mladića koji je mnogo obećavao! Pa ipak, verna ljubav jedne rođake pratila ga je u toj promeni.

  Ach! nie mogę już dłużej, nie mogę tego słuchać! – jęknęła Polda przechylając się na krześle. – Ucisz go, Adelo. _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

 

– Ah ne mogu više, ne mogu da slušam to! – jauknu Polda savijajući se na stolici. – Ućutkaj ga, Adela...

Dziewczęta wstały, Adela podeszła do ojca i wyciągniętym palcem uczyniła ruch zaznaczający łaskotanie. ojciec stropił się, zamilkł i zaczął, pełen przerażenia, cofać się tyłem przed kiwającym się palcem Adeli. Ta szła za nim ciągle, grożąc mu jadowicie palcem, i wypierała go krok za krokiem z pokoju. Paulina ziewnęła przeciągając się. Obie z Poldą, wsparte o siebie ramionami, spojrzały sobie w oczy z uśmiechem.

Devojke su ustale, Adela je prišla ocu i ispruženim prstom napravila pokret koji je označavao golicanje. Otac se zbunio, zaćutao i počeo, pun straha, da se povlači unazad pred Adelinim prstom koji se mrdao. Ova je stalno išla za njim, preteći mu otvoreno prstom, i korak po korak izbacivala ga iz sobe. Paulina je zevnula protežući se. Ona i Polda, naslonjene jedna na drugu ramenima, sa osmehom se pogledaše u oči.

 

 

S poljskog preveo Stojan Subotin

 

ç  SKLEPY CYNAMONOWE  è

 



[1] http://monika.univ.gda.pl/~literat/shulz/0005.htm

[2] Prodavnice cimetove boje – pripovetke / Bruno Šulc, prevod s poljskog i predgovor dr Stojan Subotin. – Beograd : Nolit, 1961, 264 str.

[3] http://monika.univ.gda.pl/~literat/shulz/0006.htm

[4] http://monika.univ.gda.pl/~literat/shulz/0007.htm